Razem dla życia

Życie Duchowe • ZIMA 53/2008
Dział • Temat numeru
(fot. KaMa Photography / Flickr.com / CC BY 2.0)

„Życie rodzi się z życia” (Ludwik Pasteur).

O. Karol Meissner, benedyktyn zajmujący się tematyką małżeńską i rodzinną, wyjaśniając w jednym ze swych artykułów wagę czwartego przykazania Dekalogu, pisze o znaczeniu, jakie nadaje mu spójnik „i”. Kierowany do dzieci nakaz „czcij ojca i matkę swoją” podkreśla relację wiążącą rodziców, która jest w rodzinie najważniejsza i ma dla dzieci ogromne znaczenie. „Dziecku należy się więź małżeńska rodziców”1. Nie tylko daje im ona życie, i to zarówno w wymiarze fizycznym, jak i psychiczno-duchowym, ale także sprawia, że mogą dzielić się nim z innymi: w przyszłości przekazywać je swoim własnym dzieciom lub służyć życiu w inny sposób, na przykład wybierając kapłaństwo lub życie konsekrowane.

Niestety, przyjęcie życia przez nasze dzieci i przekazywanie go dalej nie dokonuje się automatycznie. Zależy od tego, na ile my, rodzice, szanujemy „prawa życia” we własnej relacji małżeńskiej. Określenie „prawa życia” zaczerpnięte z doświadczeń Simon Pacot, francuskiej terapeutki, od wielu lat prowadzącej w łączności z ekumeniczną wspólnotą Bethesda rekolekcje uzdrowienia wewnętrznego, oznacza Boże nakazy wypisane w sercu każdego człowieka i konstytuujące ludzką osobę. Wprowadzają one ład w wewnętrzną strukturę osoby, w jej rozwój i relacje z innymi, a także gwarantują porządek całego stworzenia. Nadają życiu „właściwy kierunek i chronią ludzi, alarmując ich, gdy znajdą się na drogach destrukcji”2.

Przestrzeganie praw życia sprawia więc, że każde z małżonków rozwija się jako osoba, a ich związek staje się stopniowo relacją opartą na głębokiej więzi, „w którą wchodzą wszystkie elementy osoby – impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli, [która] prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza”3. Więź ta nie ma jednak charakteru symbiotycznego. Mimo wzrastającej jedności, widzialnej dla innych, mąż i żona pozostają odrębnymi osobami. „Zachowajcie wolną przestrzeń w waszej wspólnocie – radził małżonkom poeta Khalil Gibran. – I niech niebiańskie wiatry pląsają między wami. [...] Stójcie obok siebie, lecz nie nazbyt blisko jedno drugiego; albowiem filary świątyni stoją oddzielnie, a dąb ani cyprys nie rosną jeden w cieniu drugiego”. Miłość małżeńska szanująca prawa życia stwarza przestrzeń płodności, w której życie może być przyjmowane jako dar i przekazywane dalej.

Wybór życia

Pierwszym prawem analizowanym przez Pacot jest wybór życia. Życie zostało każdemu z nas dane, ale chcąc naprawdę żyć, należy je przyjąć, wyrzekając się równocześnie wszelkiego paktowania ze śmiercią. Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. [...] Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo (Pwt 30, 15. 19).

Tak jak Izraelici zostali wezwani, by przyjąć objawienie jedynego Boga, służyć Mu i zawrzeć z Nim przymierze, podobnie i człowiek jest wezwany, by przyjąć życie takim, jakim zostało ustanowione przez Boga. Życia nie wolno niszczyć, trzeba je bezwarunkowo – a więc niezależnie od okoliczności, w których przebiega ludzka egzystencja – przyjąć. Nie wolno wybierać śmierci i to nawet wówczas, gdy przybiera pozory życia.

„Prawybór życia” dokonuje się w rodzinie. Na jego kształt niemały wpływ mają okoliczności związane z poczęciem i narodzeniem dziecka. Jeżeli dziecko poczęło się w akcie miłości małżeńskiej, wówczas łatwiej powie „tak” swojemu życiu. Jeżeli zostało z miłością przyjęte, nie podda się łatwo cieniowi śmierci, który będzie ciążył nad dzieckiem odrzuconym przy poczęciu lub narodzinach albo – co gorsza – zagrożonym aborcją. Współczesna psychologia ukazuje, że występujący w tym ostatnim przypadku „syndrom ocaleńca” na całe życie naznaczy go konfliktem, którego podstawowym przejawem jest pytanie: żyć czy nie żyć, oraz głębokie, patologiczne poczucie winy, spowodowanej samym faktem pojawienia się na świecie.

