Droga Piękna

U źródeł teologii muzyki
Życie Duchowe • WIOSNA 122/2025
Dział • Temat numeru
Fot. z archiwum redakcji Życia Duchowego

Piękno wyrażone w sztuce, w muzyce jest od początku stałym i nieodzownym elementem wyrazu chrześcijańskiej wiary. Człowiek poszukiwał adekwatnych środków ekspresji, aby na owej viae pulchritudinis – „drodze piękna” osobiście spotkać żywego Boga, oddać Mu chwałę oraz za pomocą stworzonego dzieła sztuki pociągnąć innych do przeżycia podobnego do­świadczenia. Najczęściej jednak działo się zupełnie odwrotnie – to właśnie dobry Bóg spotykał twórcę, udzielając nadobfi­cie ze swego twórczego Ducha, na miarę wcześniej odkryte­go i rozwiniętego talentu, który również jest Jego darem dla człowieka. Joseph Ratzinger opisuje ową rzeczywistość na­stępująco: „Sztuka jest czymś elementarnym. Sam rozum, w tej postaci, która przejawia się w nauce, nie może stano­wić pełnej odpowiedzi człowieka na rzeczywistość i nie po­trafi oddać tego wszystkiego, co człowiek może, chce i musi wyrazić. Myślę, że Bóg tchnął sztukę w ludzkie dusze. Sztuka – obok nauki – jest najwyższym darem, jaki człowiek otrzy­mał od Boga”[1].

W niniejszych rozważaniach spróbujemy przyjrzeć się działa­niu Bożego Ducha wobec Stworzenia, w szczególności wobec człowieka, oraz ukazać wyraz tegoż działania w dziedzinie sztu­ki, jaką jest muzyka. Aby możliwie najowocniej poprowadzić naszą refleksję w tak zarysowanym temacie, spróbujemy wejść na barki olbrzymów – odniesiemy się do dzieł takich gigantów myśli teologicznej jak: św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu, wspomniany Joseph Ratzinger oraz kompozytor James Mac­Millan. Nasze rozważania zawężone zostaną jednak do mu­zyki sakralnej, zwłaszcza do jej szczególnej odmiany, jaką jest muzyka liturgiczna.

Duch Święty – liturgia – muzyka

Joseph Ratzinger wielokrotnie podkreślał, że w jego życiu via pulchritudinis – doświadczanie piękna – prowadziło go do otwarcia się na transcendencję i tym samym na prawdzi­we spotkanie z żywym Bogiem[2]. Jednym ze źródeł myślenia o pięknie muzyki jest dla kard. Ratzingera jego mistrz – św. Augustyn. W Dialogach filozoficznych (w części De musica) Au­gustyn podejmuje i wyjaśnia myśl pitagorejską, według której ów matematyczny porządek wszechświata (gr. kosmos) jest toż­samy z istotą piękna. Piękno muzyki, w tym muzyki liturgicz­nej, polega na jej adekwatności do rytmicznych i harmonicz­nych zasad kosmosu. Tworzona przez człowieka muzyka jest tym piękniejsza, im bardziej podporządkowuje się muzycz­nym zasadom wszechświata[3]. „Muzyka tworzona przez czło­wieka musi więc wzorować się na podsłuchanej wewnętrz­nej muzyce wszechświata i na jego wewnętrznym ładzie oraz włączać się w «bratni śpiew» «bratnich sfer». Podstawą pięk­na śpiewu jest jego zgodność z rytmicznymi i harmonijnymi prawami wszechświata” (Duch liturgii, s. 124).

W jaki sposób owe, na pozór, enigmatyczne stwierdzenia ro­zumiał bawarski teolog? Chodzi tu o dostrzeżenie i usłyszenie wewnętrznie spójnego i rozumnego porządku stworzonego świata – w ten sposób rozumowali Pitagorejczycy. Logiczność, porządek i blask stworzonego Uniwersum są składowymi do­strzegalnego piękna, które z kolei artysta (świadomie bądź intuicyjnie) wprowadza do swojego dzieła. W chrześcijań­skiej interpretacji piękno świata wynika ze stwórczego oraz logicznie uporządkowanego aktu Boga – ars Dei. W teologicz­nej myśli Josepha Ratzingera najgłębszą zasadą stwórczego Ducha jest Logos – sens, pierwowzór porządku świata, który poprzez akt stworzenia, a także w tajemnicy Wcielenia Syna Bożego został włączony w materię. Przedstawiony kierunek myślenia niesie ze sobą konsekwencje w postrzeganiu piękna wyrażonego w sztuce, w tym w muzyce: „Sam Logos jest wiel­kim Artystą, w którym odwiecznie zawarte są wszystkie dzie­ła sztuki – piękno wszechświata. Uczestniczenie w śpiewie wszechświata równa się więc kroczeniu śladami Logosu i zbli­żaniu się do Niego. Każda autentycznie ludzka sztuka jest przybliżaniem się do Artysty przez autonomazję, do Chrystu­sa, do Ducha Stworzyciela” (Duch liturgii, s. 125).

