Przychodzi Anioł do Maryi i mówi: „Nie bój się, Maryjo, jestem tylko rodzajem literackim”…
Tak, krąży taki dowcip…
A co na temat aniołów mówi Biblia?
Przede wszystkim to, że aniołowie istnieją. Pojawiają się w Piśmie Świętym jakby mimochodem, ale jako coś oczywistego. Dla autorów i odbiorców tekstu biblijnego są bohaterami historii zbawienia, wysłannikami pośredniczącymi między Bogiem a człowiekiem. Z woli Bożej służą i pomagają ludziom. Z drugiej strony, są też aniołowie planom Bożym nieprzychylni i to są tak zwane anioły upadłe.
Aniołowie nie stoją jednak w centrum refleksji biblijnej. Z Biblii nie dowiemy się za wiele o ich naturze, strukturze i życiu wewnętrznym. Informacje o nich są rozsiane po całej Biblii i dopiero na podstawie tych fragmentów próbujemy tworzyć jakąś naukę o aniołach. Ale dokonując takiej refleksji, bardzo często wkraczamy na grunt przypuszczeń i domniemań. Może się więc okazać, że nasze twierdzenia o aniołach są dalekie od prawdy.
Za dużo sobie wyobrażamy?
Wyobrażamy sobie bardzo dużo. Wielu angelologów, zwłaszcza w okresie średniowiecza, snuło różne spekulacje na temat aniołów, które dziś mogą wprawić w osłupienie. Dokonywali na aniołach wiwisekcji niczym biologowie badający anatomię jakiegoś ptaka. Rozbudowane traktaty o naturze aniołów tworzył chociażby św. Tomasz z Akwinu. Rozważał kwestie dziś dla nas wręcz abstrakcyjne. Pytał na przykład, ilu aniołów może pojawiać się równocześnie w jednym miejscu, i odwołując się do dominującego wówczas w nauczaniu Kościoła arystotelizmu, snuł na ten temat bardzo skomplikowane rozważania.
W późniejszych wiekach te bardzo skomplikowane rozważania krytykował protestantyzm. Uważał je za oderwane od rzeczywistości i nikomu niepotrzebne dywagacje na temat tego, ilu aniołów „tańczy na czubku igły”. Dla św. Tomasza pytanie o anioły było jednak istotne, ponieważ dotyczyło relacji między niematerialnym duchem a materią. W klasycznej teologii – odwołującej się do filozofii Arystotelesa – mamy byt, który składa się z materii i formy. Jeżeli uznamy, że aniołowie nie mają ciała, są niematerialni, to składają się z samej tylko formy. A jeżeli składają się z samej tylko formy i są same w sobie, to jak to się ma do materii?
Czy to nie było jednak swoiste laboratorium sprawdzające, na ile język danej filozofii może opisać różne wymyślne kwestie?
Rzeczywiście dziś dalecy jesteśmy od tego typu rozważań. Mogą się wydawać ciekawą zabawą intelektualną, ale jak się mają do konkretnego życia? Czy są istotne dla relacji człowieka z Bogiem? Myślę, że dla większości ludzi nie mają absolutnie żadnego znaczenia.
Jaki jest zatem ten najważniejszy biblijny przekaz o aniołach?
Taki, że aniołowie – istoty o wiele doskonalsze od nas, nieśmiertelne, przebywające blisko Boga, widzące Go twarzą w twarz – zostali powołani po to, by służyć ludziom. W Liście do Hebrajczyków czytamy: „Czyż nie są oni wszyscy duchami posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie?” (por. Hbr 1,14). Potężne duchowe byty, znacznie przewyższające nas swoją mocą, zostały stworzone po to, by nam pomagać. Co więcej, w jakimś sensie zadziwia ich miłość Boga do człowieka. Święty Piotr pisze, że aniołowie na ziemską rzeczywistość patrzą z zachwytem, chcąc jednocześnie zrozumieć Bożą miłość i nie są w stanie tego przeniknąć (por. 1 P 1,12). Nie rozumieją miłości, która wiąże się z Wcieleniem.
