Muzyka Wojciecha Kilara

Życie Duchowe • LATO 79/2014
Fot. Foter / CC

29 grudnia 2013 roku zmarł Wojciech Kilar. Śmierć znanego człowieka zawsze zwraca na niego uwagę nawet tych, którzy na co dzień nie wykazywali nim zainteresowania. Podobnie było i w tym przypadku. Wszystkie media zamieszczały informacje, artykuły i audycje poświęcone postaci i dziełu kompozytora. Czasem po drobiazgach, takich jak choćby podkreślanie, że umarł pianista i kompozytor, choć Kilar porzucił myśl o karierze pianistycznej jeszcze w czasie studiów w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej i przez ostatnie pół wieku nikt go publicznie przy fortepianie nie widział, można było się zorientować, że informatorom bohater ich działań jest dość daleki. Nie zmienia to jednak faktu, że spora część polskiego społeczeństwa dowiedziała się właśnie wtedy, kto był twórcą najpopularniejszego dziś poloneza napisanego przez Kilara do Pana Tadeusza w reżyserii Andrzeja Wajdy lub Orawy obecnej w naszym życiu koncertowym zarówno w oryginalnej smyczkowej wersji, jak i w licznych transkrypcjach, wśród których najciekawsza wydaje się opracowana przez Janusza Wojtarowicza dla Motion Trio.

Mówiono i pisano wiele o filmowych sukcesach Wojciecha Kilara, który swą muzyką podbił Hollywood, przypominano jego rolę w kształtowaniu polskiej awangardy wraz z Krzysztofem Pendereckim i Henrykiem Mikołajem Góreckim w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, wspominano „góralskie” wątki jego twórczości. Mało uwagi poświęcono jego twórczości religijnej, a przecież ona pomaga najlepiej zrozumieć Kilara-człowieka. Jak bowiem przed laty stwierdził Tadeusz Strugała, znany dyrygent i przyjaciel kompozytora: „Nie można muzyki oddzielić od postaci. To, co człowiek – o określonym charakterze, naturze, cechach – przeżył, znajduje swe odbicie w muzyce. Stąd kompozycje Kilara w doskonały sposób go charakteryzują. Można w jego muzyce odnaleźć spokój, powściągliwość, a także ogromny temperament, który przecież istnieje schowany za łagodnością Wojciecha Kilara”1. Nie bez powodu Leszek Polony, muzykolog i publicysta, w opracowanej przez siebie biografii Wojciecha Kilara nazwał go „homo viator et religiosus”2 – „pielgrzymem i człowiekiem religijnym”.

 

Homo viator

„Pielgrzymowanie” Wojciecha Kilara odbywało się na kilku płaszczyznach. Pierwsze było realne. Urodzony 17 lipca 1932 roku we Lwowie w domu przesyconym sztuką z racji aktorskiej profesji matki, miasto dzieciństwa musiał opuścić jesienią 1944 roku. Krosno, Rzeszów, Kraków są kolejnymi stacjami jego peregrynacji prowadzącej do Katowic. To miasto stanie się domem Wojciecha Kilara. Wprawdzie nigdy nie wyrzeknie się swoich lwowskich korzeni, ale będzie się uważał za Ślązaka.

W Katowicach znajdzie wspaniałych pedagogów i otrzyma wykształcenie muzyczne, w katowickiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej pozna swą przyszłą żonę pianistkę Barbarę Pomianowską, z którą przeżyje w harmonii przeszło czterdzieści lat. Do niewielkiego domu w Katowicach-Brynowie będzie wracać z radością z licznych podróży zagranicznych, by pisać kolejne dzieła. W 2006 roku otrzyma honorowe obywatelstwo Katowic udokumentowane symbolicznym kluczem do bram miasta wręczonym kompozytorowi przez prezydenta Katowic Piotra Uszoka. W Katowicach też, na cmentarzu przy ul. Sienkiewicza, na którym spoczywa wielu zasłużonych dla miasta i regionu, znajdzie ostatnie schronienie.

