O ćwiczeniu się w stałości na modlitwie

Nauka św. Jana Kasjana
Życie Duchowe • LATO 79/2014
Fot. Józef Augustyn SJ

Św. Jan Kasjan, współtwórca monastycyzmu na Zachodzie, jest autorem między innymi Rozmów z Ojcami (Collationes Patrum)1. Zostały one napisane w latach 420-429, w formie konferencji ascetycznych, w znacznej części fikcyjnych, wygłoszonych przez znanych pustelników egipskich. Autor podejmuje w nich wiele szczegółowych kwestii dotyczących życia ascetycznego i duchowego. W collationes IV, VII i X zastanawia się nad przyczynami bezwładu w człowieku, który utrudnia modlitwę, oraz sposobami jego przezwyciężenia.

Oschłość i roztargnienie na modlitwie

„Czasem jednak, bez jakiejś widocznej przyczyny, taki nagle napełnia nas niepokój i niewytłumaczalny smutek, że pod wpływem tych uczuć nie tylko czujemy oschłość, ale nie możemy także znieść pobytu w celi, mamy wstręt do czytania, a nasza modlitwa staje się niewytrwała, bezsilna i jakby w odurzeniu” (IV, 2) – zauważa Jan Kasjan. „Ledwie bowiem zdołamy się skupić, a już umysł nieznacznie odbiega od przedmiotu rozważań naszego serca, by powoli, coraz silniej dać się omotać dawnym rozproszeniom. […] Niestety, mimo tych najszczerszych chęci, nasze myśli, szybciej niż piskorze, wyślizgują się nam z zakamarków duszy” (VII, 3). Jeśli uda się skupić, to nawet sama modlitwa może wprawić w kolejne rozproszenie: „Zdarza się nam bowiem, że ledwie skupiliśmy się na pierwszych słowach jakiegoś psalmu, a już niepostrzeżenie, ku własnemu zdumieniu, myśl ucieka nam do innego fragmentu Pisma Świętego” (X, 13). Tak oto kryzys dotyczy zarówno sfery wolitywno-emocjonalnej, jak i poznawczej; pierwszy przejawia się bardziej w oschłości, drugi – w roztargnieniach.

Skąd się biorą takie trudności? Dlaczego umysł staje się „igraszką przypadkowych poruszeń” (X, 14)? Powołując się na autorytet innych Ojców, Jan Kasjan wyjaśnia, że oschłość „może mieć trzy przyczyny, to znaczy albo wypływa z naszego niedbalstwa, albo jest wynikiem pokusy szatańskiej, albo skutkiem próby, której poddaje nas Pan Bóg. Z niedbalstwa pochodzi ona wtedy, gdy z własnej winy popadliśmy wcześniej w oziębłość, zachowywaliśmy się nieostrożnie lub zbytnio sobie pobłażaliśmy. To przez naszą opieszałość i gnuśność, pozwalamy karmić się szkodliwymi myślami, wskutek czego rola naszego serca zaczyna rodzić ciernie i osty” (IV, 3). Te same przyczyny należałoby odnieść do roztargnień.

Czy jednak stygnięcie uczuć, słabnięcie woli i rozproszenie umysłu nie wiąże się również ze zmiennością ludzkiej natury? Czy osąd Jana Kasjana, wiążący te zjawiska ze złem moralnym, nie jest zbyt surowy? Mnich marsylijski przyznaje, że umysł ludzki pozostaje lotny i zmienny (VII, 4). Mimo to obstaje przy tym, że takie rzeczy zdarzają się z winy człowieka: „Targani zwątpieniem, zaczynamy powoli nabierać przekonania, że tych wewnętrznych roztargnień nie należy przypisywać własnej niedoskonałości, ale ułomności ludzkiej natury” (VII, 3). „Rozproszeń serca nie należy więc przypisywać ludzkiej naturze ani Bogu, który ją stworzył. […] Jeżeli zaś znalezienie czegoś zależy od naszej roztropności i pilności, to za niepowodzenia nie obwiniajmy natury, tylko własne lenistwo i nieroztropność” (VII, 4).