Poprzez Wcielenie Bóg staje się człowiekiem, wynosi go do rangi niemalże równej sobie, nazywa nas swoimi braćmi i przyjaciółmi. Staje się jednym z nas. W Ewangelii św. Jana czytamy: „Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna człowieczego” (J 1,55). Jest tu wyraźne nawiązanie do drabiny z wizji patriarchy Jakuba (por. Rdz 28,12). Jezus mówi o sobie jako o drabinie łączącej niebo i ziemię, a udział w tym biorą aniołowie. To zdumiewające, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że aniołowie w Biblii to nie są słodkie aniołki czy ezoteryczne postaci niczym panny na wydaniu, jakie nieraz widzimy na różnych obrazkach. W Biblii aniołowie konsekwentnie przedstawiani są jako potężne, wzbudzające strach istoty. Swoje posłannictwo do człowieka najczęściej zaczynają od słów: „Nie bój się…”. Rainer Maria Rilke w Elegiach duinejskich pisał: „Ein jeder Engel ist schrecklich” – „Każdy anioł przeraża”…
I faktycznie, w Biblii spotkanie z aniołem powala osoby doświadczające angelofanii. Gedeon z Księgi Sędziów na początku nie zdaje sobie sprawy, że spotkał anioła. Kiedy to do niego dociera, jest przerażony. Podobnie Manoach, ojciec Samsona, którego również ogarnia strach, gdy uświadamia sobie, że rozmawiał z wysłannikiem Boga. Aniołowie są też nazywani w Biblii armią Boga, Jego wojskiem, Bożymi zastępami. W ich naturze jest bycie potężnymi wojownikami. To jest bardzo odległe od tych infantylnych wyobrażeń aniołów, o których wspomniałem.
I te potężne istoty mają służyć człowiekowi…
Jak się nad tym głębiej zastanowić, to w pewnym sensie można nawet zrozumieć, dlaczego niektórym aniołom się to nie spodobało i powiedzieli Bogu „Nie”. W Biblii znajdziemy nawet słowa, że to nie aniołów przygarnia Bóg, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe (por. Hbr 2,16).
Opisu buntu aniołów nie znajdziemy jednak w Biblii.
Rzeczywiście opisu samego buntu nie ma. Jest w różnych pismach apokryficznych. Biblia natomiast mówi o rzeczywistości zła, która ma charakter duchowy i która przejawia się poza naszym światem. O „pierwiastkach duchowego zła na wyżynach niebieskich” wspomina św. Paweł (por. Ef 6,12). Przeciwko tym pierwiastkom toczymy walkę o naszą duszę. Zło narodziło się więc „na wyżynach niebieskich”, przekracza rzeczywistość ziemską.
Dlaczego Szatan się zbuntował?
Niektóre hipotezy zakładają, że chciał zająć miejsce Boga. Czy jednak nie byłoby to dziwne: chęć pokonania Boga przez istotę znającą Jego wszechmoc? Czy taka hipoteza nie ubliża inteligencji aniołów? Według mnie ubliża, bo wiele można zbuntowanym aniołom zarzucić, ale na pewno nie brak inteligencji. Dlatego bardziej przekonuje mnie koncepcja Dunsa Szkota, który mówił, że Szatan zbuntował się, bo nie zaakceptował miłości Boga do człowieka. Bóg od samego początku objawił, że kocha ludzi tak bardzo, że w pewnym momencie historii sam stanie się człowiekiem. I to Szatanowi się nie spodobało. Z zazdrości, bo Szatan w jakimś sensie kochał Boga, ale miłością zachłanną i ograniczającą się jedynie do niego. Kiedy zobaczył, że Bóg postanowił dać wszystko istocie ulepionej z błota, a nie stworzonej ze światła, zbuntował się. Poczuł się w tej swojej egoistycznej miłości zraniony. Nie był w stanie tego zaakceptować. Ten wątek pojawia się też w Pokucie Adama, apokryfie Starego Testamentu opisującym życie pierwszych rodziców. Czytamy tam, że Bóg stworzył Adama i kazał, by wszyscy aniołowie mu się pokłonili. Nie zrobił tego tylko Szatan, mówiąc, że nie będzie się kłaniał istocie „ulepionej z błota”.
Konsekwencją buntu Szatana wobec Wcielenia Boga jest jego nienawiść do człowieka. Stary Testament ukazuje Szatana jako przeciwnika człowieka, co ostatecznie sytuuje go także jako przeciwnika planów Bożych. W Nowym Testamencie jest on już przeciwnikiem Chrystusa i Kościoła, ale Stary Testament konsekwentnie pokazuje Szatana przede wszystkim jako oskarżyciela ludzkości, próbującego udowodnić, że człowiek nie zasługuje na miłość Boga. To widać na przykład w „zakładzie” między Bogiem a Szatanem z Księgi Hioba. Bóg widzi w człowieku istotę wielką moralnie, która potrafi wielbić Go niezależnie od sytuacji życiowej, w jakiej się znajduje. Szatan wręcz przeciwnie: uważa, że Hiob, którego Bóg ma za najlepszego przedstawiciela rodzaju ludzkiego, jest interesowny, więc de facto na Bożą miłość nie zasługuje.