Chrześcijańska duchowość – czyli sposób przeżywania wiary w żywego Boga – a także jej wyraz w modlitwie, muzyce, spra­wowanej liturgii, potrzebuje wielkiej sztuki, która jest zdolna zachwycić człowieka; sztuki, która przez empirycznie dostrze­galne piękno ma za zadanie podprowadzić wierzącego do naj­wyższego Piękna – Trójjedynego Boga. Aby nakreślone w ten sposób zadanie mogło być wykonalne, sztuce, a nade wszystko muzyce służącej kształtowaniu ludzkiego życia i przynaglającej do postawy uwielbienia Boga, niezbędna jest miłość, którą jest Duch Święty – twierdzi Ratzinger. Dlatego też całą ludzką twór­czą egzystencję – szczególnie tę wyrażaną w muzyce – należy traktować jako modlitwę prowadzoną z natchnienia i pod kie­rownictwem samego Ducha Świętego; jako modlitwę, w której Chrystus wciąż na nowo przenika naszą teraźniejszość i wkra­cza w nasze życie (zob. Duch liturgii, s. 24–25). W tym rozumie­niu Cantare amantis est – śpiew staje się sprawą miłości. Ową twórczą obecność Ducha Świętego autor Ducha liturgii opisu­je następująco:

Duch Święty jest miłością i On jest sprawcą śpiewania. Jest Du­chem Chrystusa, włącza nas w miłość Chrystusa i w ten sposób prowadzi nas do Ojca. […] Paweł mówi, że sami z siebie nie wiemy, jak mamy się modlić, Duch jednak przyczynia się za nami „w bła­ganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Modlitwa w ogóle, a w szczególności górujący nad słowem dar śpiewania przed Bogiem, jest darem Ducha, który jest miłością, budzi w nas miłość i w ten sposób skłania nas do śpiewania. Ponieważ jednak jest to Duch Chrystusa i bierze z tego, co jest Jego (zob. J 16,14), to również dar, który pochodzi od Ducha, i jest większy od słów, zawsze odnosi się do Słowa, do Sensu tworzącego i podtrzymują­cego życie, czyli do Chrystusa (Duch liturgii, s. 117, 122).

Duch Święty jest zatem Spiritus movens liturgii, modlitwy, mu­zyki oraz konsekwentnie – życia chrześcijanina. Duch ukierun­kowuje muzykę liturgiczną na Chrystusa, odwieczny i Wcielony Logos. Chrystologiczne ukierunkowanie powoduje trzeźwe, ra­cjonalne, logiczne upojenie wiarą, której wyrazem jest uwiel­bienie Boga[4]. Tylko pod natchnieniem Ducha Świętego możemy mówić „Panem jest Jezus” – powtarza za św. Pawłem Ratzinger (zob. Duch liturgii, s. 123). „Duch Święty prowadzi nas do Logo­su, prowadzi nas do muzyki, która znajduje się w znaku sursum corda – wzniesienia serca”; odniesienia serca do Logosu i od­powiadającej mu adoracji rozumianej jako życie w obecności Boga (zob. Duch liturgii, s. 123)[5].

Syntezą i pewnego rodzaju podsumowaniem prowadzonych rozważań stały się dla Josepha Ratzingera – Benedykta XVI słowa pieśni dwudziestej Paulina z Noli (ca. 353–431), którą przytacza podczas jednej ze środowych katechez: At nobis ars una fides, et musica Christus – „Dla nas wiara jest jedyną sztuką, a Chrystus muzyką”[6]. Piękno – konkluduje w innym miejscu – nie jest jedynie czynnikiem dekoracyjnym liturgii; ono jest jej elementem konstytutywnym[7].

Powyższe refleksje skłaniają do podjęcia próby pogłębionej re­fleksji na temat samego Boga-Stwórcy jako źródła piękna, któ­rego udziela w tajemnicy Stworzenia oraz w dziele Zbawienia dokonanego przez Wcielony Logos – Jezusa Chrystusa. Spró­bujmy przyjrzeć się tym zagadnieniom nieco bliżej.

