Przyjechałem na dietę, wyjeżdżam z rekolekcji

O duchowych owocach rekolekcji z Postem Daniela z ks. Krzysztofem Gajosem SAC z Centrum Animacji Misyj­nej w Konstancinie-Jeziornie, rozmawia Anna Kocielińska
Życie Duchowe • WIOSNA 118/2024
Dział • Rozmowy duchowe
Fot. z archiwum ks. Krzysztofa Gajosa SAC

Zanim porozmawiamy o owocach, może najpierw spójrzmy na „sad”, w którym one dojrzewają…

Konstancin-Jeziorna położony jest wśród… lasów sosnowych, dwadzieścia kilometrów na południe od centrum Warszawy. Słynie z tężni solankowej w rozległym parku i zabytkowych willi. Wśród nich, przy ul. Leśnej, mieści się największy kon­stanciński obiekt – pallotyńskie Centrum Animacji Misyjnej.

Jak to się stało, że pallotyni zajęli się „odchudzaniem”?

Nasze Centrum istnieje od 1994 roku. Odbywały się tu różne rekolekcje i konferencje duchowe, prowadzone przez osoby i wspólnoty przyjeżdżające z całej Polski, a nawet z zagranicy. We wspólnocie domowej zaczęto rozważać, jakie rekolekcje mogliby zaproponować pallotyni. Latem 2008 roku pojawiła się propozycja zorganizowania dziesięciodniowego turnusu z dietą opracowaną przez dr Ewę Dąbrowską, w połączeniu z rekolek­cjami. Pierwsze rekolekcje z Postem Daniela pt. Być uczniem Jezusa jak Pallotti prowadzone były przez kilku księży w lipcu 2008 roku, dla niewielkiej grupy trzydziestu pięciu osób.

Minęło szesnaście lat. Obecnie w CAM co roku organizowanych jest około dwudziestu dziesięciodniowych turnusów rekolekcji z Postem Daniela, w których jednorazowo uczestniczy nawet do stu czterdzie­stu osób. Co sprawia, że cieszą się one taką popularnością?

Współczesny człowiek chce żyć zdrowo, dbać zarówno o zdro­wie ciała, jak i higienę psychiczną. Także w Kościele pojawiają się różne formy duchowości akcentujące całościowe podejście do człowieka, a jednocześnie w dobie wszechobecnego kon­sumpcjonizmu powraca dobroczynne działanie postu. W na­szym ośrodku proponujemy post, którego pierwowzorem jest historia Daniela i trzech młodzieńców żydowskich służących na dworze króla babilońskiego, którzy zostali poddani dzie­sięciodniowej próbie: mieli jeść tylko jarzyny i pić wodę. Po dziesięciu dniach postu ich wygląd był zdrowszy niż innych, którzy jedli potrawy ze stołu króla (por. Dn 1,15). Na naszych rekolekcjach staramy się łączyć troskę o zdrowie ciała z troską o zdrowie ducha.

Jak wygląda dzień na rekolekcjach?

Przez dziesięć dni je się tylko warzywa i owoce, pije wodę i soki owocowo-warzywne. Jest też dużo ruchu fizycznego: poranna gimnastyka, spacery z kijkami, basen i siłownia przeplatane wykładami między innymi z psychologii czy dietetyki. Wszyst­kie te zajęcia w połączeniu z ćwiczeniami duchowymi mają prowadzić do wielu pozytywnych efektów duchowo-fizycznych.

Jak wielu uczestników przyjeżdża z nastawieniem na aspekt fizycz­ny, na dietę?

Oceniamy, że około osiemdziesięciu procent.

A ilu wyjeżdża ze zdobyczami duchowymi?

Myślę, że połowa z nich zmienia nastawienie, wyjeżdża zachę­cona, a czasem nawet zapalona do rozwijania relacji z Bogiem.