W Biblii Szatan jest też oskarżycielem Boga wobec człowieka.
W swoim oskarżaniu rodzaju ludzkiego Szatan zaczyna się posuwać do kłamstwa i oszczerstwa, przypisując Bogu nieprawdziwe intencje, a wszystko po to, by zburzyć relację między Bogiem a człowiekiem i móc tego ostatniego oskarżać jeszcze bardziej. Najstarsze księgi, w których mowa o Szatanie (Księga Zachariasza, Księga Hioba), sytuują go jeszcze w roli urzędnika na dworze Boga, nieprzychylnego ludziom, ale służącego Bogu. Jednak Szatanowi tak bardzo zależy na upadku człowieka, że posuwa się do metod, które eliminują go spośród istot służących Bogu. Stąd w Apokalipsie, w rozdziale opisującym walkę między Archaniołem Michałem a smokiem – Szatanem, zostaje on strącony z nieba: „I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie” (Ap 12,9).
Mamy tu bardzo wyraźne utożsamienie „starodawnego Węża” z Księgi Rodzaju z Szatanem. Księga Rodzaju mówi bowiem o złu, które zostaje ukarane, ale na początku nie ma tak jasnego utożsamienia tajemniczego węża z ogrodu Eden z Szatanem. Co ciekawe, cytowany fragment Apokalipsy strącenia Szatana z nieba nie osadza w jakichś zamierzchłych czasach, gdzieś u zarania dziejów, ale w kontekście śmierci Jezusa na krzyżu. Autor Apokalipsy mówi, że ludzie oskarżani przez Szatana zwyciężyli dzięki krwi Baranka i Szatan nie ma już mocy, by oskarżać (por. Ap 12,10–11; Rz 8,33–34).
Dlaczego ją stracił?
Bo Jezus umarł na krzyżu za grzechy człowieka i oskarżenie Szatana nie ma już sensu. Szatan poniósł klęskę. Jezus wyraźnie mówi, że moment wywyższenia na krzyżu Syna Człowieczego to moment osądzenia oskarżyciela ludzkości (por. J 12,31; J 16,11). Ten moment klęski Szatana bardzo ładnie moim zdaniem pokazał w Pasji Mel Gibson. Przez cały film Szatan pojawia się w tłumie jako obserwator męki Jezusa. A kiedy Jezus umiera na krzyżu, Szatan pokazany jest na spieczonej, popękanej ziemi. Jest sam i w stronę nieba wydaje przerażający okrzyk rozpaczy. Szatan wie, że przegrał, ale jego nienawiść do ludzkości jest tak wielka, że dalej „jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć” – jak mówi św. Piotr (1 P 5,8). Jeszcze może w jakiś sposób ludziom zaszkodzić, ale to już jest tylko bezsilne wylewanie frustracji.
Ale mieliśmy rozmawiać o aniołach, a zeszliśmy na tych zbuntowanych…
Wróćmy zatem do niezbuntowanych. Do zastępów i chórów anielskich.
Z tymi chórami to jest ciekawa sprawa. Podział na dziewięć chórów anielskich pochodzi od Pseudo-Dionizego Areopagity. Uporządkował on różne informacje o aniołach zawarte w Biblii i stworzył z tego piękną, iście architektoniczną wizję, w której wszystko ładnie do siebie pasuje. Pseudo-Dionizy żył w V wieku i był neoplatończykiem, a neoplatończycy wyznawali teorię emanacji bytów, mówiącą o tym, że z najdoskonalszego Bytu emanują byty coraz mniej doskonałe. I to znalazło odzwierciedlenie w tej konstrukcji, której później bronił zresztą św. Tomasz z Akwinu. Bo to jest konstrukcja naprawdę zachwycająca.