Piękno jako imię Boga

„Piękno jest również objawieniem Boga – stwierdza Ratzinger – gdyż, podobnie jak On, piękne dzieło jest czystą bezinteresowno­ścią, nakłania do wolności i wyrywa z egoizmu”[8]. Aby w nakreślo­nym przez powyższe stwierdzenie kontekście w sposób głębszy i pełniejszy spoglądać na sztukę, w tym na muzykę, zróbmy krót­ką wycieczkę do schyłkowego okresu epoki patrystycznej. Sięgnij­my w tym celu do traktatu O imionach Bożych, którego autorem jest mnich syryjski, mistyk zwany Pseudo-Dionizym Areopagitą, żyjący i tworzący na przełomie V i VI wieku po Chrystusie. We wspomnianym traktacie wszelkie nazwy przypisywane Bogu za­czerpnięte zostały z Pisma Świętego. Jednym z tzw. jednoczących wznoszących imion nadanych Bogu przez Dionizego było właśnie piękno. Syryjski mnich ujął zagadnienie następująco:

W prostej i cudownej naturze tej całości, która jest piękna, przed-istnieją jako w swej przyczynie wszelka piękność i wszystko, co jest piękne. Dzięki temu pięknu każdy byt istnieje i jest, zgodnie ze swoją naturą, piękny, z niego pochodzą zgodności, przyjaźnie i połączenia wszystkich bytów; piękno jednoczy wszystko, jest zasadą bytów, ich sprawczą przyczyną, która je porusza i utrzy­muje razem przez odpowiednią dla każdego bytu miłość do swej własnej piękności. Piękno jest kresem bytów i ich umiłowaniem; jest przyczyną celową – gdyż wszystko powstaje ze względu na piękno – i przyczyną wzorcową – gdyż wszystko się określa w od­niesieniu do niego[9].

Piękno jako imię Boga, będącego źródłem wszystkiego, co piękne, udziela harmonijnie i proporcjonalnie ze swego pięk­na wszystkim stworzonym bytom, nie ujmując przy tym – jak twierdzi Dionizy – ani trochę ze swego piękna[10]. Orzekając za­tem o Bogu jako pięknym w kontekście traktatu Pseudo-Dioni­zego, możemy powiedzieć, że Bóg jest pięknem najwyższym, a nawet ponad-pięknem. Oznacza to, że nie jest On zawarty w jakimś rodzaju i przypisuje Mu się wszystko, co jako piękne należy do wszelkiego rodzaju.

Bóg-Stwórca jako Artysta

W interpretacji chrześcijańskiej – jak mogliśmy spostrzec w myśli Josepha Ratzingera oraz Pseudo-Dionizego Areopagi­ty – piękno świata wynika ze stwórczego oraz logicznie upo­rządkowanego aktu Boga – ars Dei. Bóg-Stwórca jawi się tu jako rzemieślnik czy wręcz artysta, który odciska na swym dzie­le znamię swego piękna[11]. Przyjąwszy zatem ogólną zasadę, iż skutek jest podobny do przyczyny, a ściślej rzecz ujmując, dzieło do swego twórcy, św. Tomasz wyciąga z tego wniosek, że stworzenie jest podobne do Stwórcy.

Bóg jest pierwszą przyczyną wzorczą wszystkich rzeczy. Aby się o tym przekonać, wystarczy sobie przypomnieć, że wzór jest dlate­go koniecznie potrzebny do wytworzenia jakiejś rzeczy, żeby skutek otrzymał określoną formę. Rzemieślnik czy artysta nadaje określo­ną formę materiałowi według wzoru, na jaki spogląda niezależnie od tego, czy ten wzór jest wobec niego zewnętrzny, czy też jest we­wnętrznie pojmowany przez jego umysł. […] To zaś określenie czy wyznaczenie form należy przypisać i sprowadzić – jako do pierwszej zasady – do mądrości Bożej, która wymyśliła porządek wszechświa­ta polegający na zróżnicowanym rozmieszczeniu rzeczy. I dlatego trzeba powiedzieć, że w Bożej mądrości istnieją prototypy (ratio­nes) wszystkich rzeczy, które wcześniej nazywaliśmy ideami, czyli istniejącymi w umyśle Bożym formami wzorczymi. […] Tak więc sam Bóg jest pierwowzorem wszystkich rzeczy (STh 1, q. 44 a. 3)[12].

