Z Ćwiczeniami duchownymi spotkałam się osobiście w końcu 1992 roku, niedługo po mianowaniu mnie prezesem NBP. Mimo że wcześniej odprawiałam różnego rodzaju rekolekcje, to jednak pierwszy tydzień Ćwiczeń okazał się całkowicie inny od moich dotychczasowych doświadczeń. Ta inność była przede wszystkim związana z milczeniem, z wyciszeniem wszelkich zewnętrznych bodźców w trakcie rekolekcji. Chociaż poprzednio także spotykałam się na rekolekcjach z milczeniem, to podczas Ćwiczeń było ono - powiedziałabym - bardziej radykalne. To właśnie między innymi dzięki milczeniu mogłam się lepiej otworzyć na głos Boga.
Innym ważnym i nowym elementem było obecne w Ćwiczeniach wypośrodkowanie między osobistym wymiarem kontaktu z Bogiem a wymiarem wspólnotowym. W rekolekcjach poprzednio przeze mnie odprawianych obecność elementu wspólnotowego była znacznie większa, Ćwiczenia zaś bardziej podkreślały wymiar indywidualny spotkania z Bogiem.
Cenię sobie jednak niezwykle moje poprzednie rekolekcyjne doświadczenia, ponieważ z perspektywy czasu coraz jaśniej widzę, że do Ćwiczeń duchownych trzeba być przygotowanym. Myślę, że owoce Ćwiczeń zależą w pewnym sensie od stanu przygotowania osoby, która je odprawia. Jeśli jesteśmy lepiej przygotowani, Bóg jakby wyraźniej nas dotyka.
Ćwiczenia duchowne stały się dla mnie przede wszystkim konfrontacją z własną wiarą. Na samym początku mojego świadomego życia z Bogiem wydawało mi się, że wiara nie wymaga jakichś głębszych refleksji. Doświadczałam Go jako kogoś, kto jest bardzo blisko, niejako "w zasięgu ręki". Dzięki Ćwiczeniom odkryłam, że Bóg jest nieogarniony, niepojęty. Wielka była w tym rola medytacji i kontemplacji ewangelicznych. To ustawiczna modlitwa praktykowana na tych rekolekcjach sprawiała, że miałam wrażenie ciągłego obcowania z Bogiem.
W Ćwiczeniach spotkałam Boga nie posługując się uczuciami. Do tej pory spotykałam Go poprzez doznania emocjonalne, a te rekolekcje pokazały mi, iż uczucia nie są w kontakcie z Bogiem konieczne. Chociaż czytałam o tym wcześniej, to jednak dopiero na Ćwiczeniach doświadczyłam, że to nie uczucia są miarą duchowego rozwoju.
Największą wartością wyniesioną z Ćwiczeń okazała się dla mnie ignacjańska reguła rozeznawania woli Bożej. Myślę zresztą, że jest to sprawa ważna dla każdego człowieka, szczególnie dla człowieka świeckiego, który - być może nawet w większym stopniu, niż ktoś żyjący w zakonie i zobowiązany ślubem posłuszeństwa - musi wciąż rozeznawać.
W rozeznawaniu woli Bożej pomaga mi ogromnie codzienny rachunek sumienia. To on właśnie pozwala mi zbliżyć się do prawdy o mnie samej i do prawdy o Bogu. Dzięki Ćwiczeniom odkryłam, że regularna praktyka rachunku sumienia jest bardzo ważna. Mimo że dzięki niej odkrywam wiele moich niewierności, to jednak za każdym razem widzę też ogrom Bożego miłosierdzia.
Ten szczególny dar Ćwiczeń, którym jest dla mnie pomoc w rozeznawaniu woli Bożej, jest równocześnie związany z dużym trudem i niepewnością, która wiąże się z komunikacją z Bogiem. Nigdy przecież nie mamy pewności, że to naprawdę mówi Bóg. Myślę, że właśnie w tej niepewności jest miejsce dla wiary i zaufania. Człowiek może się przecież pomylić, a wtedy pozostaje tylko świadomość Jego miłosierdzia, Jego dobroci, która przyjmuje nas i nasze wysiłki.
Odkryłam, że każdy tydzień Ćwiczeń niesie osobną łaskę. Ja cenię sobie bardzo tę szczególną dynamikę uczestnictwa w Ćwiczeniach, której doświadczyłam, a która polega na tym, iż raz na rok przeżywa się jeden tydzień intensywnej "teorii", a potem następuje 11 miesięcy równie intensywnej życiowej "praktyki". Odprawiając Ćwiczenia właśnie tak to przeżywałam - najpierw "uczyłam się" czegoś o Jezusie, a następnie tego doświadczałam. Choć nie zawsze tak było. Przeżyłam trudny wymiar cierpienia, wymiar krzyża w moim osobistym życiu na kilka miesięcy przed odprawieniem trzeciego tygodnia Ćwiczeń, traktującego o męce Jezusa. W tym wypadku okazało się, że Pan Bóg jakby "zmienił kolejność" swojej pracy ze mną.