"Widziałam czarną panią"

Pamiętnik
Życie Duchowe • WIOSNA 38/2004
Dział • Temat numeru

1. Wróciłam z mamusią rok temu do Polski. Tatuś nie był z nami całe cztery lata. Musiał piechotą uciekać od bolszewików. Chcieli go zabić.

Miałam na Syberii tatusia fotografie. Taki oficerek tłuściutki. Z rozdziałkiem i krzyżykami na mundurze.

Teraz tatuś łysy i z brzuszkiem. Major.

Tatuś dużo wojował - dziś gospodarzy.

Mamy własną wieś. Nasza ziemia, nasza Polska! [...]

Tam - daleko wszystko było cudze.

A wieluż tam było uciekinierów!

Mamusia była bardzo zajęta, ze mną była zawsze babunia.

Ta biedna babcia - nie umie śmiać się. Wszystko ją smuci i denerwuje [...].

O, ja dużo śmierci widziałam na Syberii.

Umarł Loczek - oficerek polski. Zabili go bolszewicy.

Umarł, to znaczy, że zakopią do ziemi i ja nigdy go nie zobaczę.

Szkoda!

A tam na śniegu ta rozdłubana głowa Chińczyka! Straszna!

Te konie na Jeniseju - kosteczki same niektórych!

Boję się!

Widziałam czarną panią. Nikt inny nie widział.

Stała tuż przy mnie. Kto to?

A te widziadła po nocach.

Czego tam tylko nie było? Nie wiem, co snem, co prawdą.

Ja wszystko zrozumiałam od lat siedmiu. Nie wiem skąd to przyszło. Ja wiem, że świat smutny. Ja wiem, że źle wszystkim. Ja wiem, że wszyscy źli [...].

 

Ja pomóc nie mogę nikomu! Zostało tam tylu pod śniegiem!

Może zmówię pacierze, bo babcia powiada, że Bozia modlitwy dziecięcej wysłucha.

Chciałabym wiedzieć - jaki ten Bozia? Czy straszny, czy dobry, kochany?

Jeżeli dobry, to czemu pozwala ludziom tak cierpieć okrutnie? [...].

 

2. Jestem duża - pójdę prędko do spowiedzi.

Ksiądz prefekt sam nas przygotowuje.

Ja nie bardzo rozumiem, co on mówi. Mam dobrą pamięć, więc na wyrywki odpowiadam na jego zapytania - tak jak on sam mówił.

"To dobrze, jesteś już przygotowana".

Jakaż to trudna rzecz - ten rachunek sumienia. Czy ja to lub owo zrobiłam - to wiem, ale są takie rzeczy, które ja uważam za grzech, a inni nie.

Kłamstwo - każde jest grzechem, a kiedy każą mi gościom powiedzieć nieprawdę - to co?

A zabójstwo na wojnie?!!

Wolę długo nie myśleć, bo to straszne!

Pytać - chyba nie będę, może wyśmieją?

Na spowiedzi powiem prędko to, co wiem i… kryska!

Że też przy Najświętszej Komunii opłatek przylgnął do mego gardła -nie mogłam go odraza połknąć!

Czy aby - nie popełniłam jakiegoś wielkiego grzechu? Może spowiedź nieważna?

Przyjęłam Ciało i Krew Pańską i przez nie Łaska Boska już na mnie spłynęła - tylko jej jakoś nie czuję… Cieszę się, bo się wszystkie koleżanki cieszą, lecz tak sobie myślę, że jeżeli Bozia może wstąpić do mnie, to, czy do tego koniecznie potrzeba tego opłatka. A może już we mnie jest. Jeżeli jest, to jest zawsze. Jeżeli zawsze, to On wszystko wie o mnie, i po co Go nudzić znów przypominając Mu moje grzechy.

Nie mogę zapytać księdza prefekta, bo nie odważyłabym się na to. A może nazwałby mnie głupią, jak tę mikruskę, która zapytała, czy Bozia ma brodę…?

Pięknie to było, bo pięknie. Kapliczka klasztorna była ładnie przybrana kwiatami. Dziewczynki - w białych sukienkach [...].

 

3. Onegdaj miałam prawdziwe zmartwienie. Mamusia weszła do pokoju, gdy właśnie chowałam dopiero co napisany wiersz i zauważyła go.

Gdyby mamusia tak przymilnie nie uprosiła mnie - rozdarłabym papierek i połknęłabym - jak więźniowie bolszewiccy. Lecz mamusia nie nastawała, a tylko poprosiła mnie, więc - dałam jej do przeczytania kilka wierszy, z tych najmniej ciekawych.

