Łagodni abba na surowej pustyni

Życie Duchowe • WIOSNA 82/2015
Dział • Temat numeru
Fot. Józef Augustyn SJ

Semickie słowo abba prędko przeniknęło do innych języków: grec­kiego, łacińskiego, koptyjskiego, armeńskiego, gruzińskiego. Pewnie kluczem dla zrozumienia tej językowej dyfuzji jest nośność prawdy chrześcijańskiej o Bogu jako Ojcu, którą najpełniej objawił w Ewangelii Chrystus. Prawda ta, z łatwością przyswojona przez chrześcijanina w Modlitwie Pańskiej, kazała przechowywać ze szczególną pieczołowitością oryginalne biblijne brzmienie słowa „ojciec”. W środowisku pustelników egipskich rozpowszechnił się zwyczaj nazywania abba doświadczonych w ascezie starców, którym inni powierzali swoje sumienia.

Nikogo na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem...

Czy można kogoś poza Bogiem nazwać ojcem duchowym? Jezus zdaje się powstrzymywać swoich uczniów przed przenoszeniem tego tytułu na innych (por. Mt 23, 9). Hieronim tak wyjaśnia ten problem: „Pytamy więc, dlaczego wbrew temu przykazaniu Apostoł powiedział, że jest nauczycielem narodów (1 Tm 2, 7), albo też czemu w potocznym języku, szczególnie w klasztorach Palestyny i Egiptu, [mnisi] nazywają się nawzajem ojcami. Rozwiązanie jest takie, że czym innym jest bycie ojcem czy nauczycielem z natury, a czym innym przez życzliwość. My, jeśli jakiegoś człowieka nazywamy ojcem, okazujemy szacunek ze względu na wiek, a nie wskazujemy na sprawcę naszego życia. Także nauczycielem może ktoś być nazywany ze względu na swój związek z prawdziwym Nauczycielem. I aby się nie rozwodzić – jak jeden przez naturę Bóg i jeden Syn nie przesądza o pozostałych, że nie mogą nazywać się bogami i synami przez przybranie, tak i jeden Ojciec i Nauczyciel nie wyrokuje o innych, że nadużywają tych określeń, nazywając się ojcami i nauczycielami”1.

Starożytny egzegeta podaje racje, dla których wolno kogoś nazywać swoim ojcem. Pierwszą stanowi wzgląd życzliwości (idulgentia), która obdarza kogoś słowem większym niż na to formalnie zasługuje. Drugą racją pozostaje analogia istniejąca pomiędzy tym, kim Bóg jako Ojciec jest dla człowieka, a tym, kim człowiek jest dla człowieka ze względu na swoją więź (consortium) z Bogiem Ojcem i swój udział w Jego ojcostwie. Z pewnością znalazłyby się jeszcze inne powody dla używania takiego tytułu. Jednym słowem, wolno nazywać jakiegoś mnicha abba Arseniusz, abba Makary, abba Pambo...

Istnieje podobieństwo pomiędzy odwiecznym rodzeniem Syna przez Ojca a naszym duchowym zrodzeniem i rodzeniem. Jak Ojciec rodzi odwiecznie Syna, tak my jesteśmy duchowo rodzeni w Chrystusie i innych duchowo rodzimy w Nim, współkształtując w nich synostwo Boże, uczestnicząc w ich duchowym odrodzeniu, w nawróceniu ku Bogu, w dojrzewaniu. Jak niemowlę wychodząc z łona matki, dostrzega światło dzienne, tak duchowo zrodzony wychodzi z ciemności ku światłu. Przyjmując łaskę Ducha Świętego, człowiek staje się płodny i przekazuje cząstkę życia. Taką teologię ojcostwa znajdujemy w pismach Ojców Kościoła.