Jean-Pierre Torrell, wybitny badacz oraz interpretator my­śli Akwinaty, posuwa się do uzasadnionego stwierdzenia, że sama Trójca jest u źródła dzieła sztuki, jakim jest świat; każda z Osób uczestniczy w tym dziele zgodnie ze swoimi właściwo­ściami (por. STh 1, q. 32, a. 1)[13]. Zatem podobieństwo, obraz, „ślad” (vestigium) Trójjedynego należy odnaleźć w całym stwo­rzeniu, nie tylko w człowieku. Święty Tomasz, zainspirowany Słowem Bożym oraz myślą św. Augustyna, podąża nakreśloną w ten sposób drogą rozumowania, a także postrzegania świa­ta; rozwijając i pogłębiając ową myśl, stwierdza między inny­mi: „cały świat nie jest niczym innym jak jakąś reprezentacją Boskiej mądrości poczętej w umyśle Ojca”[14].

Tego typu myślenie, a przede wszystkim doświadczanie Boga­-Stwórcy udzielającego swego piękna stworzeniom oraz ludz­kiej twórczości może wnieść wiele światła w nasze postrzeganie sztuki, w tym również muzyki. W tak napisanej, wykonywanej, słuchanej muzyce można dostrzec odbicie boskiego piękna – Boga samego. Dynamizm Bożego Ducha odzwierciedla się więc w formie utworu, jego pięknej, spójnej melodii, harmonii, in­strumentacji – wszystkie te czynniki mogą człowieka przemie­niać. Bóg może przez nie dotknąć głębi ludzkiego serca, obu­dzić w nim wiarę i nadzieję, uruchomić do zachwytu, porwać do miłości, która wyraża się w modlitwie. Poprzez to wierzący ma możliwość uczestniczyć w Bogu jako pięknie, odnosząc do Niego całą egzystencję.

Najpiękniejszy z synów ludzkich

Podążając w refleksji na temat Boga-Stwórcy jako źródła pięk­na obecnego w stworzeniu, warto przyjrzeć się Synowi Boże­mu, który stając się człowiekiem, w sposób możliwie najpeł­niejszy objawił nam Ojca. W naszej refleksji pójdźmy śladem dwóch antyfon poniedziałkowej Liturgii Godzin i obecnemu w niej pewnemu interesującemu zjawisku. Antyfona pierw­szego z psalmów w poniedziałek czwartego tygodnia brzmi: „najpiękniejszy spośród synów ludzkich” (por. Ps 45,3a). Na­tomiast w Wielki Poniedziałek antyfona do tegoż samego psal­mu diametralnie zmienia swoją treść: „Nie miał On wdzięku ani blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, aby się nam podobał” (por. Iz 53,2). Obie antyfony odnoszą się do osoby Je­zusa Chrystusa. Jak pogodzić ze sobą chrystologiczne interpre­tacje obu tekstów? Chrystus był czy nie był piękny? Czy piękno jest prawdziwe, czy to może brzydota nas prowadzi, ukazując tym samym pełną, istotną prawdę o rzeczywistości? „Najpięk­niejszy spośród ludzi” jest tak nieurodziwy, że nie chce się na Niego spojrzeć…[15]. Rozważając tę kwestię, Joseph Ratzinger odnosi się do zaginionego dzieła Augustyna na temat piękna.

Doktor Łaski stwierdza, iż w paradoksalnym zestawieniu oby­dwu cytatów odniesionych do Osoby naszego Pana Jezusa Chry­stusa idea greckiej filozofii piękna została w tym miejscu dra­matycznie zakwestionowana. „Co jest piękne, co znaczy piękno – trzeba było na nowo przebadać i przecierpieć” (Jezus z Naza­retu, s. 711). Wskazany paradoks przywołanych tekstów – nota­bene pochodzący z natchnienia tego samego Ducha – nie jest sprzecznością, ale przeciwstawieniem, dlatego też cała sprawa domaga się nowego i głębszego przemyślenia. Próba odpowie­dzi bawarskiego teologa w tej kwestii jest następująca:

Kto wierzy w Boga – w Boga, który w oszpeconej postaci Ukrzyżowa­nego objawił się jako miłość „do końca” (J 13,1), ten wie, że piękno jest prawdą, a prawda pięknem, ale patrząc na cierpiącego Chrystu­sa, uczy się także, że piękno prawdy zawiera w sobie zranienie i ból, a nawet mroczną tajemnicę śmierci, i można je znaleźć tylko w przy­jęciu bólu, a nie w przechodzeniu obok niego (Jezus z Nazaretu, s. 711).

