Prozelityzm – wypaczona metoda nawracania

Życie Duchowe • LATO 107/2021
Dział • Temat numeru
Fot. Józef Augustyn SJ

Zgodnie z powszechnie przyjętą definicją prozelityzm ma na celu pozyskanie nowych wyznawców danej religii lub wyznania. Pier­wotnie nie miało ono wyraźnego wydźwięku negatywnego. W No­wym Testamencie słowo „prozelita” oznacza po prostu poganina, który przeszedł na judaizm (por. Dz 2,11; 6,5; 13,43). Jednak sam Je­zus użył tego słowa w wypowiedzi potępiającej zachowanie uczo­nych w Piśmie i faryzeuszów: „Biada wam, […] obłudnicy, bo przemierzacie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę [prosélyton]. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami” (Mt 23,15).

Trzeba przyznać, że przez wiele wieków w Kościele katolickim pro­zelityzm był właściwie synonimem ewangelizacji. Obecnie zaś ma z zasady znaczenie negatywne, gdyż polega na wywieraniu nacisku lub manipulowaniu ludźmi w ten sposób, aby przyjęli daną wiarę.

Ekskluzywizm zbawczy jako przyczyna prozelityzmu

Jako jedną z głównych przyczyn propagowania i upowszechniania prozelityzmu w Kościele katolickim stało się dosłowne rozumienie twierdzenia św. Cypriana z Kartaginy (zm. 258): „Poza Kościołem nie ma zbawienia”[1]. Jeżeli interpretować tę zasadę dosłownie, to wy­nikałoby z niej, że poza Kościołem katolickim istnieje jedynie próż­nia eklezjalna. Aby zaś móc należeć do Kościoła, trzeba koniecznie przyjąć sakrament chrztu. Dlatego od czasów średniowiecza zaczę­to praktykować masowe udzielanie chrztu poganom, zwłaszcza gdy władca danego państwa przyjmował wiarę chrześcijańską, aby w ten sposób dać im jakąkolwiek szansę na życie wieczne. Przy udzielaniu chrztu, będącego bramą otwierającą dostęp do innych sakramen­tów, nie troszczono się o uprzednie przygotowanie kandydata. Wła­ściwie wystarczyło samo jego milczące przyzwolenie.

W tym kontekście szczegółowe instrukcje podaje papież Innocen­ty III (1198–1216) w liście do arcybiskupa w Arles (1201): „Jest zupełnie przeciwne religii chrześcijańskiej, by kogoś – w każ­dym wypadku niechętnego i zupełnie opornego – przymuszać do przyjęcia i zachowania chrześcijaństwa. Dlatego niektórzy dość rozumnie rozróżniają dwojaką niechęć i dwojaki przymus. Jeżeli ktoś groźbami i mękami naglony, i aby nie ponieść szkody, przyj­muje sakrament chrztu, to taki [człowiek], jak również i ten, kto do chrztu przystępuje, udając dobrą wolę, otrzymuje wyciśniętą na sobie pieczęć chrześcijaństwa. […] Ten jednak, kto nigdy się nie zgodził, ale zawsze się sprzeciwia, ani łaski sakramentu, ani charakteru nie przyjmuje, bo więcej znaczy wyraźny sprzeciw niż odrobina zgody”[2]. W tym miejscu należy dodać, że niejednokrotnie mający przyjąć chrzest byli stawiani przed następującym wyborem: przyjęcia wia­ry chrześcijańskiej albo utraty życia.

Takie „hurtowe” udzielanie chrztu było praktykowane także w XVI wieku, czego przykładem może być choćby praca misyjna w In­diach św. Franciszka Ksawerego (1506–1552). W listach do św. Igna­cego Loyoli (1491–1556) pisał on, że ochrzczeni wiedzą jedynie, że są chrześcijanami, są pozbawieni Eucharystii, nikt ich nie „nauczył Składu Apostolskiego, Modlitwy Pańskiej, Pozdrowienia Aniel­skiego i przykazań Bożych”[3]. Dlatego też żalił się, że ludzie ci, choć ochrzczeni, są narażeni na wieczne potępienie.

Również wypracowana po reformacji zasada polityczno-religijna cuius regio, eius religio („czyje rządy, tego religia”) sprzyjała prak­tykowaniu prozelityzmu. Odtąd jednak właściwie każde wyznanie chrześcijańskie mogło uważać się za to, które posiada monopol na zbawienie. Zmiana w tym względzie nastąpi dopiero przez przy­jęcie na Soborze Watykańskim II (1962–1965) Deklaracji o wolno­ści religijnej Dignitatis humanae, w której podkreślono, że „oso­ba ludzka ma prawo do wolności religijnej. Wolność ta polega na tym, że wszyscy ludzie powinni być wolni od przymusu ze strony czy to jednostki, czy też grup społecznych i wszelkiej władzy ludz­kiej, i to przynajmniej tak, żeby nikt nie był zmuszany do działania wbrew swemu sumieniu ani nie doznawał przeszkody, gdy działa według swego sumienia” (nr 2).