Wyborowi życia uporządkowanego zgodnie z Bożym prawem sprzyja też prawidłowa hierarchia wartości wyniesiona z domu rodzinnego. Najkrócej można ją ująć słowami: „Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wtedy wszystko jest na swoim miejscu”. Jeżeli mąż i żona przeżywają swoje życie, zwracając do Boga żywego, jeżeli – uwzględniając ten kierunek – w jedności podejmują ważne życiowe decyzje, wtedy taką samą postawę przekażą swoim dzieciom. Podobnie stanie się także wówczas, gdy przyjmą te okoliczności życia, których nie mogą zmienić. Wszystkie niełatwe doświadczenia, w które może obfitować życie rodzinne: choroba, starzenie się, śmierć bliskich, utrata majątku, niepowodzenia w pracy, problemy mieszkaniowe – mogą dla małżonków stawać się okazją, by mimo wszystko, często w walce, mówić życiu „tak”, a tym samym uzdalniać do podobnego „tak” swoje dzieci.

Akceptacja ludzkiej kondycji

Będziecie tak jak Bóg – obiecywał w raju szatan Adamowi i Ewie (por. Rdz 3, 5). Poddanie się tej największej pierwotnej pokusie sprawia, że odrzucamy ograniczenia związane z kondycją ludzką i dążymy do tego, by stać się wszechmocnymi. Wyrażone w dwóch nakazach z Księgi Rodzaju – pozytywnym i negatywnym – drugie prawo życia pozwala przyjąć się jako istotę stworzoną, pomaga porzucić przekonanie o własnej wszechmocy i zaakceptować swoje braki i ograniczenia. Mówi, że życie jest darem, i zakłada istnienie Kogoś, kto je daje.

To właśnie obraz Dawcy życia, jaki nosimy w sobie, ma decydujący wpływ na przyjęcie i przestrzeganie tego prawa. Bóg jest miłością, pełnią miłości, która w pewien sposób „składa się” ze wszystkich rodzajów miłości przeżywanej na ziemi. Biblia podkreśla, że jest On równocześnie ojcem (por. Iz 63, 16), którego pierworodny syn to Izrael (por. Wj 4, 22), i matką, która nie może zapomnieć o swym niemowlęciu (por. Iz 49, 15), pieści go i pociesza (por. Iz 66, 13). Takiego właśnie Boga, tak bardzo różnego od pokutującego w powszechnej świadomości obrazu Boga-Sędziego, Boga obojętnego czy też Boga bezsilnego, pozwalają poznać dziecku kochający się rodzice. Przez swoją wzajemną miłość kładą podwaliny pod jego późniejsze przeżywanie wiary jako osobistego spotkania z Bogiem.

Wprost przeciwnie dzieje się, gdy między małżonkami nie ma zgody. „Rozbicie pomiędzy rodzicami – pisze o. Karol Meissner – wywołuje w dziecku jakieś rozbicie obrazu Boga. Bóg nie może być Kimś rozbitym, Kimś podzielonym. Takiego Boga nie ma. Dziecko zostaje więc bez Boga. Jeżeli młody chłopak czy dziewczyna mówią: «ja nie wierzę, ja nie praktykuję» czy: «jestem ateistą», [...] należy zapytać wprzód o charakter ojca, charakter matki, o sytuację życia domowego i więzi między członkami rodziny. Okazuje się, że gdy młody człowiek zwierza się ze swych trudności religijnych, wątpliwości czy nawet niewiary, używa języka religijnego [...] dla pokazania wielkości przeżywanego dramatu rozbicia rodziny. «Nie ma Boga!» to znaczy w tej retoryce: «Nie mam rodziców!»”4.

Małżonkowie, którzy kochając się, przyjmują swoje ograniczenia i braki, pomagają dziecku zaakceptować swoją własną słabość i odrzucić pragnienie boskości. W procesie przemiany „małego tyrana” w dojrzałego, akceptującego swoje ograniczenia człowieka, ważną rolę odgrywa prawidłowa struktura rodzinna, której fundament stanowi miłość ojca i matki. Dziecko ma w niej własne miejsce – „miejsce trzecie”: po Bogu i współmałżonku. Ta kolejność jest niezwykle ważna. Ustawianie dziecka na miejscu współmałżonka to wielkie naruszenie drugiego prawa życia. Jedną z konsekwencji takiej postawy będzie poczucie wszechmocy dziecka bądź przeciwnie – poczucie jego zbyt małej wartości.

Uznanie wyjątkowości osoby

Trzecie prawo życia odpowiada na pytanie, jak stawać się sobą w Bogu, w poszanowaniu własnej wolności i tożsamości oraz tożsamości drugiego. Bóg stworzył każdego z nas jako istotę wyjątkową i niepowtarzalną (por. Jr 1, 5) i nazwał naszym własnym imieniem (por. Iz 43, 1). Wszyscy jesteśmy zaproszeni do przestrzegania tego prawa – do pójścia własną drogą i przeżywania odnowy wszystkich swoich relacji.