Pseudo-Dionizy wyróżnia trzy triady, co daje łącznie wspomnianych dziewięć chórów. Mamy triadę istot najbliższych Bogu, czyli Serafów, Cherubów i Tronów. Następnie jest triada istot zarządzających światem materialnym, kosmosem, czyli Moce, Zwierzchności i Panowania. Najbliższa ludziom jest triada Książąt, Archaniołów i – powiedzmy – zwykłych aniołów. Każda z tych triad to odpowiednik Trójcy Świętej. Wszystko się więc tu ładnie komponuje. O wszystkich tych istotach oczywiście jest mowa w Piśmie Świętym, ale cały ten model jest jednak przejawem pewnej fantazji.
A jak to się ma do Aniołów Stróżów i naszych o nich wyobrażeniach? Czy wspomina o nich Biblia?
Jest kilka tekstów, które stały się podstawą do sformułowania poglądów na temat Aniołów Stróżów. To przede wszystkim słowa Jezusa o „gorszeniu małych” z Ewangelii św. Mateusza. Jezus mówi tam: „Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18,10). A zatem każdy, nawet najmniejszy, ma swojego orędownika, który wstawia się za nim u Boga. A jeśli uświadomimy sobie potęgę aniołów, no to rzeczywiście „strzeżcie się”, bo anioł to potężny sojusznik. Tylko że skoro aniołowie wpatrują się w oblicze Boga i są cały czas w niebie, to niekoniecznie podążają za nami krok w krok. A my się przecież modlimy: „Aniele Boży, stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój”… Święty Stanisław Kostka podobno ustępował swojemu aniołowi przed drzwiami, by to anioł pierwszy wszedł czy wyszedł… Takie wyobrażenia są sympatyczne, ale chyba niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
W obrazie anioła wpatrującego się w twarz Boga i jednocześnie towarzyszącego człowiekowi widzę zaproszenie do tego, co jezuici nazywają byciem „contemplativus in actione” – kontemplatywnym w działaniu. Działam, reaguję, a jednocześnie kontempluję oblicze Boga.
Anioł oderwany od swego źródła, którym jest Bóg, staje się jakimś zdeformowanym, wręcz groteskowym tworem. To zresztą widać we współczesnej kulturze popularnej, która często odrywa aniołów od ich źródła. Do tego stopnia, że niektórzy wierzą w aniołów, a nie w Boga. Są nawet pisma ezoteryczne z poradami, jak przyzywać aniołów mocą kadzidełek. Tyle że anioł przyzywany w ten sposób nie jest wysłannikiem Boga, to nie jest angelos z Biblii.
A może anioł to rzeczywiście rodzaj literacki, forma kontaktu człowieka z Bogiem? Bóg przecież musi się w jakiś sposób objawić człowiekowi. Świat niematerialny musi się jakoś zmaterializować, byśmy mogli mieć z nim kontakt.
Z tym wiąże się koncepcja Logosu, która pojawia się już u filozofów greckich, a więc dużo wcześniej niż koncepcja dogmatów związanych z bóstwem Jezusa. Później żyjący w czasach Jezusa Filon z Aleksandrii mówił, że Logos umożliwia transcendentnemu Bogu kontakt z rzeczywistością materialną. Można by więc mówić też, że obok Logosu mamy podobną koncepcję aniołów. Pytanie tylko, czy tak wiele wzmianek o aniołach, które znajdziemy w Biblii, możemy sprowadzić jedynie do formy literackiej? Czasami rzeczywiście anioł to sposób mówienia o Bogu, czasami to sposób radzenia sobie człowieka w spotkaniu z transcendencją Boga…
Sposób na przeżycie tego spotkania, rodzaj ubezpieczenia…
Dlaczego więc mielibyśmy negować istnienie aniołów czy ich pośrednictwo? Dlaczego nie przyjąć, że rzeczywiście są rodzajem, ale nie literackim, a ubezpieczenia, swoistą amortyzacją w spotkaniu z Bożą potęgą, która mogłaby zgnieść człowieka? W Księdze Wyjścia czytamy, że anioł Jahwe objawił się Mojżeszowi w gorejącym krzewie i z tego krzewu przemówił do niego Bóg. Objawił się anioł, ale przemówił Bóg.
Podobnie jest z Abrahamem, do którego przychodzą jacyś mężczyźni, a on odbiera to jako spotkanie z Bogiem. Czy to nie jest jakaś niekonsekwencja?