„Pielgrzymowaniem” była też droga twórcza Wojciecha Kilara. Rozpoczynał, jak wszyscy w tym okresie, od estetyki neoklasycznej. Po 1956 roku zachłysnął się awangardą, choć to zauroczenie nie trwało długo i nigdy nie zatarło silnie już wtedy ukształtowanych cech osobniczych jego muzycznego warsztatu. Jak pisze Leszek Polony, Kilar awangardowe techniki traktował „nie jako cel sam w sobie, lecz środek do celu, jakim był pomysł muzyczny, koncepcja formy muzycznej jako narracji, ekspresji przeżycia czy zgoła wyrazu treści pozamuzycznych”3.

Kompozytor szybko zdał sobie sprawę z jałowości postulatów awangardy, stworzył własny muzyczny świat, w którym nowoczesność doskonale połączył z tradycją. Krótkie studia paryskie u Nadii Boulanger i bezpośredni kontakt z francuską kulturą dały asumpt do jeszcze wyraźniejszego poszukiwania w procesie twórczym ładu, precyzji wypowiedzi w możliwie najdoskonalszej postaci. Wojciech Michniewski, dyrygent wielokrotnie wykonujący utwory Wojciecha Kilara twierdzi, że jest to „muzyka pisana tak, aby uzyskać maksymalną oszczędność i jednorodność, homogeniczność pomysłu, formy i środków. […] Kilar jest mistrzem wyciskania maksimum z pojedynczego, prostego pomysłu muzycznego”4.

Podobnie uważa inny polski mistrz batuty Jacek Kaspszyk: „świadectwem najwyższej jakości muzyki Kilara jest fakt, że nigdy nie wypuścił spod pióra utworów złych, słabych. U niektórych kompozytorów o wielkich nazwiskach zdarzają się utwory, które nas nie ciekawią, nie fascynują. […] Kilar – co zawsze podkreśla – pisze muzykę, w którą głęboko wierzy, która mu sprawia największą radość. Wkłada w to całą swoją pracę. Utwór jest przemyślany od początku do końca”5.

Jeszcze opinia Kazimierza Korda, dziś nestora polskich dyrygentów, który pytany o różnice pomiędzy muzyką filmową Kilara i jego twórczością koncertową odpowiada: „jeden i drugi rodzaj muzyki był dziełem tego samego wybitnego artysty, myślącego muzycznie w ten sam, oryginalny sposób. Tylko muzyka tworzona była dla innych celów i musiało się to w jakiejś formie uzewnętrznić”6. I zdanie melomana, nie-fachowca, ale wrażliwego odbiorcy, Gustawa Holoubka, dla którego najważniejsza w muzyce Wojciecha Kilara jest „odwaga emocjonalna. On się nie boi temperamentu, nie boi obnażania emocji, fascynacji uczuciowej. Nie ogranicza się do matematyki muzycznej, wychodzi poza nią, łamie bariery nakazów czysto formalnych i ładuje z całą namiętnością wszystko to, co czuje. Siła muzyki Kilara tkwi w jego prostocie i swoistym bezwstydzie w wyrażaniu uczuć”7.

Dodać trzeba, że za tę prostotę i emocjonalność wielokrotnie spotykały kompozytora negatywne oceny krytyki. Kochali go za to odbiorcy jego muzyki, którzy umieli docenić jej prawdę. Wojciech Kilar który był w codziennych kontaktach człowiekiem uroczym, na pozór bezpośrednim, ale zawsze jakby lekko wycofanym, broniącym dostępu do swego wnętrza, w twórczości dawał siebie w pełni. Szczególnie w dziełach religijnych, które należą do chyba najważniejszego nurtu jego twórczości.