Obciążać naturę odpowiedzialnością za naszą zmienność i roztargnienie zdaniem pisarza oznacza wątpić w jej dobro zaplanowane i ukształtowane przez Stwórcę. Problem w tym, że Jan Kasjan zdaje się tutaj naturę ujmować filozoficznie, idealizując ją po stoicku i abstrahując od grzechu pierworodnego. Patrząc na nią teologicznie, wolno pogodzić się z pewną jej niedoskonałością, zmiennością. Jeśli człowiek po upadku zdobywa chleb „w pocie czoła”, to – również o „chleb” kontemplacji zmuszony jest walczyć z jakąś wrodzoną bezwładnością ducha...

Modlitwa wymaga ćwiczeń

Nieraz zbyt łatwo usprawiedliwiamy się w naszych roztargnieniach i oschłości. Jeśli nawet pewna trudność skupienia się na Bogu jest wrodzona, nie oznacza to, że pozostaje ono niemożliwe. „Gdyby człowiek nie miał władzy nad myślami, to czy Pan karciłby faryzeuszów słowami: Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? (Mt 9, 4)” (VII, 4). „Jest niebezpiecznym zuchwalstwem orzekać pochopnie o naturze jakiejś rzeczy, zanim wcześniej dokładnie się jej nie zbada” (VII, 4). Człowiek, który nie potrafi pływać, może ze swojej nieumiejętności wysnuć wniosek, że w ogóle ciało ludzkie nie jest w stanie utrzymać się na wodzie. Ale gdy zobaczy innych pływających, ich przykład powstrzyma go przed takim uogólnieniem (por. VII, 4). Podobnie mistrzowie życia duchowego wskazują swoim doświadczeniem na możliwość modlitwy nierozproszonej i kontemplacji. Obrazem takiej władzy nad myślami jest setnik dowodzący podległymi sobie żołnierzami, który przychodzi do Jezusa (por. VII, 5; Mt 8, 9).

Problem polega przede wszystkim na tym, że „opanowanie ruchliwości umysłu wymaga jednak długiej pracy i nieustannego ćwiczenia” (VII, 4). Dodajmy, że powyższa postawa jest także owocem działania w nas Ducha Świętego. „W każdej innej nauce codzienne ćwiczenie sprawia wyraźny postęp: po trudnym początku uczeń powoli nabywa biegłości, stałości i zdecydowania. […] W naszym przypadku jest jednak inaczej: zabiegamy o czystość, a jedyny postęp, to wiedza o tym, czego nie potrafimy osiągnąć” (VII, 3). Wszakże trudności nie negują sensu wysiłku: „Skarżycie się, że dotąd trudziliście się na próżno, a jednak wasz umysł powoli przyzwyczaja się i nabiera wprawy, przechowując w pamięci treści, do których później będzie wracał. Coraz łatwiej przyjdzie mu skupiać uwagę, aż w końcu sam będzie zdolny odepchnąć każdy podszept wroga nakłaniający do rozproszenia i trwać w takim stanie i takim usposobieniu, jakiego będzie pragnął. […] Jak więc widzicie, sami w naszych sercach możemy układać albo «drogę ku górze», czyli myśli biegnące do Boga, albo «drogę w dół», czyli myśli zniżające się do spraw ziemskich i cielesnych” (VII, 4).

Stałość serca na modlitwie

Mnich marsylijski nie poprzestaje na ogólnych wskazaniach, lecz pokazuje, jak konkretnie pokonać trudności. Postulowaną postawę nazywa stabilitas cordis – „stałością serca”. „A zatem, są trzy rzeczy, które nam w tym pomagają: czuwanie, rozmyślanie i modlitwa. Jeżeli będziemy korzystali z nich gorliwie i wytrwale, zapewnią naszej duszy niezachwianą stałość. Najpierw jednak poprzez ofiarną i wytrwałą pracę, nie dla siebie, lecz na rzecz świętych potrzeb klasztoru, musimy zapewnić sobie całkowitą wolność od doczesnych trosk i kłopotów. […] Jacy więc chcemy być podczas modlitwy, tacy musimy być przed nią, albowiem jakość modlitwy zależy od stanu, który ją poprzedza. Dzieje się tak dlatego, ponieważ myśli, które zaprzątają nasz umysł, albo uniosą go ku niebu, albo pogrążą w marnościach tego świata” (X, 14).