Teraz zaczęła się moja udręka. Mamusia zaczęła mnie zmuszać do czytania wierszy osobom starszym, czego nienawidzę! To takie idiotyczne, gdy dorośli zaczną mówić, że ze mnie wyrośnie poetka - bo "wierszyki" moje bardzo "milutkie". Niektórzy "korygują" - niby znawcy…

Ksiądz profesor z uniwersytetu - namawiał mnie do napisania wiersza do pisma - na temat religijny. Odfuknęłam niegrzecznie - za co mnie strofowano.

Moje wiersze - to moja własność! Niech się nikt do nich nie waży!

Nie będę pisała wierszy okolicznościowych! Ja muszę wypłakać mą duszę cierpiącą - bo nie mam z kim się podzielić tęsknotą i bólem serca!

A tu - "milutkie wierszyki"…!

Tatuś przynajmniej mnie nigdy nie zmusza do produkowania się. To dlatego, że on śpiewa i też nie lubi tego robić na zawołanie i wysłuchiwać zdania o sile głosu i szkole.

Ach, ci obojętni ludzie! [...].

 

4. Otrzymałam nowy rozkład wykładów - znów będzie przyroda i ta ciekawa chemia. Cieszy mnie to.

Podobają mi się te różne doświadczenia i reakcje. Zdobyłam sobie na własność kilka chemikaliów i nawet truciznę.

Spróbuję sama zrobić taką mocną prawdziwą truciznę, taką - o piorunującym działaniu?

Kto wie - na co taka rzecz się przydać może?

Nie wiem czemu - pomyślałam o zatrutych sztyletach i różnych okropnościach z czasów upadku władzy rzymskiej i inkwizycji. Czy to aby prawdę piszą w tych powieściach? [...].

Teraz mam w szufladzie całe laboratorium chemiczne. Poza tem robię różne próby fermentacji.

Wygderała mnie nawet mamusia za robienie "świństw".

Próbuję różnych rzeczy - na smak, z małym dreszczykiem lęku.

Już na wsi - spróbowałam kiedyś zrobić wyciąg z kilku roślin trujących i doznałam niesamowitego uczucia, po wzięciu do ust małej dawki.

Tak mi było, jakbym odlatywała, w mleczną dal - ale na małą chwilkę…! Miałam jednak zaraz potem jakiś bolesny skurcz mięśni, który jest, jak myślę, podobny do skurczów przedśmiertelnych.

Z jaką radością porzuciłabym ten ohydny, wstrętny świat! Myślę o tem coraz częściej.

O ile by się rozchodziło o mnie samą - nie żałowałabym niczego, ale dla bliskich, no to jedno - że moi rodzice tu pozostali - smutni, ta myśl mnie stale dręczy!

A z jaką ciekawością poznałabym "zaświat nieznany"!

Niewiedza - co potem - tak szalenie mnie dręczy!

Zdaje mi się, że to najgorsze na świecie, że człowiek "nie wie".

Ten wieczny niepokój mej małej, biednej duszy! [...].

 

5. Z moich najmilszych koleżanek - pozostała tylko jedna (były trzy).

Wiem, że i ja umrę! Wiem, że to się niedługo stać może!

Ta myśl - oddala ode mnie wszystkie najcudniejsze marzenia, pozostawiając niczem niezapełnioną szarą pustkę!

Gdzie się zapodziałaś o wiaro moja dziecinno?

Wiarę zabili we mnie ci, którzy powołani byli ją we mnie obudzić i rozkrzewić…!

Pamiętam jak dziś jedną spowiedź. Niosłam do konfesjonału, już z pełną świadomością, drobny zbiór małych swych grzeszków.

A z czem odeszłam?! Ze wstydem i burzą w całem swem jestestwie. Burzą rewolty!

Spytał mnie o coś, nalegał, bym przypomniała sobie dobrze, gdy nie zrozumiałem - objaśniał elokwentnie.

Samo posądzenie mnie o coś podobnego - zabolało mnie srodze! Nasunęło mnie złe myśli.

Odbywałam z musu i przyzwyczajenia następne spowiedzi. Czy były one zupełne - może nie, bo nie mogłam mówić o rzeczach, które by opacznie tłumaczono. Ja wszak nigdy sama nie wołałam swych snów - a przychodziły one bez mej wiedzy, nigdy - na jawie…!

