Portret rodzinny we wnętrzu

Architektura w służbie relacji
Życie Duchowe • JESIEŃ 84/2015
Dział • Temat numeru
(fot. sima dimitric / Flickr.com / CC BY 2.0)

Poniższy artykuł traktujący o architekturze sprzyjającej lub nie życiu rodzinnemu zamieściliśmy w naszym piśmie zainspirowani tezami encykliki Laudato sii Papieża Franciszka o swoistej ekologii środowiska, w którym żyje człowiek, a zwłaszcza nasze rodziny. Życie duchowe rodzin zależy od zdolności do kontemplacji, od rozwijania wrażliwości na piękno otoczenia, od tego, czy w domu jest gdzie się pomodlić i spotkać, czy jest gdzie pogłębiać relacje międzyludzkie, czy można tam zaprosić gości. Stąd, gdy mówimy o trosce o rodziny, nie możemy zapominać o trosce o to, w jakich warunkach dojrzewają do „chwalenia Pana”.

Przyjazna przestrzeń miejska

Współczesna rodzina najczęściej mieszka w mieście, ponieważ jedną z charakterystycznych cech obecnych czasów jest niezmiernie szybki rozwój miast na całym globie. Niebawem ponad dziewięćdziesiąt procent ludności świata będzie mieszkała w miastach. Wiele z tych miast w Ameryce Południowej i w Azji rozrasta się najszybciej w formie slumsów. Tak jest na przykład w Istambule, leżącym na granicy Europy i Azji. Cechą charakterystyczną miast europejskich jest wyróżniony w ich strukturze urbanistycznej centralny plac – rynek, średniowieczne następstwo antycznej agory. Tego wyróżnika są zazwyczaj pozbawione miasta obu Ameryk. W następstwie średniowiecznej lokacji, według reguł tego samego prawa, współcześni mieszkańcy starych europejskich miast mają podobne doświadczenie ich przestrzeni. Tylko nieliczne z najstarszych miast Europy zostały poddane wcześniejszej przebudowie, która zmieniła ich strukturę urbanistyczną. Na przykład restrukturyzację architektury Paryża, przez wielu historyków uważaną za dewastację, w XIX wieku przeprowadził Georges Haussmann. Od czasu tej reformy ani Conciergerie – najstarsza siedziba królów, ani Notre Dame – najstarsza katedra, nie są najważniejszymi punktami miasta, a o ocalałej po wielkiej przebudowie najstarszej ulicy Kota, Który Łowił Ryby pamiętają tylko historycy architektury.

Najczęściej solidarnie mieszkańcy europejskich śródmieść odczuwają dotkliwie brak zieleni i nieskuteczną ochronę przed hałasem, ale mają satysfakcję z dostępności kultury, usług i handlu. Doświadczenia mieszkańców historycznych miast w Polsce i w pozostałych krajach Unii Europejskiej są zasadniczo podobne, chociaż zamożne samorządy miejskie częściej praktykują rewitalizację z zastosowaniem koniecznego wyburzenia. Natomiast w przypadku mieszkańców przedmieść europejskich miast podobieństwa są wyraźniej ograniczone. Pozytywnym doświadczeniem większości jest życie w zieleni i w wybranym krajobrazie, co przekłada się także na materialną wartość tak zlokalizowanych nieruchomości z powodu rosnącej świadomości ekologicznej Europejczyków.

Jednak coraz liczniejsi mieszkańcy polskich przedmieść mają osobne doświadczenia: urbanistycznego chaosu i wszelkich konsekwencji braku koncepcji kompozycyjnej, które towarzyszą eksplozji zabudowy terenów podmiejskich. Wielokrotnie okazuje się, że w planach zabudowy nowych terenów z zupełnie niezrozumiałego powodu nie uwzględniono przedszkoli, szkół, terenów rekreacyjnych, parkingów lub innych koniecznych obiektów i to pomimo braku ograniczeń przestrzennych.