Głosem pragmatyka autor przemawia, twierdząc, że o zdolności do modlitwy decyduje całokształt życia. Nikt nie będzie aniołem na modlitwie, jeśli okaże się skończonym leniem podczas codziennych zajęć, które nie dosyć, że nie prowadzą go do Boga, to jeszcze, zaniedbywane, utrudniają zdobycie chleba powszedniego! Znamienne, że autor przenosi uwagę z umysłu na serce. Stałość umysłu na modlitwie nie jest możliwa bez stałości serca. Tam skarb nasz, gdzie serce nasze (por. Mt 6, 21). Przy kim nasze serce, przy tym i nasza myśl. W tym sensie miłość Boża – obok wiary i nadziei – pomaga na przykład pokonać złe myśli, a przyjąć dobre (por. VII, 5).

Pokarm dla umysłu

Co konkretnie proponuje Jan Kasjan dla ćwiczenia się w stałości na modlitwie? Zaleca skromny początek: „Otóż, jesteśmy zdania, że jeśli w jakiejś nauce lub sztuce chcemy dojść do doskonałości, musimy rozpocząć od najprostszych zasad i najłatwiejszych ćwiczeń, […] aby powoli nabierając sił, umieć przejść do coraz trudniejszych zadań. Tylko wtedy bowiem, kiedy opanujemy podstawy i uda nam się wejść na pierwszy stopień nauki lub sztuki, możemy dojść do doskonałości” (X, 8).

W związku ze zmiennością naszego umysłu, potrzeba podsunąć mu odpowiednią treść. „Z powodu tej naturalnej właściwości, umysł nie może więc nigdy pozostawać bezczynny: jeżeli zatem nie wyznaczy mu się obszaru, po którym mógłby się poruszać, ani przedmiotu, na którym mógłby się skupić, to siłą rzeczy, z powodu własnej aktywności, będzie błądził bez ładu” (VII, 4). Autor proponuje więc prostą „formułę modlitwy, która pozwoliłaby […] zwracać się do Boga i ciągle przy Nim trwać” (X, 8). Do utrwalonych w pamięci słów modlitwy z łatwością zawsze można wrócić. Jan Kasjan podkreśla pomocniczy charakter takiej modlitwy. To jedynie przygotowanie, wstęp do rozmyślania czy kontemplacji, które są wejściem – jak mówi Jan Kasjan – na „wyższy poziom” (X, 10).

Sztuka „ucząca trwałego zjednoczenia z Bogiem” opiera się na dwóch fundamentach: „pierwszym z nich jest znalezienie takiego sposobu rozmyślania, który pozwala dojść do Boga i na Nim się skupić, a drugim – umiejętność wytrwania w tym sposobie, jakikolwiek by był” (X, 8). Prosta inwokacja Boga służy obydwu celom. Może więc okazać się pożyteczna nie tylko na początku, lecz także, aby wypełnić przerwę, jaka mimowolnie pojawia się na skutek rozproszenia podczas rozmyślania bądź kontemplacji. Można więc „do niej wrócić i kontynuować przerwane rozmyślanie bez zbędnego błądzenia i trudów poszukiwania. Zdarza się bowiem, że kiedy odbiegniemy myślą od kontemplacji i powoli dochodzimy do siebie jakby zbudzeni z głębokiego snu, zaczynamy od razu szukać czegoś, co pozwoliłoby nam odnaleźć zagubiony wątek. To poszukiwanie jest jednak kolejną stratą czasu, często więc zapominamy o naszym zamiarze powrotu do kontemplacji, trwoniąc ledwie osiągnięte skupienie serca. Nie ulega wątpliwości, że dzieje się tak dlatego, ponieważ brak nam jakiejś ściśle określonej formuły, którą zawsze moglibyśmy mieć w pogotowiu” (X, 8).