Myślę, że jedno drugiemu nie przeszkadza. To, że działanie i słowa Boga zostały nam literacko przedstawione w taki a nie inny sposób, nie stoi na przeszkodzie, byśmy uznali, że rzeczywiście tak było. Poza tym wielu teologów, i scholastycznych, i współczesnych, potwierdza intuicję, że istnienie aniołów jest czymś racjonalnym. Bo jeśli mamy jakąś hierarchię bytów: od materii nieożywionej, poprzez rośliny, zwierzęta, po człowieka, a potem długo, długo, długo nic i Bóg, to ta ogromna przestrzeń między bytami a Bogiem nie może pozostawać pusta. To byłoby nielogiczne. Dlaczego mielibyśmy nie założyć, że wypełniają ją aniołowie?
W świecie przyrody widzimy taką ogromną różnorodność i bogactwo minerałów, roślin, zwierząt, ludzi. Mniej więcej podobne bogactwo moglibyśmy dostrzec w tej przestrzeni między światem stworzonym a Bogiem. Bo mówiliśmy o triadach i chórach aniołów, ale wielu teologów podkreśla, że każdy anioł jest gatunkiem samym w sobie. Z takiego punktu widzenia nawet wśród Archaniołów każdy z nich jest inny. Świetnie ujął to Peter Kreeft, który napisał, że Gabriel, Michał i Rafał nie są jak – powiedzmy – Burek, Azor i Reksio, ale jak ptak, pies i kot. Każdy z nich jest odrębną kategorią bytu. Podobnie w przypadku wszystkich innych aniołów.
Przy takim założeniu widać to ogromne bogactwo, jakie wypełnia przestrzeń między człowiekiem a Bogiem. Bogactwo dla nas niewyobrażalne i niepojęte. Zwłaszcza że niewyobrażalna jest dla nas liczba aniołów. Bo przy założeniu, że Bóg powiązał niejako losy ludzkości ze światem aniołów i każdy człowiek ma swojego duchowego opiekuna, to już możemy mówić o siedmiu miliardach aniołów (tyle mamy mniej więcej ludzi na ziemi). Tylko że to jakaś zaledwie drobinka. Niektórzy mistycy uważają, że związek anioła stróża z konkretnym człowiekiem jest tak unikatowy, że ma charakter jednorazowy. Czyli nie jest tak, że anioł opiekuje się jakimś człowiekiem, a po jego śmierci „dostaje” kogoś innego. Każdy człowiek, który pojawił się w dziejach świata na ziemi, miał swojego osobistego anioła.
I każdy z nich jest innego rodzaju…
Co ciekawe, Biblia mówi nie tylko o opiekunach poszczególnych osób, ale sugeruje też, że swoich duchowych opiekunów mają także pewne społeczności ludzkie, na przykład narody. Mówi o tym przede wszystkim Księga Daniela. A w Fatimie dzieciom ukazał się anioł przedstawiający się jako Anioł Portugalii. W Polsce też jest ruch inspirowany różnymi objawieniami prywatnymi, który próbuje wprowadzić kult Anioła Polski.
We wspomnianej Księdze Daniela w rozdziale 10 mamy opisane doświadczenie Daniela, któremu ukazuje się Archanioł Gabriel (tu zresztą po raz pierwszy Gabriel pojawia się na kartach Pisma Świętego) i mówi o konflikcie w świecie aniołów. Część z nich – Książęta Persji i Jawanu (czyli Grecji) – sprzeciwiła się Archaniołowi Michałowi, który dążył do uwolnienia Narodu Wybranego z niewoli, widząc, że naród ten się nawrócił. To jednak było sprzeczne z interesami Persji i Jawanu, stąd konflikt. Może się to wydać szokujące. Niektórzy tłumaczą to tym, że Persją i Jawanem opiekowali się upadli aniołowie. Myślę jednak, że ten akurat fragment to raczej pewna literacka wizja pokazująca, że zamiast szukać woli Bożej, można zatracić się w swoich staraniach. Książęta Persji i Jawanu właśnie zatracili się w swojej opiece nad społecznościami ludzkimi, chcieli zadbać o interes narodów, nie znając jeszcze woli Bożej. Musieli więc zostać upomniani przez Archanioła Michała.