Zresztą - nie mogłam nazwać sama grzechem swych najcudniejszych śnień o pięknie!

Poza tem - byłam i będę zawsze tą niewzruszoną nędznemi objawami życia istotą!

Ach! ten formalizm i brudny sposób traktowania przeżyć ludzkich odstręczyły mnie na zawsze od stóp "pośredników boskich" na ziemi!

W myśli burzę wszelkie ołtarze - lecz czy potrafię sobie zbudować własny?!

Czy starczy mi sił i skrzydeł…!

Najmilsza koleżanka moja umarła. Druga, żydówka, którą bardzo polubiłam za jej wieczny smutek i dziwną subtelność - była zmuszona porzucić szkołę - z biedy, dla pracy zarobkowej [...].

 

6. Wyciągam do prawdy moje błagalne dłonie - niechajżesz przyjdzie i rozświeci mroki mego szarego istnienia!

Tak jak błyskawica, wytwarzając ozon w nasiąkniętem ciężkimi oparami powietrzu…!

Szukam w poetyckich natchnieniach prawd własnych, a w dziełach mistrzów wskazówek niezbitych! Lecz - wątpię, czy znajdę…!

Ten kochany Tetmajer! Jego bunt przeciw bogom!

Jak dobrze zna odwrotne strony medalu życia!

Jego zew, zew krwawy "samobójcy - poety"!

Jakież to potężne, a jednak tak przytłaczające kamieniem ciężarnym, ponad siły ludzkie…!

Biorę do ręki moich kochanych "yogów".

Te cudne prawdy o reinkarnacji!

Odchylają one z dziwną słodyczą rąbek tajemnicy zaświatów…

Mówią jednak, by wytrwać, rozwijać swą wolę. Tę wolną wolę! Ta im dopomoże przejść z godnością wszystkie stopnie istnienia…! [...].

 

7. Aby zrobić rodzicom przyjemność, a może i tylko z tej racji, że prawie wszystkie dziewczynki w tem wzięły udział - odbyłam bierzmowanie.

Jak to tatuś mówił, że w spowiedzi najważniejszem jest to, co człowiek spowiadający się sam odczuwa, a więc "odbycie" pewnej krzyżowej drogi przed szczerem upokorzeniem się i wyrażeniem żalu za popełnione grzechy - postarałam się siebie odpowiednio nastroić i poszło mi zupełnie dobrze.

Dziwnym trafem - dobrotliwy staruszek w sutannie - nie użył zwykłych słów potępienia dla moich takich nieciekawych i marnych grzeszków, lecz tylko "wyrozumiale współpracował" ze mną, aby wydobyć ze mnie prawdę - niesforną i szaro-bolesną.

Rozedrgane struny mojego głosu - usposobiły go bardzo przyjaźnie dla mnie. Kojąco zwalczał moje wątpliwości, dodawał pewności w rozróżnianiu dobra od zła.

Mówił mi o tem, że jest rad z racji mojej spowiedzi, i prosił o wytrwałe pozostawanie taką "czystą", boć "prawda" jest piękną!

Odeszłam z uczuciem ciepła w duszy, z postanowieniem żyć "czystą prawdą"!

W codziennym życiu trudniej mówić całą prawdę, lecz co z tego - będę taką…! [...].

 

8. Powracając z wycieczki - odwiedziliśmy z tatusiem grób tej zmarłej koleżaneczki.

Byłam bardzo smutna. Nie umiem płakać w takich wypadkach, a zresztą wszystkich sił użyłam, aby nikt nie zrozumiał moich bólów i skurczu serca.

Tatuś, chociaż nie znał małej - w milczeniu postał chwilę, może zmawiając pacierze, później wstał z klęczek.

Wyrwało mi się: "Jak dobrze jej jest teraz!".

Ze strachem spojrzał na mnie i zaczął mówić o pięknie życia. Zdaniem jego jest ono pełną czarą radości, lecz tylko ludzie je psują lub przechodzą przez nie, nie zauważając tego "piękna".

Myśląc, że zagalopował - zaczął jednak też trochę przestrzegać przed niebezpieczeństwami życia, na co mu odpowiedziałam:

"Tatusiu, wy wszyscy na mnie spoglądacie jak na jakiś kryształ, bojąc się, by go cokolwiek nie zadrasnęło lub nie potłukło! Próżne wasze obawy - wiedzcie, że ja nie popełnię czegoś, co by wam ujmę przyniosło na honorze. Bo moje marzenia - moje pragnienia - są hen poza światem".