Jak to się dzieje, że udaje się dotrzeć do tak wielu osób, które nie mają motywacji duchowej, a na koniec mówią: „Przyjechałem na dietę, wyjeżdżam z rekolekcji”?

Staramy się pokazać, że człowiek jest całością, a post bez modli­twy to tylko dieta, która może wpłynąć na ciało, ale nie uzdrowi ducha. Oprócz oferty „fizycznej”, zapraszamy (ale nie zmusza­my) do porannej i wieczornej modlitwy wspólnotowej (brewia­rza) i indywidualnej (adoracja Najświętszego Sakramentu), do której wprowadzają poranne konferencje o tematyce biblijnej, głoszone przez głównego rekolekcjonistę. Wieczorem odpra­wiana jest Msza święta z kazaniem, które w kolejne dni głoszą pallotyni, mieszkańcy domu. Uczestnicy mają możliwość ze­tknięcia się z różnymi stylami głoszenia i szansę na znalezienie takiego, który szczególnie do nich przemawia. Naszą ideą jest praca zespołowa. Wszyscy pracujemy na końcowy „sukces”, czyli duchowe owoce rekolekcji.

Wśród uczestników są osoby od lat głęboko zaangażowane w życie duchowe i takie, które stoją na progu Kościoła, zastanawiając się, w którą stronę zrobić krok. Jak mówić, żeby zachęcić jednych i drugich?

Zależy nam na tym, aby uczestnicy odkryli piękno modlitwy osobistej i pogłębili swoje życie wiary. Bez względu na swoją ak­tualną sytuację życiową każdy może doświadczyć Bożej blisko­ści, nauczyć się odczytywać Boże znaki w swoim życiu i mieć z Bogiem bliską więź. Oprócz wymienionych punktów progra­mu, proponujemy też rozmowę z kierownikiem duchowym i możliwość spowiedzi. W specjalnie przygotowanych pokojach odbywają się rozmowy z księżmi. Mogą być one zarówno jedno­razowe, jak i kontynuowane przez całe rekolekcje. Pod koniec rekolekcji jeden dzień przeznaczamy na sakrament pokuty.

Jak uczestnicy przeżywają post pod względem fizycznym?

Od strony fizycznej zazwyczaj początki bywają trudne. Przez pierwsze dwa–trzy dni niektórym towarzyszą bóle głowy, mdłości, senność, dolegliwości żołądkowe, ale jest też wiele osób, które przeżywają post łagodnie i bez większych kompli­kacji. Owocem tego są głównie oczyszczenie organizmu z tok­syn, zmniejszenie wagi ciała, poprawa samopoczucia i kondy­cji fizycznej, lepszy sen, a w niektórych przypadkach, również wyzdrowienie z chorób, na przykład z nadciśnienia.

W jednej ze swoich konferencji powiedział Ksiądz, że „ciało jest waż­ne, ale trzeba pamiętać, żeby go nie «ubóstwić», żeby nie stało się Bogiem”. I rzeczywiście, jest coraz więcej uzależnień związanych z nadmierną troską o sylwetkę, jak bigoreksja, czy zbytnią koncen­tracją na zdrowym jedzeniu, jak ortoreksja. Podczas rekolekcji, dba­jąc o ciało, można nabrać do niego zdrowego dystansu i zebrać też owoce duchowe.

Tak! A to przede wszystkim ożywienie życia duchowego, po­wrót albo rozpoczęcie lektury Pisma Świętego i medytacji biblij­nej, zainteresowanie duchową lekturą. Ale to także spowiedzi po wielu latach czy podjęcie poszukiwań stałego spowiednika i kierownika duchowego.

Czy księża również poszczą?

Tak. Ja zazwyczaj dwa razy w roku przez siedem dni.

Czy zdarza się Księdzu głosić rekolekcje i jednocześnie pościć?

Tak, choćby podczas ostatniego turnusu.

Czy inaczej się głosi, jedząc warzywa i owoce niż na przykład frytki?