Gdy ojca i matkę łączy więź, która zachowuje ich odrębność i ich role w rodzinie, wówczas także dziecku łatwiej odkryć swoją odrębność i rolę, a więc w konsekwencji rozwinąć własną tożsamość. Gdy takiej więzi między rodzicami zabraknie, jedno z małżonków zostaje zepchnięte na dalszy plan, a jego miejsce zajmuje dziecko. Dla ojca lub matki, którzy je na to miejsce wprowadzają, staje się ono substytutem nieobecnego współmałżonka. W relacji rodzicielskiej pojawia się więc zaborczość: chęć kontrolowania życia dziecka, zazdrość, utrudnianie mu opuszczenia rodzinnego domu, żądanie od niego zadośćuczynienia za nieudane życie małżeńskie. Niestety, na co dzień można spotkać wiele tego typu sytuacji: odstawiony „na boczny tor” ojciec i matka lokująca wszystkie swoje uczucia w synu (to pewnie najbardziej typowy przypadek); tato lekceważący żonę i zakochany w córce; mama zwierzająca się dziecku (najczęściej córce) z problemów w intymnej relacji z mężem... Każda z tych sytuacji kaleczy dziecko, utrudnia mu odkrycie jego własnej tożsamości i miejsca w Bożym planie.

Troszczącym się o więź małżeńską, także więź erotyczną, rodzicom łatwiej potwierdzać tożsamość dziecka, budować jego poczucie własnej wartości i zaufanie do swoich sił. Łatwiej im też nie porównywać dzieci między sobą. Wówczas zazdrość o sukcesy brata czy siostry, nawet jeśli się pojawia, nie znajduje pożywki do tego, by się rozwinąć. Dziecko wie, że jest kochane takie, jakie jest.

Poszukiwanie jedności wewnętrznej

Czwarte prawo mówi, że każdy człowiek jest jednością, którą tworzą ciało, psychika (emocje, uczucia, wrażliwość, władze umysłowe: inteligencja, wyobraźnia, wola) i ożywiająca je głębia serca (duch). Nie jesteśmy więc rozbici, podzieleni na trzy sfery naszej istoty. Nie ograniczamy się tylko do ciała, psyche czy do głębi serca. Stanowimy jedność tych trzech elementów, które choć się ze sobą ściśle łączą, to jednak nie mieszają się wzajemnie. Integruje je wezwanie do miłości, które przenika całego człowieka: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego (Łk 10, 27).

Specyfika miłości matki i ojca jest różna – miłość matki z natury swojej chroni dziecko i daje mu poczucie bezpieczeństwa, natomiast miłość ojca stawia wymagania, które – jeśli nie są wygórowane – pozwalają dziecku podejmować różne nowe wyzwania, a to sprawia, że dziecko buduje swoje poczucie siły i wartości5. Oba rodzaje miłości muszą się nawzajem uzupełniać. Jeżeli tak się nie dzieje, dziecko nie może się prawidłowo rozwijać. Doświadcza głębokiego rozbicia wewnętrznego przede wszystkim w sferze emocjonalnej, ale także duchowej i cielesnej. To tutaj tkwi źródło jego wielu problemów, w tym także natury seksualnej. Gdy dziecko nie doświadcza serdeczności, miłości, akceptacji rodziców, ale uczestniczy w ich wzajemnej niechęci, nieżyczliwości czy wrogości, wówczas wchodzi w konflikt z własnym ciałem. Rozpoczyna się on od nieakceptacji własnego wyglądu, ale stopniowo przeradza się w konflikt z całą sferą erotyczną. Cielesność i seksualność izolują się wówczas od uczuć miłości i oddania, a seksualność zaczyna funkcjonować jakby niezależnie, co zwykle stanowi zalążek późniejszych, poważniejszych trudności w tej sferze6.

Obfitość i dar

Celem i prawdziwym szczęściem człowieka, niezależnie od położenia, w jakim się znajduje, jest wydanie owocu, życie w taki czy inny sposób płodne. Jesteśmy przeznaczeni do tego, byśmy szli i owoc przynosili i by owoc nasz trwał, przez co Ojciec niebieski dozna chwały. To przesłanie stanowi treść piątego prawa życia – prawa obfitości i daru. Małżonkowie szanują je przede wszystkim wówczas, gdy przyjmują swoje życie z radością i wdzięcznością, i to nawet wówczas, gdy nie jest ono łatwe. Jeżeli rodzice naprawdę się kochają, to instynktownie przekazują dziecku komunikat: „Żyj! Warto żyć”. Parafrazując słowa Ericha Fromma7, dają wówczas dziecku nie tylko mleko – symbol troski wypływającej z miłości, ale także miód – symbol słodyczy życia, jego ukochanie i szczęście z powodu tego, że się żyje. W takim klimacie łatwiej dziecku dostrzec swoje obdarowanie i w konsekwencji podjąć właściwą decyzję dotyczącą drogi życia. Powołania do życia małżeńskiego, ale także do kapłaństwa i życia konsekrowanego, formują się w rodzinie, w obserwowaniu i w uczestniczeniu we wzajemnej miłości ojca i matki. „Rodzina, która jest otwarta na wartości transcendentne, która służy braciom w radości, która wykonuje swoje zadania z wielkoduszną wiernością i która jest świadoma swego codziennego uczestnictwa w tajemnicy chwalebnego Krzyża Chrystusowego, staje się pierwszym i najlepszym seminarium powołania do życia poświęconego królestwu Bożemu”8.