 

Homo religiosus

W dorobku twórczym Wojciecha Kilara tematyka religijna pojawiła się dość późno, przeszło ćwierć wieku od debiutu, jakby i do niej musiał dojść, dojrzeć. Jest to o tyle zastanawiające, że kompozytor był głęboko religijny, co w dużej mierze zawdzięczał żonie. Mówił: „Zawsze byłem człowiekiem wierzącym, lecz przez wiele lat byłem «katolikiem, ale…» […]. Moja żona – tak jak Maryja – prowadziła mnie do Boga. […] Całe jej życie było bowiem taką maryjną, ciepłą, serdeczną służbą, a przez tę służbę była narzędziem Boga w moim życiu”8. Nigdy jednak w religijności Wojciecha Kilara nie było ostentacji. Potrafił idealnie łączyć deklaratywność swoich poglądów i rygoryzm moralny z poszanowaniem poglądów otoczenia. Być może ten późny zwrot ku tematyce religijnej wynikał właśnie z wrodzonej powściągliwości, z głębi przeżycia niewymagającego materializacji w dźwięku. Być może też kompozytorowi potrzebne były dodatkowe bodźce pełniące rolę katalizatora. Sam tak to określał: „utwory mające związek z religią komponowałem z bardzo osobistej potrzeby, związanej zresztą z okolicznościami. Sprawy religijne splatały się w jakiś sposób ze sprawami narodowymi”9.

Pierwszym z takich utworów religijno-patriotycznych czy narodowych była Bogurodzica napisana na chór mieszany i orkiestrę w 1975 roku i wykonana rok później na Warszawskiej Jesieni. Nim zabrzmi melodia dawnej pieśni rycerstwa polskiego, Kilar każe chórowi recytować, powtarzać jej wstępne wersety, a dźwięk werbla rozpoczynający utwór przypomina o jej bitewnym charakterze. Kondensacja emocji osiągnięta przez kompozytora czyni z Bogurodzicy dzieło znaczące, dające wiele do myślenia.

Podobnie patriotyczne konotacje ma Exodus powstały w 1981 roku i wykonany po raz pierwszy pod koniec września tegoż roku. Mottem kompozycji stały się słowa pieśni zaczerpnięte z biblijnej Księgi Wyjścia „Śpiewajmy pieśń chwały na cześć Jahwe, bo swoją potęgę okazał…” (por. Wj 15, 1), którą po przejściu przez Morze Czerwone zaintonował lud Izraela. I tu narastanie napięcia wywołane ustawicznym powtarzaniem motywu muzycznego w coraz to potężniejszym opracowaniu instrumentalnym znajduje rozładowanie w finałowym radosnym okrzyku Alleluja!

Hymnem radosnym, dziękczynnym, pełnym optymizmu jest Victoria, podobnie jak dwa wcześniejsze utwory napisana na chór i orkiestrę symfoniczną w 1983 roku dla uczczenia drugiej wizyty Jana Pawła II w Polsce. Wojciech Kilar posłużył się w tym utworze słowami, którymi Jan III Sobieski anonsował swe zwycięstwo pod Wiedniem: Venimus, vidimus, Deus vicit – „Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył”.

Rzecz charakterystyczna, jeśli w Bogurodzicy znaleźć jeszcze można jakieś skomplikowane współbrzmienia, to w kolejnych utworach kompozytor upraszcza język muzyczny, wykorzystując tę prostotę i repetycję muzycznych motywów połączoną z wysmakowaną instrumentacją, do budowania wspaniałych gradacji napięć emocjonalnych. Najlepiej ilustruje to Angelus na sopran, chór i orkiestrę z roku 1984, muzyczny różaniec odmawiany przez chór z podkreśleniem słowa „teraz, teraz, teraz”, jakby z błaganiem o natychmiastową boską interwencję, co staje się zrozumiałe, zważywszy na czas powstania utworu. Wojciech Kilar ofiarował go klasztorowi na Jasnej Górze, z którym Kilarów łączyły szczególne więzi. Kompozytor został nawet przyjęty do konfraterni zakonu paulinów.

Wątek religijno-narodowy w twórczości Wojciecha Kilara zarysował się szczególnie wyraźnie, gdy na jednym z festiwali Wratislavia Cantans trzy utwory: Bogurodzicę, Angelus i Exodus zestawiono w jedną całość. Jak mówi kompozytor: „Zdałem sobie wówczas sprawę, że to jest taki w sumie optymistyczny skrót naszej historii […], czyli Bogurodzica – wielkość oręża, Angelus – opłakiwanie czasu złego i Exodus – przejście przez Morze Czerwone i, miejmy nadzieję, dobra przyszłość mojej ojczyzny”10.