Tak się związali ze swoimi „klientami”, że Bóg, który ich posłał, zszedł na drugi plan…
Na to wygląda. Ten motyw zresztą często pojawia się w kulturze popularnej. Niedawno Jakub Ćwiek wydał książkę zatytułowaną Stróże, która ukazuje właśnie Aniołów Stróżów. Ratując swoich „klientów”, tak się zatracają w tej służbie, że gotowi są łamać regulamin. Stąd w książce pojawia się też specjalny wydział, który tropi wszystkie te nieprawidłowości. To oczywiście fantazja i możemy się z tego śmiać, ale taki obraz wypływa z przeświadczenia, że aniołowie są silnie związani z ludźmi. I myślę, że ta intuicja jest dobra. O tym przecież mówi wspomniana historia z Księgi Daniela.
Anioł związany z losem człowieka staje się niejako jego duchowym bliźniakiem. W Dziejach Apostolskich Piotr po uwolnieniu z więzienia (notabene także przez anioła) udał się do domu, gdzie przebywali inni apostołowie. Kiedy zaczął stukać do drzwi, wszyscy byli przekonani, że to nie może być Piotr (jest przecież w więzieniu), tylko jego anioł (por. Dz 12,16). Zapewne mamy tu odwołanie do istniejącego w tamtych czasach przekonania, że duchowy opiekun człowieka może przybrać jego wygląd.
W Ewangelii św. Łukasza Jezus mówi: „radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca” (Łk 15,10). Odwołując się do tych słów, można uznać, że analogicznie rodzi się „u aniołów Bożych” smutek z każdego ludzkiego upadku. Niektórzy uważają, że największą tragedią dla Anioła Stróża jest, kiedy jego podopieczny powie Bogu „Nie”. Pytanie, jak anioł radzi sobie z naszymi grzechami?
Mamy tu pewne napięcie między wiernością Bogu, który posyła, a wiernością człowiekowi, do którego anioł został posłany. Ale anioł wpatrujący się zawsze w oblicze Boga służy mi w tym, co jest istotne – w zbawieniu. Nie jest na moim garnuszku i wychodzi poza moje doczesne pragnienia…
Oczywiście, najważniejsze jest zbawienie, zjednoczenie z Bogiem. Tymczasem człowiek nieraz naiwnie wyobraża sobie, że anioł usunie wszelkie przeszkody z jego drogi. Zapomina też, że anioł, mając stały i bezpośredni kontakt z Bogiem, prawdopodobnie lepiej wie niż my, co jest dla nas dobre. Być może nieraz lepsza dla nas jest jakaś życiowa tragedia, bo przysłuży się naszemu zbawieniu… Da nam większe dobro niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić. Stanie się dla nas jakąś szansą. Niewykluczone, że w działaniach Aniołów Stróżów – co może nawet szokować – są ruchy prowokujące sytuacje dla nas niełatwe. Naród Wybrany Bóg prowadził przecież przez bardzo trudne doświadczenia, które miały go zmienić, dać mu do myślenia. W tych działaniach najważniejsze jest nasze zbawienie, a nie dobre samopoczucie.
Jeden z moich współbraci, oprowadzając wycieczkę po bazylice Najświętszego Serca Jezusowego w Krakowie, wskazał na znajdujące się tam ołtarze z aniołami i powiedział: „A tu mamy anioły naturalnej wielkości”… Pytanie: jak wglądają aniołowie „naturalnej wielkości”? Czy znane nam z ikonografii wizerunki aniołów mają coś wspólnego z obrazem biblijnym?
Najczęściej niewiele. Na przykład skrzydła aniołów. W potocznym myśleniu o aniołach to jeden z ważniejszych anielskich atrybutów, częsty też w ikonografii. W Biblii praktycznie się nie pojawiają. Owszem, skrzydła mają Cheruby i Serafy, ale kiedy anioł w Biblii ukazuje się człowiekowi, to jest opisywany jako młodzieniec albo mąż, a zatem wygląda jak człowiek. W Liście do Hebrajczyków mamy przecież przestrogę, byśmy byli gościnni, bo może się zdarzyć, że przyjmiemy aniołów, nie wiedząc nawet o tym (por. Hbr 13,2).
To skąd się wzięły te skrzydła?
Pojawiły się jako pewien symbol, prawdopodobnie pod wpływem wyobrażeń wcześniej już obecnych w kulturze. Skrzydła miała na przykład bogini Nike. Skrzydła symbolizują ptaki, które dzięki nim mogą latać. A skoro aniołowie wypełnią przestrzeń nieba, to muszą jakoś się w niej poruszać.