Tymczasem kreowanie przyjaznej przestrzeni miejskiej wymaga tylko zadania najprostszych pytań, praktycznych z punktu widzenia mieszkańca. I tak standardowy użytkownik miejskiej infrastruktury, patrząc na przykład na gmach użyteczności publicznej, oceni najpierw jego odległość od przystanków komunikacji miejskiej lub dostępność parkingu, użyteczność lokalizacji przejścia dla pieszych, wygodę chodnika i wysokość krawężników oraz rozmieszczenie w budynku drzwi, które przede wszystkim powinny być dobrze widoczne. Doświadczenie infrastruktury polskich miast i ich przedmieść niejednokrotnie poucza, że rozważanie tak banalnych zagadnień polscy architekci uznają za niewłaściwe.

Mieszkać bezpiecznie

Jednym z bolesnych absurdów współczesnej architektury polskich miast są dobrowolne „getta” mieszkalne, czyli kompleksy budynków izolowane ogrodzeniami, bramami na piloty, furtkami z zamkami szyfrowymi, patrolowane przez pracowników ochrony i śledzone przez kamery. Taka organizacja przestrzeni mieszkalnej jest uzasadniana względami bezpieczeństwa, ale często jej podtekstem jest także skrywana potrzeba znalezienia się w wyróżnionej społeczności mieszkańców zamkniętego osiedla. Jednak negatywne skojarzenia, które przywołują tak chronione budynki, są uzasadnione. Nie chodzi tylko o złe skojarzenia historyczne, ale także o to, że taki charakter przyjmuje zabudowa w państwach o dużym rozwarstwieniu społecznym i wysokim wskaźniku przestępczości, na przykład w Republice Południowej Afryki i w Stanach Zjednoczonych.

Długoterminowe społeczne skutki kreowania przestrzeni pod dyktando celowej separacji mogą być bardzo negatywne. Istnieje jednak alternatywa, a jest nią na przykład holenderski program „Mieszkać bezpiecznie”, u podstaw którego leży przekonanie, że negatywnych socjologicznych powikłań nie należy lekceważyć. Architektoniczne warunki życia kształtują między innymi społeczną wrażliwość, a wychowywanie dzieci w przestrzeni fizycznie podzielonej na enklawy o odmiennym statusie materialnym może w przyszłości skutkować negatywnie, jako jeden z dodatkowych czynników rozwarstwienia społeczeństwa i obniżenia poziomu społecznej wrażliwości.

Pomysłodawcy tego i podobnych programów postulują także budowanie domów „jesieni życia”, tak samo jak przedszkoli i szkół, wewnątrz osiedli, aby nie były izolowane osoby starsze i niesamodzielne, które na stałe lub czasowo nie są w stanie przebywać w domach bez opieki. Program „Mieszkać bezpiecznie” zakłada, że alternatywą dla ogrodzeń i monitoringu jest aktywizacja współodpowiedzialności mieszkańców za swoje osiedle i stara się jej sprzyjać. Twórcy programu uważają, że bezpieczeństwu najbardziej sprzyja maksymalne zróżnicowanie miejsca zamieszkania, zarówno pod względem skali, czyli sąsiedztwo domów jednorodzinnych i budynków wielorodzinnych, jednak nie wyższych niż pięciokondygnacyjne, jak i zróżnicowanie pod względem własności, a więc współistnienie budynków własnościowych, komunalnych i socjalnych. W przestrzeni kreowanej według takich założeń w sposób naturalny tworzą się więzi społeczne i zanika poczucie społecznej izolacji. Natomiast warunków sprzyjających największemu zagrożeniu dla bezpieczeństwa mieszkańców i ich mienia autorzy programu upatrują w kumulacji trzech czynników: znacznej atrakcyjności miejsca, jego dostępności i w warunkach niezauważalności potencjalnego przestępcy.