Mamy tu do czynienia z estetyką sub contrario; ukrywającą się w przeciwstawieniu – latens sub contrario. W umęczonym i ukrzy­żowanym Chrystusie idea estetyki greckiej nie została przekre­ślona, ale niepomiernie przekroczona, uwznioślona. Doświad­czenie piękna otrzymało nową głębię, nowy realizm. „Ten, który jest samym pięknem, zgodził się być zbity, opluwany i cierniem ukoronowany […]. Ale właśnie w tak oszpeconym obliczu uka­zuje się najwyższe piękno miłości, która posuwa się «do końca» i w tym właśnie okazuje się mocniejsza niż kłamstwo i przemoc” (Jezus z Nazaretu, s. 715). Ikona Ukrzyżowanego zakłada, że pa­trząc na Niego, zawierzymy miłości, która mogła zaryzykować utracenie zewnętrznego piękna, ażeby w ten sposób głosić praw­dę piękna. Kwestionuje w ten sposób zakłamane, fałszywe i krzy­kliwe piękno, tak ekstatycznie niszczące człowieka, wzbudza­jące wolę mocy, posiadania i używania. Jest to „piękno”, które zamyka człowieka w sobie samym, nie wzbudza tęsknoty za Ta­jemnicą, pragnienia oddania siebie i zatracenia. Ilustracją tego typu niszczącego piękna jest doświadczenie opisane w Księdze Rodzaju: Ewa zobaczyła, że drzewo było „piękne”, było „rozko­szą dla oczu”. Owo „piękno” przez nią doświadczane rozbudza w niej żądzę posiadania, zwraca ją ku sobie samej oraz ku re­alizacji własnych pragnień (por. Rdz 3,6). Inaczej rzecz ma się z Chrystusem. W Nim spotykamy prawdę zbawiającego piękna – jak pisał Dostojewski. Obraz Chrystusa na krzyżu – zniekształ­cony i zdefigurowany, Jego upokorzenie i wyniszczenie jest od­blaskiem Bożej chwały, odbiciem Jego piękna i tym samym praw­dy o zbawczej miłości Boga do człowieka. Krzyż demistyfikuje wszelką piękność. Śmierć Chrystusa na krzyżu czyni możliwym całe piękno świata, estetykę cierpienia, opuszczenia, samotno­ści, oczekiwania, pragnienia widzenia Niewidzialnego. Piękno umarło na krzyżu i – paradoksalnie – powstało nowe Piękno. Całkowite wyniszczenie stało się objawieniem, epifanią Piękna[16].

Wynika stąd jasno, że zawód muzyka kościelnego, twórcy mu­zyki sakralnej, a także wykonawcy, czyli każdego wiernego, szczególnie zaś muzyki liturgicznej nie jest zwykłym zawodem, lecz szczególnego rodzaju powołaniem. Nieodzowną do pełnie­nia tego typu misji jest bliska więź z Chrystusem, kontemplacja Jego życia, szczególnie Jego zbawczej męki, śmierci i Zmar­twychwstania ukazanych w Bożym słowie i przeżywanych w li­turgii Kościoła. Wymagane jest do tego zdrowe, czyste i proste, napełnione Bożym światłem oko wiary i miłości. Wówczas od­danie w dźwiękach Bożych tajemnic, które będą służyć innym w modlitwie, może stać się adekwatne i autentyczne. Aby nie być w tej sprawie gołosłownym idealistą, zapraszam Czytelni­ka do zapoznania się z przykładem współczesnego szkockiego kompozytora Sir Jamesa MacMillana.

Per audibilia ad invisibilia

Wielka, to znaczy autentyczna muzyka pozwala najpierw kom­pozytorowi, później wykonawcy, a także słuchaczowi odnieść się do tego, co jest poza bezpośredniością, wejść w niewidzial­ne Misterium. Środki wyrazu w kompozycji oraz aparat wyko­nawczy w autentycznej muzyce mogą być zarówno niezwykle złożone, jak również bardzo proste, co nie znaczy banalne lub kiepskiej jakości. Niemniej dzieło sztuki, jakim jest również kompozycja muzyczna, pozwala dostrzec także to, czego się nie widzi bezpośrednio, pozwala wniknąć w głębię i stanowić niejako pomost w poznaniu tego, co niewidzialne[17]. Na podsta­wie często spotykanego doświadczenia, zwłaszcza w kontekście muzyki sakralnej, w tym muzyki służącej katolickiej liturgii, uzasadnione jest stwierdzenie, że muzyka dzięki obecnemu w niej na różnych poziomach (melodii, harmonii, wykonania etc.) Duchowi Jezusa Chrystusa ma wyjątkową moc w komu­nikowaniu boskości. Ludzka prostolinijna pokora wiary jest wzmacniana i uruchamiana do modlitwy, czyli pełnego mi­łości zwrócenia się ku Bogu i kontemplowaniu Jego tajemnic w liturgii i w codzienności.