Nie widzę różnicy! [śmiech]

Co wcale nie znaczy, że uczestnicy tej różnicy nie odczuwają… A czy dostrzega Ksiądz u siebie jakieś duchowe owoce postu?

Po jednym z postów doświadczyłem uwolnienia od pewnego przywiązania, chociaż o nic nie prosiłem. Post sam w sobie otwiera, oczyszcza, uwalnia. Jest też ogromną mobilizacją do walki ze złem – daje siłę do odcięcia się od złych przyzwyczajeń, nałogów. Zło, które chce przyjść do człowieka, napotyka opór.

Podczas jednej z konferencji mówił Ksiądz o różnych aspektach postu ukazanych w Piśmie Świętym.

Motyw postu obecny jest zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie. Post przejawia się oczywiście na płaszczyźnie cie­lesnej i emocjonalnej, ale przede wszystkim dotyczy mojego ducha i mojej więzi z Bogiem. W Starym Testamencie post jest kojarzony z jedzeniem (historia Adama i Ewy, króla Dawida, Daniela czy proroka Eliasza). W Nowym Testamencie na plan pierwszy wysuwa się aspekt duchowy. W wielu fragmentach odkrywamy, że jeśli ktoś chce mieć więź z Bogiem, to w jego życiu powinien być obecny post. Post uczy wytrwania pomimo wszystko i daje siłę, by trwać. To wytrwanie opiera się na wie­rze, na pamięci o doświadczeniu, które kiedyś miałem. Jezus zaczyna swoją działalność od doświadczenia miłości Ojca – po chrzcie w Jordanie słyszy, że jest Jego „Synem Umiłowanym”, a kończy swoje życie na doświadczeniu opuszczenia. Czemu nie schodzi z krzyża? Bo doświadczenie miłości jest tak mocne, że nic nie jest w stanie Mu go zabrać. Jeśli więc zamierzasz pościć, to pytam, czy czujesz się kochana, kochany? Bo ten post jest dla Boga. Twój post to odpowiedź na Jego miłość, potwierdzenie, że tak naprawdę Pan Bóg jest na pierwszym miejscu podium.

Ksiądz jako zapalony scrabblista w słowie „post” dostrzegł słowo „stop”.

Tak, bo post to powiedzenie „stop” złu, ale też „stop” temu do­bru, które zostało przeze mnie przewartościowane. Na przykład Internet sam w sobie nie jest zły, ale mogę go przewartościo­wać i może stać się moim bożkiem, a to będzie już bałwochwal­stwo. Post nie jest celem, to środek. Nie jest dla cierpienia, dla bólu, nie jest po to, by mi szkodzić. Post nie jest dla śmierci, a dla życia. Chrześcijaństwo to nie zadawanie sobie bólu, szu­kanie cierpienia, tylko odkrycie, że celem życia nie jest przy­jemność, lecz miłość.

Jak konkretnie wprowadza Ksiądz uczestników w rekolekcje podczas pierwszej z dziesięciu konferencji, biorąc pod uwagę różny „profil” słuchaczy?

Zachęcam, żeby stanąć przed Bogiem z tym, co naprawdę we mnie jest, z moją nieidealną sytuacją życiową, z moimi trudny­mi uczuciami czy relacjami, i zobaczyć, że Pismo Święte mówi do mnie i o mnie, o moich postawach, decyzjach, codzienno­ści. Przede wszystkim jednak mówi o obecności Boga w tym wszechświecie. Ja mogę tej obecności nie widzieć, bo tempo mojego życia jest zawrotne i tak jak podczas szybkiej jazdy au­tem wiele szczegółów z krajobrazu mi ucieka. Czas rekolekcji jest czasem zatrzymania się. Niekiedy potrzeba kilku godzin, dni, żeby usiąść i zacząć widzieć, słyszeć. To czas odzyskiwania tego, co w sobie nosimy, a z czego może nie korzystamy, a jeśli korzystamy, jest szansa na pogłębienie daru bycia. Z tym wią­że się umiejętność słuchania, patrzenia, dzielenia się, otwar­tości. I tego się uczymy, począwszy od jutrzni, aż do wieczora – w różnych punktach dnia – odkrywania siły Słowa, modlitwy, która nie jest moim wymysłem, ale darem Ducha Świętego.