Taka „podręczna” modlitwa staje się niczym refren, którym przeplata się wszystko inne. Dlatego „każdy mnich, który pragnie trwać w Bogu, powinien nieustannie rozważać ją w swoim sercu, odrzucając wszelkie inne myśli dotyczące codziennych trosk” (X, 10). Rozważając wspomniany werset, zachowa „stałą i żywą pamięć o Bogu” (X, 14).

Bogactwo ubogiego słowa

Rangę tej prostej modlitwy wzmacnia jej pochodzenie. Nasz pisarz nauczył się jej, jak podkreśla, „od najstarszych Ojców”, żyjących jeszcze w jego czasach. Modlitwa stanowi sprawdzony owoc długoletniej już tradycji monastycznej. Jest nią mianowicie nieustannie powtarzane wezwanie: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu! (por. Ps 70, 2). „Nie bez znaczenia z całego skarbca Pisma Świętego wybrano właśnie to jedno, albowiem mieszczą się w nim wszystkie uczucia, jakie rodzą się w człowieku i bardzo dobrze można je zastosować w każdym stanie duszy i w każdej pokusie” (X, 10). „Czy może bowiem być coś bardziej doskonałego i wzniosłego, jak zamknąć pamięć o Bogu w jednej krótkiej myśli i za pomocą jednego wiersza przekroczyć w rozmyślaniu granice wszelkich rzeczy widzialnych, a w kilku słowach zawrzeć uczucia wszystkich modlitw?” (X, 12). „Ubóstwo tego jednego wersetu” prędko zaprowadzi do postawy godnej błogosławieństw Jezusa, w tym – do duchowego ubóstwa (por. X, 11).

W dłuższej laudacji poświęconej temu wersetowi Psalmu Jan Kasjan podaje przykładowe sytuacje, w których możemy zwracać się nim do Boga. Wskazuje na wiele walorów tego prostego wezwania. W modlitwie chaotycznej, przenosząc ciągle uwagę z jednego słowa Pisma na drugie, umysł może w jakimś sensie „tylko «dotknąć» i «skosztować» duchowych treści, nigdy jednak nie jest ich twórcą i właścicielem” (X, 13). Tymczasem odczuwając to samo co Psalmista, przyswajając wewnętrznie jego słowa, „sami jesteśmy jakby ich autorami”; nie powtarzamy „słów wyuczonych na pamięć, lecz z głębi serca wydobywamy to, co dotyka naszej istoty” (X, 11). Tak oto dzięki nietrudnej praktyce można będzie dojść do „czystej modlitwy” (X, 11); dzięki niej „każdy może dążyć do doskonałości, a brak wykształcenia i nieznajomość świata nie jest żadną przeszkodą na drodze do czystości serca, którą w prosty sposób wszyscy mogą osiągnąć” (X, 14).

Jan Kasjan przekazał Zachodowi jedną z najcenniejszych pereł duchowości monastycznej Wschodu: modlitwę jednego wezwania – wypowiedzianego całym sobą aktu strzelistego. Wybór słowa modlitwy, najlepiej wziętego ze skarbca Biblii, jest sprawą modlącego się, jego osobistej pobożności. Wezwanie skierowane bezpośrednio do Zbawcy – znane najbardziej w formule: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boga, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem” – przyjęło nazwę „modlitwy Jezusowej”. Niezależnie od samej formuły, modlitwa ukazana przez Kasjana pozostaje jednym ze sposobów, w jaki można modlić się nieustannie, stale pamiętając o Bogu.

1. Cyt. podajemy za: Jan Kasjan, Rozmowy z Ojcami, t. 1: Rozmowy I-X, Kraków 2002.