Więź zraniona i uzdrawiana

Niestety, zawarcie małżeństwa i narodziny naszych dzieci nie sprawiają, że automatycznie stajemy się bardziej dojrzali, bardziej kochający i bardziej wyrozumiali. Często bywa wręcz przeciwnie – rozpoczęcie wspólnego życia sprawia, że opada zewnętrzna powłoka „dobrego wychowania”, a na jaw wychodzi nie najciekawsza prawda o nas samych. Dzieje się tak nie tylko z powodu zewnętrznych trudności – finansowych, mieszkaniowych czy też „ciśnienia świata”, któremu małżeństwo i rodzina jest dziś poddawana o wiele bardziej niż dawniej, ale także z powodu zagrożeń tkwiących wewnątrz małżeńskiej relacji. Wiele z nich płynie z faktu, że wnosimy w małżeństwo bagaż własnych zranień. Gdy nie jesteśmy go świadomi, już na starcie obciąża on wzajemną relację, a z biegiem lat zakłóca ją coraz bardziej. Staje się też wątpliwej jakości „dziedzictwem”, które – chcąc nie chcąc – przekazujemy swoim dzieciom. Jeżeli w porę nie podejmiemy odpowiednich środków wzmacniających więź małżeńską, to z biegiem czasu nasze małżeństwo stanie się nie tyle przestrzenią życia i miłości, co raczej jej grobem.

Pierwszym z takich środków jest dialog prowadzący do spotkania osób. Jego przedmiotem nie są sprawy, a więc coś, co trzeba zorganizować, załatwić, kupić, ale my sami – nasze uczucia, pragnienia, myśli. Dialog praktykowany regularnie buduje małżeństwo, bo sprzyja wzajemnemu poznawaniu się oraz zaufaniu i zrozumieniu. Jest on niemożliwy bez przebaczenia, które stoi w centrum relacji małżeńskiej. Dzięki niemu porozumienie, które się rodzi, nie jest nigdy „zwycięstwem” jednej ze stron, lecz raczej swoistą i niepowtarzalną syntezą jednostkowych racji.

Uczciwie prowadzony dialog otwiera w małżeństwie przestrzenie wymagające uzdrowienia. Dla wielu z nich on sam stanowi lekarstwo. Jednak nie dla wszystkich. Istnieją takie powikłania naszych historii osobistych i historii małżeńskich relacji, że aby je rozwiązać, konieczna jest pomoc dobrych specjalistów: psychoterapeutów i psychologów.

Dialog w małżeństwie otwiera również na Boga. Tak więc rozmowa, która rozpoczyna się od spotkania dwojga – męża i żony – jest stopniowo przeżywana „w trójkę”. Dzięki dialogowi Jezus jest w małżeństwie coraz bardziej obecny. On sam staje się coraz większym oparciem w trudnościach codziennego życia, a także Zbawicielem i Uzdrowicielem, który wkracza ze swoją mocą tam, gdzie zawodzą już wszystkie inne środki. Osobista więź małżonków z Chrystusem sprawia, że moc sakramentu małżeństwa ujawnia się w życiu. Można wtedy doświadczyć, że ewangeliczna obietnica: Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20) – jest prawdą. Jezus daje życie i daje je w obfitości.

Przypisy
1. K. Meissner OSB, Ojcostwo w układzie relacji rodziny, [w:] O godności ojcostwa. Międzynarodowy kongres HLI Warszawa 1999, Gdańsk 2000, s. 91.
2. S. Pacot, Powróć do życia, Poznań 2004, s. 14.
3. Jan Paweł II, Familiaris Consortio, Rzym 1981, 13.
4. K. Meissner OSB, dz. cyt.
5. G. Rymaszewska, Wpływ relacji z ojcem i matką na rozwój psychiczny dziecka, www.dobrytato.pl.
6. Por. J. Augustyn, Integracja seksualna, Kraków – Ząbki 1995, s. 43.
7. Por. E. Fromm, O sztuce miłości, Warszawa 1997, s. 62-63.
8. Jan Paweł II, dz. cyt., 53.