W Biblii skrzydła mają, jak wspomniałem, Cheruby i Serafy (tak na marginesie, używam formy „cherub” i „seraf”, bo pochodzące od hebrajskiej liczby mnogiej formy „cherubin” i „serafin” są dla mnie jakimś dziwolągiem językowym). Cheruby opisani w Księdze Ezechiela łączą w sobie cechy ludzkie i zwierzęce. To postaci bardzo dziwne, hybroidalne. Mają cztery oblicza: człowieka, lwa, wołu i orła, trzy pary skrzydeł i nogi z kopytami cielca (por. Ez 1,5–12). Opis łączący cechy tak różnych istot pokazuje, że to doświadczenie Ezechiela przekracza możliwości ludzkiego języka. Z kolei w Księdze Izajasza mamy wizję Tronu Bożego. Izajasz idzie do świątyni i widzi tam Serafy, z których każdy ma sześć skrzydeł. Częściowo służą one do osłaniania się, a częściowo do latania (por. Iz 6,2). I to wszystko, czego możemy się dowiedzieć o ich wyglądzie. Nie wiadomo, jak te Serafy wyglądają. Podpowiedzią może być język, bo słowo „seraf” oznacza kogoś płonącego. Tak samo nazwane są palące jadem węże, które Bóg zesłał na pustynię, gdy sprzeniewierzył Mu się Naród Wybrany.
Czyli Seraf to ognisty wąż z sześcioma skrzydłami?
Chyba tak należałoby go sobie wyobrazić, ale opis sugeruje też, że chodzi o postacie ludzkie. Oczywiście są próby przedstawienia Serafa: najczęściej ma ludzką głowę i sześć czerwonych skrzydeł. Tak próbuje się oddać to, czego doświadczył w swojej wizji Izajasz, ale to była wizja mistyczna, nieprzekładalna na ludzki język.
Jest też w Biblii mowa o istotach nadprzyrodzonych, które towarzyszą w jakiś sposób Bogu, a które w ogóle nie mają ludzkiego wyglądu: przybierają postać kolumny czy słupa ognia albo ognistych obręczy wypełnionych oczami, o których mowa w Księdze Ezechiela (por. Ez 1,18). W wizjach apokaliptycznych mówiących o potędze Boga mamy też aniołów ukazanych jako potężne, sięgające nieba istoty, z nogami niczym spiżowe kolumny, z głosem jak lew ryczący i tęczą wokół głowy.
Wszystko to możemy próbować sobie wyobrazić, ale aniołowie jako istoty niematerialne nie mają ciała, nie mają więc także ani wyglądu, ani rozmiarów. Natomiast objawiając się w wizjach, oddziałują w jakiś sposób na człowieka, który może próbować to oddać. Tylko jak oddać Bożą tajemnicę? Język ludzki nie jest w stanie adekwatnie opisać tego, co wykracza poza ludzkie doświadczenie.
Mamy dystans do tych opisów, ale czy Bóg nie może do nas mówić poprzez nasz język i nasze wyobrażenia, które osadzone są w określonej kulturze?
Z pewnością Bóg przemawia do nas tak, byśmy byli w stanie Go zrozumieć, w jakiś sposób wyobrazić sobie tę skomplikowaną rzeczywistość. Jeśli więc człowiek doświadcza wizji, która jest niepojęta, to jednak w jej opisie posłuży się znanymi mu obrazami wziętymi z życia, z jego ludzkich doświadczeń i z kultury, w której jest zakorzeniony. To będą obrazy z czymś mu się kojarzące, przypominające mu coś znajomego. Stąd mamy na przykład ideę dworu niebieskiego na kształt dworów ziemskich monarchów, bo to jest w stanie pojąć ludzki umysł. Niewykluczone, że w przypadku na przykład Cherubów Bóg posłużył się jakimś znanym Hebrajczykom symbolem egipskim. Może to były sfinksy stojące przy świątyniach i pilnujące sfery sacrum. Bo Cheruby, będące widzialnym podnóżkiem niewidzialnego tronu Boga, pełnią podobną funkcję: wskazują na sferę sacrum.
Musimy jednak pamiętać, że nie mamy narzędzi, by spojrzeć w głąb. Widzimy tylko to, co na wierzchu. Być może kiedyś zobaczymy, jak jest naprawdę, i pewnie bardzo się wtedy zdziwimy. Zdziwią się też wszyscy teologowie i uczeni, bo Boża głębia to coś więcej niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Nawet w najbardziej nieprawdopodobnych i odważnych obrazach…