Dlatego program „Mieszkać bezpiecznie” zaleca, by pokoje dzienne były zlokalizowane od strony wspólnych terenów, aby drzwi były widoczne z ulicy i były zabezpieczone zamkami wysokiej jakości. Okna umieszczone poniżej trzech i pół metra od podstawy budynku także muszą spełniać odpowiednie standardy bezpieczeństwa. Nigdzie nie ma ogrodzeń i monitoringu, ale nie ma też żadnych barier dla „oczu społecznych”, ani architektonicznych, ani naturalnych, w postaci źle prowadzonej zieleni. Przed domami projektowane są małe ogródki przedzielone transparentnymi płotkami. Parkingi znajdują się w zasięgu wzroku patrzących przez okna i na każdym jest miejsce tylko dla maksymalnie dwudziestu samochodów. Bardzo dobrze widoczne są place zabaw dla dzieci, które nie są zasłonięte żadną wysoką roślinnością. Cały teren osiedla zaprojektowanego według wytycznych programu bazującego na zasadach solidarności społecznej jest zagospodarowany, zadbany i bardzo dobrze oświetlony. Można przypuszczać, że gdyby polskie rodziny miały wybór, to wyżej opisane osiedle okazałoby się dla wielu bardziej atrakcyjne od tych zamkniętych za ogrodzeniem.

Mieszkania polskich rodzin

Niestety w polskich realiach nie tylko wybór osiedla nie jest kwestią wolnego wyboru. Z badań statystycznych wynika, że mieszkania polskich rodzin są nie tylko małe, ale także często w złym stanie technicznym. W porównaniu z krajami „starej” Unii Europejskiej najgorsza jest sytuacja rodzin z dwojgiem i trojgiem dzieci. W Polsce tylko dwadzieścia pięć procent takich rodzin ma mieszkanie czteropokojowe, natomiast w innych krajach unijnych takie mieszkanie ma aż osiemdziesiąt pięć procent rodzin cztero- i pięcioosobowych. Ponad połowa Polaków mieszka w warunkach nieodpowiadających unijnym standardom. Najgorsza sytuacja jest na wsiach, gdzie więcej niż jedna trzecia budynków to domy przedwojenne, pozbawione podstawowych wygód. Nie zmienił tego stanu rzeczy nawet okres stosowania ulg podatkowych na inwestycje remontowe, w którym obraz polskiej wsi radykalnie zmienił się na lepsze.

Natomiast w miastach duże kompleksy bloków z „epoki” gomułkowskiej i gierkowskiej wymagają generalnych remontów. Bloki są sukcesywnie ocieplane, wymienia się w nich windy, ale wielu elementów nie można już zmienić i ich mieszkańcy doświadczają trudności w użytkowaniu na przykład złej jakości instalacji gazowych czy z niedostosowaniem przejść do używania wózków dziecięcych. Sformułowanie o „niespełnianiu unijnych standardów” oznacza w praktyce, że co dwudziesty Polak nie ma w mieszkaniu toalety i aż pięć procent mieszkańców Polski nie ma w mieszkaniu ani wanny, ani kabiny prysznicowej. W najbogatszych krajach Unii Europejskiej, na przykład w Danii, w ogóle nie ma już mieszkań pozbawionych podstawowych urządzeń sanitarnych.

Rażące są także różnice w metrażu mieszkań między Polską i innymi krajami Unii Europejskiej, czyli naszym najbliższym sąsiedztwem. W Kopenhadze na przykład średnia wielkość mieszkania to aż 135 metrów kwadratowych. Może jednak zaskakiwać, że największa powierzchnia mieszkalna na osobę przypada zarówno w Luksemburgu i w Danii, jak i w Hiszpanii oraz na Cyprze. Statystycznie mieszkaniec Luksemburga ma do wyłącznej dyspozycji 53 metry kwadratowe mieszkania, czyli dwukrotnie większą powierzchnię niż Polak. Nie możemy także liczyć na szybką poprawę sytuacji, ponieważ największe mieszkania kupowano w naszym kraju w 2008 roku i od tego czasu powierzchnia nabywanych lokali mieszkalnych z każdym rokiem się zmniejsza.