Podchodząc do tego zagadnienia z nieco innej strony, często jako osoba konsekrowana, jako kaznodzieja obserwuję zjawi­sko wskazujące, że sztuka – w tym również muzyka – w burżuazyjnym, zobojętniałym na obecność Boga, nierzadko zlaicy­zowanym mieszczańskim społeczeństwie przejmuje funkcje religii. To właśnie kontakt z utworem muzycznym porusza w człowieku element nadprzyrodzoności i skłania tym samym do metafizycznych pytań. Jako tego, który jest posłany, aby głosić Ewangelię wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby, nurtuje mnie pytanie, w jaki sposób próbować dotrzeć z orę­dziem Ewangelii do tego typu odbiorcy. Jak poruszyć zobojęt­niałą na Boga wrażliwość i ukazać przez to, co słyszalne, Tego, który Jest tajemnicą obecną w rzeczywistości, ba, On jest jej Stwórcą? Oprócz podejmowanych prób twórczości oraz przez promowanie dzieł muzycznych, w myśleniu o tej kwestii po­mogło mi świadectwo wspomnianego wyżej Sir Jamesa Mac­Millana, którym chciałbym się tu podzielić.

Sir James MacMillan jest postacią wyjątkową w naszych cza­sach. To jeden z pięciu żyjących kompozytorów muzyki kla­sycznej, których twórczość jest najczęściej wykonywana na całym świecie. Kompozycje muzyczne, jak również pokaźny dorobek literacki MacMillana stanowią pomost między po­zornie nieprzystającymi do siebie światami: w bezlitośnie zse­kularyzowanym środowisku współczesnej muzyki klasycznej James MacMillan jest publicznie wyznającym swoją wiarę ka­tolikiem. Wypełniając zamówienia wielu wiodących instytucji muzycznych na świecie, jednocześnie spędził lata, komponując proste antyfony psalmowe dla małego chóru w robotniczej pa­rafii Glasgow, którym sam kierował. Jako zdeklarowany moder­nista w swoim podejściu do kompozycji Sir James MacMillan jest również zagorzałym obrońcą wartości tradycji w sztuce. Jest członkiem mniejszości religijnej (tylko 16 proc. Szkotów identyfikuje się jako katolicy), ale poglądy MacMillana na mu­zykę sakralną są doceniane przez jego protestanckich kolegów nie – jak to często bywa – dlatego, że przyjmuje łatwy język re­latywizmu, ale raczej z powodu jego wypływającego z wiary świadectwa, tzn. wyjątkowo dobroczynnego i wielkoduszne­go zaangażowania w sprawy innych. W jednym z wywiadów o związku między muzyką a sacrum Sir James wypowiada się następująco: „Często zauważam, że wśród tych, którzy kochają muzykę, niezależnie od tego, czy są religijni, czy nie, ten opis muzyki jako «najbardziej duchowej ze sztuk» wciąż powraca. A to dość interesująca rzecz dla świeckich ludzi”[18].

W innym miejscu szkocki kompozytor stwierdza z przekona­niem, iż nie jest w stanie oddzielić duchowości od muzyki, po­nieważ w ten sposób wykonuje się wyrok śmierci na muzyce. W uzasadnieniu dodał:

[…] jest to dość ciekawa i intrygująca rzecz dla ludzi świeckich, aby stale odnosić się do duchowości muzyki. Sceptyczni ludzie tak często używają tego słowa – mimo że mają na myśli różne rzeczy – ale mają na myśli również to, że muzyka wydaje się przenikać ich w sposób, w jaki nie robią tego inne sztuki i inne aspekty kul­tury. I myślę, że jest to uznanie prawdy i mocy muzyki, numinicz­nej mocy muzyki, nawet w tak prostym stwierdzeniu, że „muzyka jest duchową formą sztuki”, którą nawet świeccy ludzie są gotowi zrobić. Są gotowi twierdzić, nie analizując tego zbyt głęboko, że jest w tym jakaś głęboka prawda: Być może muzyka ma zdolność otwierania okna na sacrum i boskość.