Zaczął wówczas mówić, że nie powinnam być pesymistką, że się moje poglądy zmienią niebawem, że i on sam miewał napady smutków i zwątpień.

Na nic to wszystko, bo mnie nie dochodzą żadne perswazje. Żyć będę po swojemu, poglądów nie zmienię i z nimi umrę, bo nie zostanę sobie zwykłą "panienką z dobrego domu"! [...].

 

9. Przyniosłam z czytelni Sonatę Kreucera Tołstoja. Mamusia powiedziała krótko "nie wolno". Tatuś spojrzał na mnie współbłagalnie i powiedział: "Wiesz, kochanie, nie radzę ci czytać tej książki. Kiedy będziesz weselszą - nic ci książka nie zrobi, ale dziś jesteś sama już smutna, po cóż masz się więcej martwić?".

Racja. Zaczekam…

Nie wytrzymałam i po raz pierwszy, wbrew zakazowi wzięłam się do czytania i zanurzyłam się w tym odmęcie.

Boże, jakież to straszne rzeczy. Czyżby naprawdę świat istniał tylko na takich "podstawach"?

Ma rację mąż, że świat ma zginąć po dopięciu celu! Celu nie ma - więc ginąć!!!!! Ginąć, by się nie spodlić!!!!!

Plugawy, wstrętny świat! Wszędzie obłuda, kłam!

A ja grzeczniutka, ze swoją "czystą prawdą"…!

O, jakiż niesmak! Boże, jakie to wszystko ohydne!!!!! [...]

I to ma być życie…?

Ja mam znaleźć "radość życia"…?

Życie - przekleństwo diabła…!!!!!? [...].

 

10. Poezje moje przetkane smutkiem. Czyż może być inaczej, gdyż mi się wydaje, że ktoś prowadzi duszę mą na stos i chce - bym zmartwychwstała…!

Yogowie moi doceniają marności nad marnością świata widomego, lecz wskazują dokąd zdążać. A ja - nie "potrafię"!!!!!

Przypuszczam, że oni mają rację, co do przeszłych naszych istnień, wobec czego ta nasza "wędrówka" obecna - to detal! [...].

Wiem jedno, że mi sądzono wkrótce odejść stąd! Mówi mi o tem każde drgnienie mego "ja", mówią mi żałobne oddźwięki cierpień cudzych.

Na razie - nie powzięłam jeszcze decyzji - jak "to" uczynić...!

Wkrótce wyjadę na wieś - lecz najpewniej do Warszawy nie wrócę - bo tatuś ma być przeniesiony na służbę do Wilna.

Teraz - żałuję niezmiernie Warszawy, ale sama nie wiem czemu…?! Może już "nigdy" jej nie ujrzę…?!!!

Wszyscy są ze mnie dumni - bo uzyskałam bardzo dobrą "promocję" do klasy szóstej gimnazjum…! [...].

 

11. Pobyt na wsi nie dał mi nic, prócz chwilowych drobnych przyjemnostek.

Obcując z ludźmi - czuję, że mi są "niczem"!

Nic mnie nie zatrzyma, nie odmieni obranej drogi!

Tylko w dali bezkresnej odnajdę siebie i złączę się z najwyższem "Czemś", czego nazwać nie umiem…

Zostawię ten padół płaczu, tęsknicy i zła!!!!!

Ostatnie moje dni poświęcam wierszom, z których "mądry" zrozumiałby swą "nicość", a wszyscy to "wielkie zło"!!!!!

Chętnie bym natchnęła "ludzi" do "dobra" - lecz gdzie ono? Jak przemówić?

Ostatni wieczór dzisiejszy - spędzę ze Zbyszkiem, będziemy znów bawili się jak dzieci…

Powiedziałam Zbyszkowi, w wielkiej tajemnicy, żeby mnie pochowano tam w ogródku, gdzie jabłoń nasza ulubiona [...].

Zbyszek otrzymał porcelanowego Chińczyka "Lao-Tse-go", moją walizeczkę z kluczykiem (zastępowała szufladkę tajemnic, w Warszawie), pocztówki i zbiór znaczków pocztowych - dzieci sąsiadów, resztę zabawek i książki - wieśniacy.

Zbyszek obiecał solennie, że nie zdradzi i wszystko zapamięta… i ja wiem, że on dotrzyma obietnicy. Zresztą to się stanie już jutro z rana i on nie zdąży nikomu powiedzieć…