Dobroć i surowość ojca

Jedyność ojcostwa Boga i nasz w nim udział lepiej zrozumiemy w kontekście innych radykalnych wypowiedzi Jezusa: Jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie (Mt 23, 9); Jeden tylko jest Dobry (Mt 19, 17); Jeden jest wasz Nauczyciel (Mt 23, 8); Jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus (Mt 23, 10). W tych stwierdzeniach wskazuje się na wyłączność Boga co do posiadania z natury życia, dobra czy mądrości. Zajmijmy się jednym przymiotem, w którym ojcostwo ludzkie czerpie z ojcostwa Boga, mianowicie dobrocią ojca. Pustelnicy byli świadomi, że przez surowość i szorstkość nie da się kogoś zmienić. Jeden demon nie przepędza drugiego. To łagodność i życzliwość sprowadzają na dobrą drogę tego, który zbłądził. Tak postępuje nasz Pan, który pociąga do siebie ludzi słowem przekonywania2.

Skupienie się na ojcowskiej dobroci nie może nas zmylić co do tego, jakimi ojcami byli naprawdę starcy pustyni. Zahartowani w surowych warunkach życia nie oszczędzali siebie i innych. Gdy rozpatrujemy ich ojcowską cierpliwość i łagodność, warto przypomnieć, że cechy te szły w parze z jednoznacznymi i trudnymi wymaganiami, jakie stawiali swoim podopiecznym: „Pewien brat powiedział do abba Antoniego: «Módl się za mnie». A starzec mu odrzekł: «Ani ja się nad tobą nie zlituję, ani Bóg, jeśli ty sam nie zdobędziesz się na gorliwą modlitwę»” (Antoni Wielki, 16)3. Starcy wskazywali na to, że klucz do postępu duchowego tkwi w ich podopiecznych, w ich dobrej woli i trudzie.

Żadnej rzeczy na drodze tego postępu nie wolno lekceważyć. W Regułach Bazylego odbija się echo wątpliwości ówczesnych mnichów, jak drobiazgowo powinno się wnikać w postępowanie drugiego. Pada pytanie: „Jeśli ktoś nawet za mały grzech karci braci, mówiąc: «Powinniście czynić pokutę», czy to znaczy, iż jest pozbawiony litości i unicestwia miłość?”. Odpowiedź brzmi następująco: „Ponieważ Pan stwierdził, iż ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni (Mt 5, 18), i zapewnił, że z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu (Mt 12, 36), nie należy gardzić niczym jako czymś znikomym”4.

Przykład samego Antoniego

W słowach pełnych laudacji Atanazy Aleksandryjski opisuje, kim stał się na pustyni dla innych abba Antoni Pustelnik: „W ogóle był jakby lekarzem zesłanym przez Boga Egiptowi. Czyż bowiem każdy, kto przychodził do niego smutny, nie wracał radosny? Kto przychodząc w żalu po swoich zmarłych, zaraz potem nie pozbywał się bólu? Kto przychodząc zagniewany, nie stawał się skłonny do przyjaźni? […] Jaki niedbały mnich po wizycie u niego nie stał się bardziej gorliwy? […] Kto nie został uwolniony od męczących go demonów, kiedy przyszedł do niego? Kto przybywając dręczony wątpliwościami, nie doznawał spokoju ducha?”5. Pod warstwą retoryki kryje się prawda o św. Antonim jako wrażliwym ojcu. Ojciec życia pustelniczego pochylał się ze współczuciem nad niedolą każdego, kto do niego przychodził. Pomoc polegała przede wszystkim na leczeniu ran duszy.

„Pewnego brata we wspólnocie oskarżono o rozpustę: on wstał i poszedł do abba Antoniego. I przyszli bracia z tej wspólnoty, aby go uleczyć i zabrać; zaczęli go też karcić, mówiąc: «Popełniłeś coś takiego!». A on się bronił: «Wcale nic takiego nie zrobiłem!». Przypadkiem zaś znajdował się tam także abba Pafnucy «Głowacz» i opowiedział im taką przypowieść: «Widziałem na brzegu rzeki człowieka tkwiącego w błocie po kolana; i przyszli jacyś ludzie, żeby mu podać rękę, i pogrążyli go aż po szyję». Wtedy abba Antoni powiedział do nich o abba Pafnucym: «Oto prawdziwy człowiek, który potrafi leczyć i ratować dusze». Bracia skruszeni słowami starców, ukorzyli się przed tym bratem, a zachęceni przez ojców, zabrali go z powrotem do wspólnoty” (Antoni Wielki, 29).