Zachwycające i jakże inspirujące w religijnym światopoglą­dzie Sir Jamesa MacMillana jest rozumienie owego okna na sacrum i boskość. Kompozytor komentuje przywołany przez prowadzącego wywiad cytat ze świadectwa wiary MacMil­lana. Twierdził on swego czasu: „Maryja otwiera drzwi do samego serca Boga. I w ciszy mojej własnej kontemplacji, w tym niezbędnym bezruchu, o którym wszyscy kompozyto­rzy wiedzą, że muzyka tajemniczo się zaczyna, następujące słowa z naszej świętej liturgii utkwiły w łonie mojej duszy, uwięzionej w szkarłatnym pokoju, delikatnie gestykulując z maleńkim pulsem: Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…”[19]. Mac­Millan zapytany, czy jego katolicyzm jest w rzeczywistości tak głęboko maryjny w swojej duchowości, jak sugerowałby ten cytat, odpowiada:

Myślę, że tak. Mam na myśli tę ideę natchnienia, tchnienie, tego, co oznacza natchnienie: moc Ducha, nawet do tego stopnia, że Duch był kluczowy przy poczęciu w Tajemnicy Wcielenia Jezusa Chrystu­sa, to była żywa rzeczywistość z Maryją i Jej Synem. Ale być może jest to również żywa rzeczywistość w umyśle każdego kompozytora, każdego artysty. To ten sam proces wdechu, inspiracji, tchnienia tej boskiej esencji i ducha, który rodzi nasze małe wcielenia, któ­re mogą być utworami muzycznymi, dziełami sztuki, więc w tym sensie bycie otwartym na Ducha, bycie otwartym na boską inspi­rację jest koncepcją maryjną i inspiracją dla wszystkich katolików.

„Niech mi się stanie według Słowa Twego” (por. Łk 1,38) – jest najlepszą modlitwą, jaką kompozytor, twórca, wykonawca, słuchający, modlący się muzyką może odmawiać na początku każdego dnia.

***

Via pulchritudinis – droga wiodąca przez doświadczenie pięk­na (piękno stworzenia odzwierciedlonego w sztukach; Piękna, które z miłości do człowieka pozwala nieludzko się oszpecić) może stanowić jedną z dróg przekazu wiary w Boga, ewangeli­zacji, jak również może stanowić argument w dialogu z osoba­mi niewierzącymi bądź poszukującymi żywego Boga[20]. W po­wyższej refleksji podjęliśmy próbę odpowiedzi na pytania: skąd bije Źródło piękna? Czy i w jaki sposób warto służyć sprawie piękna, zwłaszcza na gruncie dziedziny sztuki, jaką jest muzyka?

Człowiek ma możliwość podziwiania oraz wnikania myślą i zmysłami w twórcze dzieła Boga i dzięki temu może brać twór­czy udział w Boskim creatio contiuna. Muzyka, zwłaszcza ta słu­żąca liturgii, może w ten sposób pozostać sobą i tym samym stawać się „pieśnią pochwalną w wielkim zgromadzeniu” (por. Ps 22,26). „To właśnie jest probierzem prawdziwej twórczości, że artysta wychodzi z ezoterycznego kręgu i potrafi tak kształ­tować swoją intuicję, aby również inni – wielu innych – mogło usłyszeć to, co usłyszał on”. Oto rozwiązanie: służebna funk­cja muzyki. Wyjście ze „(s)twórczego” egocentryzmu ku służ­bie Stwórcy przez zwrócenie się do stwórczego Logosu. Owo uczestniczące współtworzenie z Bogiem, odkrywanie i odsła­nianie przez muzykę piękna obecnego w stworzonym świecie w żadnym wypadku nie umniejsza godności artysty oraz jego twórczości, lecz wprost przeciwnie: ugruntowuje jego prakty­kę twórczą oraz wartość jego dzieła.