 

Prostota i wzniosłość

Z biegiem czasu kompozytor coraz bardziej dystansuje się od bieżących spraw. Wprawdzie można jeszcze mówić o związku jego najpoważniejszego religijnego dzieła, czyli Mszy o pokój z czasem, w jakim powstało, bo Missa pro pace napisana została w 2000 roku, czyli na zamknięcie wieku wojen i kataklizmów. To jednak już ostatnie tak zaangażowane dzieło Kilara. Po nim następuje jeszcze wokalno-instrumentalne Magnificat z 2006 roku dedykowane żonie, rok później również wokalno-instrumentalna Symfonia adwentowa, w której kompozytor wykorzystał tekst kończący Apokalipsę oraz śląskie i niemieckie pieśni adwentowe. W 2008 roku, już po śmierci żony, napisze Te Deum dedykowane jej pamięci na kwartet solistów, chór i orkiestrę. W tym samym roku powstaje Veni Creator na chór i smyczki. W czasie chyba najtrudniejszym dla kompozytora Kilar sięga po teksty chwalebne i błagalne zarazem. Trudno o większą, wyrazistszą deklarację swojego stosunku do transcendencji.

A potem forma artystycznej wypowiedzi ulega jeszcze większemu uproszczeniu i sublimacji emocjonalnej. Powstają utwory na chór a cappella. Kompozytor ma już w dorobku napisany w 2003 roku chóralny Lament wykorzystujący piętnastowieczną pieśń zachowaną w jednym z wrocławskich manuskryptów. Teraz pisze Hymn Paschalny na dziesięciolecie przekształcenia Akademii Teologii Katolickiej w Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego (2008) i Lumen do fragmentów Psalmu 136 uświetniający obchody czterechsetlecia urodzin Jana Heweliusza (2011). Ostatnim jego utworem napisanym w roku śmierci i wykonanym w czerwcu 2013 na koncercie z okazji jubileuszu Uniwersytetu Śląskiego jest Modlitwa do Małej Tereski do słów księdza-poety Jerzego Szymika. I ten wybór dobrze charakteryzuje duchowość kompozytora.

Wojciecha Kilara nie ma już wśród nas. Odszedł człowiek szczególny i w swej twórczości, i w swej życiowej postawie. Pozostała muzyka, która urzeka, ale wymaga też wiele namysłu, bo mówi do słuchacza z wielką mocą o sprawach ważnych, jeśli nie najważniejszych. A wszystkim, którzy mieli okazję i szczęście zetknąć się bezpośrednio z kompozytorem, zostaje zgodzić się z opinią wygłoszoną niegdyś przez Jerzego Łukaszewicza grającego w filmach oprawionych Kilarowską muzyką: „Wojciech Kilar zachwyca niezwykłym wewnętrznym błyskiem, którym nie każdy człowiek jest tak obficie obdarowany. Jego muzyka bowiem otwiera magiczne i tajemnicze wymiary, prowadzące w przestrzenie, gdzie wstęp mają tylko aniołowie”11.

 

1 Cyt. za: M. Malatyńska, A. Malatyńska-Stankiewicz, Scherzo dla Wojciecha Kilara, Kraków 2002, s. 35.

2 L. Polony, Kilar. Żywioł i modlitwa, Kraków 2005, s. 50.

3 Tamże, s. 32.

4 Cyt. za: M. Malatyńska, A. Malatyńska-Stankiewicz, dz. cyt., s. 26.

5 Tamże, s. 86.

6 Tamże, s. 107.

7 Tamże, s. 22.

8 Cyt. za: K. Kajdan, Basia prowadziła mnie do Boga, „Niedziela”, 52/2009, s. 16-17.

9 K. Podobińska, L. Polony, Cieszę się darem życia, Kraków 1997, s. 36.

10 Cyt. za: V. Rotter-Kozera, Z. Sowiński, Wojciech Kilar Credo, film dokumentalny, 2013.

11 Cyt. za: M. Malatyńska, A. Malatyńska-Stankiewicz, dz. cyt., s. 34.