Podczas rekolekcji kładzie Ksiądz nacisk przede wszystkim na modli­twę osobistą, na nawiązanie i pogłębienie relacji z Bogiem?

Podkreślam, że rekolekcje nie polegają na wysłuchaniu kon­ferencji, ale są zaproszeniem do osobistego spotkania ze Sło­wem zawartym we fragmencie proponowanym na dany dzień, jednak bez nacisku na intelektualne rozważania, zdobywanie nowych wniosków, bo w tym Słowie jest nie tylko treść, ale On sam jest w nim obecny. To czas przyjęcia na nowo do serca Je­zusa, Boga obecnego w mojej codzienności. Jego Słowo porząd­kuje moje życie, mój sposób patrzenia na to, czym żyję, kim jestem i co na co dzień robię. Uczy mnie patrzeć na nowo na moich bliskich, na moje zajęcia, na siebie samego, ale też na Boga. Pozwala mi odkrywać Jego bliskość, Jego znaki, widzieć je, dobrze odczytywać, ale też na nie odpowiadać, żebym szedł za tym, do czego Bóg mnie zaprasza.

A jeśli ktoś nie dostrzega, nie doświadcza takich „efektów” w spo­tkaniu ze Słowem?

Ważne jest przyjęcie siebie takim, jakim się jest, bo jakakolwiek zmiana zaczyna się od zgody na to, co jest, dopiero wtedy mo­żemy zacząć coś zmieniać. Czasem Słowo przepływa przez nas jak przez dziurawe wiadro, może i wiadro zostaje bez wody, ale jest przepłukane, czystsze. Słowo nas oczyszcza, porządkuje, ale kiedy czytamy Ewangelię, nie wolno się śpieszyć, bo moż­na wielu rzeczy nie zauważyć albo je pogubić. Potrzebuję od­kryć wartość cierpliwości. Zobaczyć, że to nie jest marnowanie czasu, ale styl życia. Ile czasu będę potrzebować, żeby się wy­ciszyć? Nie wiem, ale warto być cierpliwym, także dla siebie.

W Słowie mogę się przeglądać jak w lustrze, mogę zobaczyć siebie. Jeśli za szybko je przeczytam, jeśli coś będzie mnie po­pędzać i temu ulegnę, to nie zobaczę, nie usłyszę, nie dotknę. Zachęcam uczestników, by nie oskarżać się, gdy się nie będzie udawało. Ważne, by nauczyć się trudu trwania, mimo niepo­wodzeń. Ludzie święci to nie ci, którzy są bez zarzutu, ale ci, którzy potrafią wrócić do tego, co dobre, którzy rozpoczynają ciągle na nowo i choć mogą też doświadczać pokusy zwątpie­nia czy zniechęcenia, wracają. Więc trzeba uparcie wracać do czytania, do słuchania, do modlitwy!

Jak znaleźć złoty środek w codzienności po rekolekcjach, jak nie prze­grać, nie zniweczyć ich owoców?

Zachęcam na odchodnym, by zaczynać dzień od Słowa, bo je­śli codziennie karmisz się Słowem, wywołuje to w tobie kon­kretne reakcje, emocje. Słowo nie mówi, że wszystko będzie dobrze, ale daje siłę, żeby to przetrwać, i światło, żeby dobrze wybrać. Dzień mamy zaplanowany na te sprawy, które uznali­śmy za konieczne, najważniejsze. Bycie ze Słowem to nie luk­sus, tylko konieczność, bo przecież nie da się najeść na zapas, także duchowo! To, czego dotykasz, zostawia w tobie ślad – tym przesiąkasz, z czym się stykasz na co dzień. Jeśli nasiąkasz Pi­smem Świętym, zaczynasz mieć biblijną mentalność i nie jest to mentalność odrealniona. Modlitwa, ta prawdziwa, nigdy nie jest ucieczką od życia, nie jest wycofaniem się z rzeczywisto­ści, wręcz przeciwnie: modlitwa jak żadna inna rzeczywistość uczy nas żyć.