Uniatyzm jako prozelityzm grupowy

Szczególną formą prozelityzmu jest uniatyzm. Zaczął on być prak­tykowany po Wielkiej Schizmie (1054), gdy doszło do trwałego ze­rwania jedności kościelnej między Rzymem i Konstantynopolem. Odtąd niektórzy przedstawiciele Kościołów wschodnich podejmo­wali wysiłki na rzecz przywrócenia utraconej jedności poprzez za­wieranie unii z Rzymem. Pierwsze takie próby miały miejsce na II Soborze Lyońskim (1274) oraz na Soborze Ferraro-Florenckim (1439). Jednak nie okazały się one trwałe.

Druga fala tego typu unii była zawierana od XVI do XIX wieku. Miało to już miejsce w dużej mierze po Soborze Trydenckim (1545–1563), kiedy stanowisko Kościoła katolickiego w kwestii zbawienia poza widzialnymi granicami Kościoła uległo jeszcze większemu usztywnieniu. Odtąd bowiem zaczęto wręcz podkreślać, że poza Kościołem rzymskim nie ma zbawienia (!). Dlatego też Kościoły unickie, zwane później katolickimi Kościołami wschodnimi, były traktowane jako „gorsza” część Kościoła katolickiego, która powin­na w jak największym stopniu upodobnić się do Kościoła łacińskie­go. Dopiero papież Leon XIII (1878–1903) uznał równość wszyst­kich obrządków, a misjonarzom łacińskim zabronił pod groźbą kar kościelnych przeciągać wiernych Kościołów wschodnich do Kościoła łacińskiego. Zakaz ten nie zawsze był jednak respektowa­ny przez misjonarzy rzymskokatolickich, a nawet Kurię Rzymską.

Do najważniejszych tego typu unii zawieranych w Europie Wschodniej należy zaliczyć unię brzeską (1596), której spadko­biercą jest Ukraiński Kościół Greckokatolicki i Białoruski Kościół Greckokatolicki. Kolejną jest unia użhorodzka (1646), w wyniku której istnieje Diecezja Mukaczewsko-Użhorodzka na Rusi Zakar­packiej (Ukraina), Słowacki Kościół Greckokatolicki i Węgierski Kościół Greckokatolicki. Z kolei Kościół Rumuński Zjednoczony z Rzymem (Greckokatolicki) powstał w momencie zawarcia unii z Rzymem w Alba Iulii w 1700 roku.

Wyżej wymienione Kościoły w czasach komunistycznych zostały formalnie skazane na likwidację poprzez przyłączenie ich do Ko­ścioła prawosławnego, od którego przez zawarcie unii z Rzymem niegdyś się odłączyły. Faktycznie jednak działały one w podziemiu aż do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłe­go stulecia. Gdy zaś zaczęły na powrót działać legalnie i próbować odzyskiwać mienie, które wcześniej władze komunistyczne przeka­zały Kościołowi prawosławnemu, wówczas prozelityzm i uniatyzm stały się palącym problemem w dialogu katolicko-prawosławnym.

W dokumencie roboczym z Fryzyngi (1990) teologowie katoliccy i prawosławni zgodnie przyznali, że „wszelkie usiłowanie zmierzające do nakłaniania wiernych, aby z jednego Kościoła przeszli do drugie­go – co powszechnie nazywa się prozelityzmem – należy wykluczyć jako dewiację działalności duszpasterskiej”[4]. Natomiast w kolejnym dokumencie katolicko-prawosławnym z Balamand (Liban) z 1993 roku zdecydowanie odrzucono uniatyzm jako formę apostolatu misyjnego i metodę osiągnięcia jedności w dzisiejszych czasach[5].

Dlatego nie należy się dziwić, że zarzut o uprawianie uniatyzmu odżył w 2009 roku, kiedy to papież Benedykt XVI (2005–2013) ogłosił konstytucję apostolską Anglicanorum coetibus, powołu­jącą ordynariaty personalne dla byłych anglikanów, uznających w pełni doktrynę Kościoła katolickiego, przy zachowaniu przez nich elementów dyscypliny i liturgii anglikańskiej. Tę decyzję usprawiedliwia jednak fakt, że to sami anglikanie poprosili pa­pieża o przyjęcie ich do pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim.