Cierpliwe i łagodne ojcostwo

W przekazie monastycznych narratorów nie spotykamy zaawansowanej teologii kierownictwa duchowego, ale realistyczne wskazanie trudności, które i dzisiaj wystawiają na próbę niejedną relację pomiędzy kierownikiem duchowym a jego uczniem.

W tradycji pustelniczej uznawano za obowiązek, aby uczeń wyjawiał swemu abba wszystkie swoje myśli. Mówi się o jednym z nich, że przychodził jedenaście razy po kolei, by czynić to, a starzec nigdy go nie zasmucał, lecz zawsze mówił coś pożytecznego dla duszy (por. Vitae Patrum, V, 5, 13). „Pewien brat spytał abba Sisoesa: «Co mam robić, abba, bo upadłem?». Odpowiedział mu starzec: «Powstań». Brat rzekł: «Już powstałem i znowu upadłem». I rzekł starzec: «Powstań znowu, i znowu». Brat więc pytał: «Jak długo?». On odpowiedział: «Aż dopóki nie zostaniesz zabrany ze świata, czy to w stanie cnoty, czy upadku»” (Sisoes Wielki, 38). Następstwu trudności i upadków ze strony ucznia wychodzi naprzeciw następstwo cierpliwości i przebaczenia ze strony mistrza.

„Był pewien starzec w Sketis, w zewnętrznej surowości życia bardzo wyćwiczony, ale w sprawach ducha niezbyt pilny. Przyszedł on do abba Jana poradzić się go co do swego zapominalstwa; a usłyszawszy od niego wskazówki, wrócił do swojej celi, ale po drodze zapomniał, co mu powiedział abba Jan. Więc poszedł go zapytać znowu, i raz jeszcze usłyszawszy wskazówki powrócił. A kiedy był już blisko swojej celi, znowu zapomniał. I często się tak działo, że szedł, a kiedy wracał, bezmyślność go znów pokonywała. W końcu kiedyś, spotkawszy starca, tak mu powiedział: «Wiesz, abba, że znowu zapomniałem, co mi mówiłeś? Ale nie przyszedłem, żeby ci się nie naprzykrzać». Odpowiedział mu abba Jan: «Idź, zapal kaganek». Więc zapalił, a starzec powiedział mu znowu: «Przynieś inne kaganki i zapal je od tego» – i tak uczynił. Wtedy abba Jan powiedział do tamtego starca: «Czy to coś zaszkodziło pierwszemu kagankowi, że od niego zapaliłeś inne?». On odrzekł: «Nie». A starzec na to: «Tak jest i z Janem: choćby cała Sketis zeszła się do mnie, nie oderwie mnie to od miłości Chrystusa. Przychodź więc, kiedy chcesz, i niczym się nie przejmuj!». I tak, dzięki wytrwałości ich obu, oswobodził Bóg tamtego starca od bezmyślności. Tak to postępowali mnisi w Sketis: dodawali odwagi tym, którzy cierpieli pokusy, i zadawali sobie trud, żeby innych dla dobra pozyskać” (Jan Kolobos, 18).

W dłuższej narracji Jan Kasjan opowiada spotkanie pewnego młodzieńca o dobrej woli, ale słabego i dręczonego pokusami nieczystymi, z dwoma starcami o przeciwnych postawach. Jeden starzec odprawił go, strofując i uznając niegodnym stanu mnicha. Zniechęcony młodzieniec postanowił opuścić klasztor i wrócić do świata. W drodze spotkał Apollosa, mistrza doświadczonego w sprawach duchowych. Gdy wyjawił mu przyczynę zniechęcenia, ten wyznał, że sam jest codziennie dręczony podobnymi żądzami; radził nie poddawać się rozpaczy i poprosił o powrót na jeden tylko dzień do swojej celi. Potem zaczął się modlić do Boga, aby zesłał te same pokusy, których doświadczył młody mnich, na owego surowego starca, który nie wierzył w jego nawrócenie. Natychmiast spostrzegł czarnego Etiopczyka, jak strzelał zapalonymi strzałami przed celą tamtego pustelnika. Ów jak szalony zaczął biegać po pustelni, nie wytrzymał całego dnia i w końcu pobiegł tą samą drogą, którą poszedł młodzieniec. Apollos zastąpił mu drogę i w dłuższej przemowie skarcił za to, że po tylu latach ascezy nie był w stanie odbić choć jednej strzały pokusy, lecz natychmiast jej uległ. Wezwał go do praktykowania współczucia i zrozumienia dla tych, którzy doznają ciężkich prób6.