Przestrzega też Ksiądz na koniec, że – jak to bywa po powrocie z re­kolekcji – nie obejdzie się bez kuszenia…

Staram się przygotować rekolektantów – pełnych entuzjazmu i dobrych postanowień – na to, że po powrocie będą kuszeni, że kiedy będą próbowali coś zmienić w swojej codzienności, bę­dzie podważane, czy to, co się tu zdarzyło, było prawdziwe. Jeśli po rekolekcjach wrócą do swoich złych przyzwyczajeń, na przy­kład zaczną karmić się zatrutymi treściami z Internetu czy z te­lewizji, to ten ogień zaleją. To, czego słuchamy, prowadzi nas w życiu. Nie chodzi oczywiście o to, żeby się odciąć od świata, ważne, żeby patrzeć na niego z realizmem, nie być naiwnym, ale ostatecznie każdy z nas decyduje, jak będzie przeżywał woj­nę u siebie w domu, w kraju, na świecie. Jeśli ufasz Bogu, za­czniesz ją przeżywać z Nim, mimo że nie wszystko rozumiesz.

W życiu duchowym, tak jak w przypadku diety, potrzebujemy powoli, ale wiernie zmieniać nawyki. Trwałe zmiany zazwy­czaj dokonują się stopniowo, na przykład zrzucenie dwudzie­stu kilogramów następuje w dłuższym czasie, a nie z dnia na dzień. Jeśli coś odkryłeś, coś się w tobie zapaliło, to trzeba do­kładać drew do kominka. Chodzi o to, żeby codziennie znajdo­wać przestrzeń dla Boga. Pomocne jest też oczywiście środo­wisko osób wierzących, trudniej, gdy jest wojujące. Trzeba też zadbać o odpoczynek, bo zmęczenie wycofuje nas, odciąga od spotkań i z Bogiem, i z ludźmi.

Pani dietetyk wspominała, że po takich dziesięciodniowych gene­ralnych porządkach w organizmie dobrze jest raz w tygodniu oczy­ścić organizm, robiąc sobie dzień owocowo-warzywny, trochę jak w przypadku sobotniego odkurzania. W życiu duchowym podobnie: codzienna modlitwa, systematyczna spowiedź i… przykazanie XI, o którym uczestnicy dowiedzieli się na koniec rekolekcji…

No tak, przykazanie XI: przynajmniej raz w roku przyjechać na rekolekcje do Konstancina! [śmiech] Nawet maszyny się prze­grzewają, a cóż dopiero człowiek!

I z tego, co mi wiadomo, coraz więcej osób bierze to przykazanie na poważnie!

Bardzo się z tego cieszymy, bo ten dom bez ludzi jest martwy! Gdy podczas pandemii wszedłem do naszej wielkiej, pustej kaplicy, zastanawiałem się, czy ludzie tu jeszcze kiedyś wró­cą, czy ten dom jeszcze będzie żył. To oni dają nam okazję do głoszenia Bożej miłości, miłosierdzia, zapalają do posługi. To dzięki nim możemy się realizować. Kontakt z nimi, rozmowy, spowiedzi, nadają smak naszemu kapłaństwu!

Życzę więc Księżom, by w Waszym sadzie nadal dojrzewały piękne owoce, a Wam nie zabrakło wiary i sił do umiejętnego przycinania, czasem bardzo „zdziczałych” drzewek… Dziękuję za rozmowę!