Dewiza doskonałości, harmonii i światła

Między mieszkaniami wszystkich Europejczyków jest też jednak coraz więcej podobieństw. Stosowane są coraz lepsze technologie, a w procesie projektowania eliminuje się bariery architektoniczne, na przykład w coraz niższych budynkach stosowane są windy. Natomiast w wyglądzie zewnętrznym budynków mieszkalnych narzuca się spostrzeżenie, że projektowane są coraz większe okna i nawet skromne realizacje są staranie wykańczane. Rynkowa konkurencja skuteczniej wymusza realizację estetycznych ideałów niż jakikolwiek uprzedni polityczny przymus. Często zarówno współczesne budynki użyteczności publicznej, jak i mieszkania mają sprawiać wrażenie materialnej realizacji postulatu: przestrzeń i światło. Niewielu architektów powtarza go w tej dosłownej formie, ponieważ dokładnie tak był sformułowany cel architektury faszystowskiej. Chociaż bez skrępowania posługuje się formułą „przestrzeń i światło” na przykład Jean Nouvel w komentarzach do swoich projektów. Ta dewiza doskonałości, ku której ma zmierzać wysiłek architekta, pozostaje niezmienna, ponieważ jest odpowiednikiem najbardziej uniwersalnej estetycznej definicji piękna, które polega na harmonii i blasku.

Doświadczanie architektury kształtuje wrażliwość estetyczną i do pewnego stopnia wpływa także na zdolności percepcyjne. Skoro jednak większość z nas nie jest w stanie dokonywać swobodnego wyboru własnego środowiska architektonicznego, dokładamy pewnych starań, by powyższe cele świadomie realizować w mikroskali. Najłatwiej można to zaobserwować w dążeniach współczesnych rodziców, by starannie urządzić pokoje małych dzieci. Pod dyktando fachowej literatury, a czasami z pomocą specjalistów dokonywany jest wybór kolorów, form i detali, które mają odpowiednio wpływać na dobry rozwój i samopoczucie dziecka.

Struktura wewnętrzna aktualnie projektowanych europejskich mieszkań ma istotne cechy wspólne: wolny plan i ściany działowe rozmieszczone według potrzeb i uznania mieszkańców. Współczesny opis mieszkania nie zawiera już takich elementów, jak kuchnia i liczba pokoi. Obecnie najczęściej projektowane są salony z aneksami kuchennymi, a pozostałe pokoje nazywane są sypialniami. I o ile nazywanie pokoju dziennego salonem w przypadku standardowego metrażu polskiego mieszkania brzmi patetycznie, to aranżowanie otwartej kuchni ma pewien sens. Stało się to możliwe dzięki udogodnieniom technicznym, na przykład z powodu powszechnego używania okapów kuchennych, które mają eliminować nadmiar pary i zapachów, oraz dzięki coraz bardziej przetworzonej żywności, która nie brudzi, tylko generuje wielką liczbę opakowań-odpadów. Pozytywne w tej zmianie jest to, że gotowanie nie wymaga przebywania w odosobnieniu i że w tak zorganizowanym wnętrzu życie rodzinne rzeczywiście może się toczyć wspólnie.

 

Portret rodzinny we wnętrzu – tytuł artykułu jest cytatem z Luchino Viscontiego. Jego film pod tym samym tytułem miał premierę w 1974 roku. Visconti sportretował w nim rodzinę na tyle niestandardową, że główny bohater filmu, obserwator bezsprzecznie inteligentny, nie potrafił jej zrozumieć. Nie jest też wcale konieczna analiza współczesnych przemian relacji rodzinnych, by sportretować życie w architekturze. Architektura jest niemym świadkiem naszego życia, to w naszych domach i mieszkaniach przeżywamy wszystkie najważniejsze emocje. Ów niemy świadek przemawia jednak do uważnego obserwatora, na przykład takiego, jak Visconti. W jego filmach każda postać, jeśli miała znaczenie, miała za sobą ważne tło często naturalnej, realistycznej lub historycznej scenografii, które mówiło o bohaterze nawet wtedy, kiedy on sam milczał. Tak zazwyczaj jest, że nasz dom, nasze mieszkanie, nasz pokój odzwierciedlają naszą drogę życiową, tradycję, aspiracje i marzenia.