Jedynym źródłem piękna jest Bóg – i tylko On. Dla tego, do kogo trafiło piękno muzyki, staje się jasne, że wiara jest praw­dziwa, choćby nawet potrzebował on jeszcze wiele, aby to we­wnętrzne przekonanie potwierdzić rozumem i wolą. Istotą mu­zyki liturgicznej, jej najwyższą posługą – niezaprzeczającą jej estetycznej i artystycznej wielkości – jest bycie drogą, która wiedzie do Jezusa; drogą, na której Bóg ukazuje swoje zbawie­nie. Liturgia sprawowana pod natchnieniem Ducha Świętego staje się tym samym antycypacją niebiańskiej, wiecznej litur­gii uwielbienia Boga wraz z całym Kościołem. Tak rozumiana rzeczywistość zbawcza jest zasadniczym kryterium oraz wy­znacznikiem dla twórców i wykonawców muzyki liturgicznej. Natomiast w wymiarze egzystencjalnym w ten sposób przeży­wane liturgia i muzyka inspirują życie chrześcijańskie do sta­wania się „nową pieśnią dla Pana”.

Przypisy:
[1] J. Ratzinger, Sól ziemi, w: J. Ratzinger, Opera omnia, t. XIII/1, red. K. Góźdź, M. Górecka, Lublin 2017, s. 231.
[2] Zob. P. Seewald, Benedykt XVI. Portret z bliska, Kraków 2006, s. 278; Benedykt XVI, Kościół ma być wizerunkiem Bożego piękna, „L’Osservatore Romano” 32/2011, nr 1, s. 34.
[3] Zob. J. Ratzinger, Duch liturgii, w: J. Ratzinger, Opera omnia, t. XI, Lublin 2012, s. 124–125. Dalej: Duch liturgii.
[4] Zob. J. Ratzinger, Teologia muzyki kościelnej, w: J. Ratzinger, Opera omnia, t. XI, Lublin 2012, s. 522.
[5] Zob. tamże, s. 522–523.
[6] Benedykt XVI, Ojcowie Kościoła. Od Klemensa Rzymskiego do Augustyna, tłum. i oprac. za polską edycją „L’Osservatore Romano”, Poznań 2008, s. 207.
[7] Benedykt XVI, Adhortacja apostolska Sacramentum caritatis, Rzym 2007, 35.
[8] Benedykt XVI, Kościół ma być wizerunkiem Bożego piękna, s. 34.
[9] Pseudo-Dionizy Areopagita, Pisma teologiczne, Kraków 2005, s. 84.
[10] Por. tamże, s. 83–84.
[11] Por. R. Imbach, Dieu comme artiste. Meditation historique sur les liens des nos conceptions de Dieu et du Beau, „Les Echos de Saint-Maurice N.S.” 15/1985, s. 5–19.
[12] Cyt. za: J.-P. Torell, Święty Tomasz z Akwinu mistrz duchowy, Poznań 2003.
[13] Zob. tamże, s. 92–96.
[14] Św. Tomasz z Akwinu, Komentarz do Ewangelii Jana, 1, 10, 5, nr 136, Kęty 2002, s. 77; zob. także: J.-P. Torell, Święty Tomasz z Akwinu mistrz duchowy, s. 96–114.
[15] J. Ratzinger, Jezus z Nazaretu. Studia o chrystologii, w: J. Ratzinger, Opera omnia, t. VI/2, Lublin 2015, s. 710. Dalej: Jezus z Nazaretu. Przywołane cytaty biblijne (Ps 45,3a i Iz 53,2) Ratzinger odnosi do antyfon z Liturgii Godzin poniedziałkowych nieszporów drugiego tygodnia. Zob. J. Ratzinger, Zraniony strzałą Piękna. Krzyż i nowa „estetyka” wiary, w: J. Ratzinger, Opera omnia, t. VI/2, s. 710–716.
[16] F. Cassingena, Jalons pour une estetique de la liturgie, „Liturgie” 116/2001, s. 147.
[17] Zob. J.-L. Marion, Ikona i idol, w: J.-L. Marion, Bóg bez bycia, Kraków 1996, s. 27–48.
[18] Za: https://benedictinstitute.org/2018/04/sir-james-macmillan-catholic-arts-today-interview/ (dostęp: 24.02.2025). Pozostałe cytaty wypowiedzi Sir Jamesa MacMillana również pochodzą z przywołanego wywiadu.
[19] J. MacMillan, A Scots song: a life of music, Edinburgh 2019, s. 29–35.
[20] Por. Pontifical Council for Culture, The Via Pulchritudinis, Privileged Pathway for Evangelisation and Dialogue. Concluding document of the plenary assembly, Vatican 2006, za: https://www.vatican.va/roman_curia/pontifical_councils/cultr/documents/rc_pc_cultr_doc_20060327_plenary-assembly_final-document_en.html#_Toc135891118 (dostęp: 27.05.2023).