Skarcić brata, gdy ten zgrzeszy, jak to uczynił ów pierwszy starzec, to najłatwiejsza i często najmniej skuteczna reakcja. Abba Pojmen radzi, aby powstrzymać się przed naganą, gdy ta może nieraz odwieść skruszonego od postanowienia poprawy. Nie należy go zasmucać jeszcze bardziej, skoro już jest zasmucony swoim upadkiem (por. Vitae Patrum, V, 10, 48). Czasem lepiej wziąć od niego jakiś ciężar i włożyć na siebie. Tak postąpił pewien brat, gdy jego towarzysz w ascezie upadł z powodu nieczystości i zniechęcony nie chciał już wracać na pustynię. Żeby podnieść go na duchu, powiedział, iż coś podobnego przytrafiło się również jemu. Zaproponował wspólną pokutę, by Bóg darował im obydwu grzechy. I tak się stało (por. Vitae Patrum, V, 5, 27). W rzeczywistości nie popełnił grzechu, ale utożsamił się z winą swego brata i chciał wspólnie z nim pokutować, tak jakby naprawdę zawinił.

Do dziś nie zmieniła się ani istota ojcostwa duchowego, ani próba, na jaką pozostaje ono wystawione. Brak postępu ze strony podopiecznego, nużące relacje o tych samych upadkach, niewcielanie w życie udzielanych zaleceń – to wszystko może zniechęcać ojca duchowego. Z drugiej strony, jego brak czasu, cierpliwości, wczucia się w uwarunkowaną sytuację wychowanka i zaufania do podopiecznego, a także ostre słowa napomnienia, paternalizm, zapominanie o swoich słabościach sprawiają, że i uczeń zaczyna stronić od spotkań ze swoim mistrzem. Powrót do samych źródeł, do ojcostwa Boga, do prawdy, że „jeden jest Ojciec”, pomaga odnawiać nasze związki międzyludzkie, czerpiąc odnowę z samych źródeł Boga.

„Gdy nieprzyjaciel dobra, nasz wróg, okryje się hańbą, słysząc ów błogosławiony, ożywiający głos naszego Zbawiciela, który odezwie się do nas pełen łaski, radości, wesela, jaśniejący niewysłowionym światłem: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata (Mt 25, 34), przyjdzie owo wielkie, gdy zostanie przekazane królowanie Bogu i Ojcu (1 Kor 15, 24). […] Każdy święty ofiaruje Bogu synów, których zbawił, czystym głosem z ogromną pewnością, przy podziwie świętych aniołów i wszelkich mocy niebieskich, powie: Oto ja i dzieci moje, które dał mi Bóg (Hbr 2, 13, por. Iz 8, 18). I nie tylko ich, ale także siebie samego odda Bogu i wówczas Bóg stanie się wszystkim we wszystkich (1 Kor 15, 28)”7.

Przypisy

1. Hieronim, Komentarz do Ewangelii według św. Mateusza, Kraków 2008, 23, 8-10.
2. Vitae Patrum, V, 5, 28, [w:] Patrologia Latina, J.-P. Migne (opr.), t. 73, Parisiis 1849, kol. 89-1216. Dalej: Vitae Patrum.
3. Apoftegmaty Ojców Pustyni, t. 1. Księga Starców, Kraków 2004. Odnośniki odwołujące się do imion mnichów wskazują na tę kolekcję.
4. Bazyli Wielki, Reguły krótsze, 4, [w:] Bazyli Wielki, Pisma ascetyczne, Kraków 1995.
5. Atanazy Aleksandryjski, Żywot św. Antoniego, Warszawa 1987, 87.
6. Por. Jan Kasjan, Rozmowy z Ojcami, II, 13, t. 1: Rozmowy I-X, Kraków 2002.
7. Barsanufiusz i Jan, Listy, 117, Kraków 2014.