Prozelityzm motywowany korzyściami doczesnymi

Genezy przyjęcia wiary chrześcijańskiej dla korzyści można by do­szukiwać się już w pytaniu Piotra skierowanym do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzyma­my?” (Mt 19,27). Z kolei gdy Szymon Mag zobaczył, że Apostoło­wie udzielają Ducha Świętego przez nakładanie rąk, zapragnął zakupić od nich tę władzę. Wtedy Piotr wezwał go do opamięta­nia się: „Odwróć się […] od swego grzechu i proś Pana, a może ci odpuści twój zamiar” (Dz 8,22). Gdy zaś za panowania Teodozju­sza Wielkiego (347–395) chrześcijaństwo stało się w Cesarstwie Rzymskim religią państwową, odtąd nowa religia zaczęła mieć charakter koniunkturalny. Przyjęcie chrześcijaństwa otwierało bowiem drogę do kariery, władzy i bogactwa. To samo zjawisko można było zaobserwować w innych państwach, w których wład­ca, a w ślad za nim jego poddani przyjmowali chrzest, na przykład Polacy od roku 966, za panowania Mieszka I (zm. 992).

Przyjmowanie wiary ze względu na koniunkturę, wygodę, karierę czy korzyści materialne pozostaje wciąż aktualne. Zdarza się nadal, że pracodawca zatrudnia pracowników przynależących jedynie do jego wyznania. Innowiercom zaś daje do zrozumienia, że chętnie ich zatrudni, jeśli zdecydują się na przejście do Kościoła lub wspól­noty kościelnej pracodawcy. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku znane były wypadki, kiedy na przykład nieochrzczony obywatel Ukrainy deklarował księdzu rzymskokatolickiemu po­chodzącemu z Polski, że chętnie przyjmie z jego rąk chrzest, jeśli ten zagwarantuje mu stałą i dobrze płatną pracę w Polsce.

W odpowiedzi na tego typu nadużycia Wspólna Grupa Robocza Kościoła Rzymskokatolickiego i Światowej Rady Kościołów w do­kumencie studyjnym pt. Wspólne świadectwo i prozelityzm (1970) opracowanym przez Wspólną Komisję Teologiczną nakazała unikać: „b) Wszelkiego jawnego albo ukrytego proponowania korzyści materialnych lub innych korzyści doczesnych, w zamian za zmia­nę przynależności wyznaniowej. c) Wszelkiego wykorzystywania niedostatku, słabości lub braku wykształcenia osób, do których jest kierowane świadectwo, w celu nakłonienia ich, by przystąpiły do danego Kościoła. […] e) Posługiwania się motywami, nie zwią­zanymi z samą wiarą, lecz stosowanymi jako zachęta do zmiany przynależności wyznaniowej: np. odwoływania się do motywów politycznych w celu pozyskania osób, pragnących zapewnić sobie opiekę lub korzyści ze strony władz państwowych, albo pozostających w opozycji wobec panującego reżimu"[6].

Papież Franciszek na początku swego pontyfikatu w adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium (2013) podkreśla, że „Kościół nie rośnie przez prozelityzm, ale przez przyciąganie” (nr 14). Słowa te nawiązują do wcześniejszej myśli Benedykta XVI, który wska­zał, że źródłem tego „przyciągania” jest sam Chrystus. Tak jak On przyciąga wszystkich do siebie (por. J 12,32) „mocą swojej miłości, która osiągnęła swój szczyt w ofierze krzyża, tak i Kościół wypełnia swą misję, jeżeli zjednoczony z Chrystusem, realizuje swe dzieło zgodnie z duchem i konkretnym przykładem miłości swego Pana”[7].

Przypisy:
[1] Cyprian z Kartaginy, Epistola LXXIII, 21, „Corpus Scriptorum Ecclesiasticorum Latinorum”, vol. 3.2, 795.
[2] S. Głowa, I. Bieda (opr.), Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, Poznań 1997, VII, 238.
[3] Św. Franciszek Ksawery, List z 29 X 1542 r., w: Epistulae S. Francisci Xaverii aliaque eius scripta, „Monumenta Historica Societatis Iesu”, vol. 67, Romae 1944, s. 147.
[4] Dokument o uniatyzmie i prozelityzmie, 7c, w: W. Hryniewicz, Kościoły siostrzane. Dialog katolicko-prawosławny 1980–1991, Warszawa 1993, s. 69.
[5] Zob. Uniatyzm, metoda unijna przeszłości a obecne poszukiwanie pełnej wspólnoty, 12, w: W. Hryniewicz, Przeszłość zostawić Bogu. Unia i uniatyzm w perspektywie ekumenicznej, Opole 1995, s. 136.
[6] Wspólne świadectwo i prozelityzm. Dokument studyjny, 27, w: Watykan – Genewa. Zbiór dokumentów. 20 lat oficjalnej współpracy Kościoła Rzymskokatolickiego i Światowej Rady Kościołów, Warszawa 1986, s. 132–133.
[7] Wiara w Boga – Miłość uczyniła Amerykę Łacińską kontynentem nadziei, za: ‹Deon.pl›.