W dobie asertywności…

Wokół uczynku miłosierdzia: Krzywdy cierpliwie znosić
Życie Duchowe • JESIEŃ 88/2016
Dział • Temat numeru
(fot. Alan Levine / Flickr.com / CC BY 2.0)

Krzywda – czyli niezasłużony ból, cierpienie czy strata – z definicji jest niesprawiedliwa. Gdy doznajemy krzywdy, nasze poczucie porządku w świecie zostaje naruszone. Łączy się to z emocjonalnym buntem. Chcemy uniemożliwić sprawcy niesłuszne postępowanie, przywrócić sprawiedliwość. Często też pragniemy, aby krzywdziciel został ukarany. Ta reakcja na krzywdę dotyczy nie tylko nas samych. Podobnie reagujemy, gdy krzywda wyrządzana jest innym, szczególnie osobom słabszym od krzywdziciela czy w ogóle w jakimś sensie słabym i bezradnym, jak chorzy i dzieci. Chęć wymierzenia kary bywa też wówczas silniejsza. Jeśli jednak ktoś był długotrwale eksponowany na krzywdę, jeśli był źle traktowany, wykorzystywany i nie mógł temu zaradzić, wówczas jego reakcja ulegnie zmianie.

Prawo do godności

Jako terapeuta często widzę skutki długotrwałej krzywdy – co się dzieje, gdy ofiara nie umknie krzywdzicielowi ani nie znajdzie się nikt, kto ją obroni. Poczucie bezsilności, lęk, bezradność i obraz samego siebie jako osoby słabej i godnej pogardy pozostają w ofiarach przez następne lata jako dziedzictwo krzywdy. W innym miejscu i czasie osoby kiedyś skrzywdzone przeżywają te same uczucia co kiedyś: są bezradne, nie umieją się przeciwstawić złemu traktowaniu, dają się wykorzystywać, choć teraz już bez żadnego ryzyka mogłyby powiedzieć „Dosyć!”.

My, terapeuci, dużo częściej pomagamy ludziom przeciwstawiać się krzywdzeniu niż „krzywdy cierpliwie znosić”. Pomagamy docierać do buntu ukrytego pod lękiem, wspieramy rozwój świadomości swoich praw jako jednostki ludzkiej, szczególnie prawa do zachowania i obrony godności. Często pracujemy nad zmianą przeszłości. To bardzo ważne, aby dawne ofiary mogły, nawet po latach i w sytuacji symbolicznej w gabinecie terapeutycznym, przeciwstawić się zachowaniu krzywdzicieli. Powiedzieć o swojej niezgodzie i że nigdy już do tego nie dopuszczą.

Przeciwstawienie się krzywdzie, choćby symboliczne, oznacza dla skrzywdzonej osoby przede wszystkim odzyskanie poczucia sprawstwa. „To prawda, że wtedy, gdy działa mi się krzywda, nie mogłam nic zrobić. Ale teraz jestem silniejsza, teraz wiem, co mogłabym zrobić, i wiem, że potrafię to wykonać”. Nie zawsze odzyskanie poczucia sprawstwa wymaga otwartej konfrontacji ze sprawcą krzywdy. Czasem adekwatniejsze do sytuacji jest przećwiczenie zwrócenia się o pomoc do kogoś z otoczenia. Chodzi o uruchomienie aktywnego działania na rzecz wyeliminowania krzywdy.

Kiedy znoszenie krzywdy nie jest cnotą…

Krzywdy bywają różne. Tych dziecięcych jest olbrzymi rejestr. Poniżanie, ośmieszanie, molestowanie seksualne, obarczanie obowiązkami ponad siły, zastraszanie, eksponowanie na przemoc wobec osób trzecich, opuszczenie, bicie. Nie trzeba nikogo przekonywać, że świat byłby lepszy, gdyby do tego nie dochodziło.

Wszystkie te krzywdy może też wyrządzić osoba dorosła drugiej dorosłej osobie. Podwładny, którego szef obrał sobie za cel dowcipnych szyderstw i wyśmiewa publicznie na każdym zebraniu… Żona, której mąż w towarzystwie podrywa obcesowo inne kobiety… Babcia, której dorosły wnuk grozi pobiciem, jeśli nie da mu pieniędzy na alkohol… Dziewczyna, która stale słyszy od chłopaka, że jest tak brzydka i głupia, że nikt nigdy jej nie zechce oprócz niego… Wszystko to przykłady dorosłych, którym dzieje się krzywda i – jak się wydaje – nie jest żadną cnotą ją znosić.

Mówiąc generalnie, znoszenie krzywdy NIE jest cnotą, jeżeli jedynym pożytkiem z tego jest bezkarność sprawcy w dalszym krzywdzeniu ofiary. Nie jest cnotą, jeżeli przez naszą cierpliwość wychowujemy sprawcę do dalszego zadawania bólu. Nie jest cnotą, gdy jedynym powodem znoszenia krzywdy staje się lęk przed przeciwstawieniem się krzywdzicielowi.

A zatem, jeśli ulegamy lękowi, ćwiczymy się w bezradności i stwarzamy krzywdzicielowi dogodne warunki do dalszego krzywdzenia – nie praktykujemy szlachetnej cnoty, ale trwamy w nieszczęściu, od którego to trwania świat nie będzie lepszy. Potrzebujemy ratunku i pomocy, aby się z tego nieszczęścia wyrwać.

…a kiedy jest

Czy to jednak znaczy, że znoszenie krzywd nigdy nie jest psychologicznie zdrowe? Nie może być szlachetnym wyborem? Oczywiście, że również w znoszeniu krzywd może być coś dobrego, a nawet bardzo dobrego. Musi to być jednak akt wyboru, a nie bezsilności. Musi wiązać się ze współczuciem wobec sprawcy, a nie lękiem przed nim. Musi wynikać bardziej z poczucia siły niż słabości. Znoszenie krzywdy może być częścią czynienia dobra drugiej osobie, opiekowania się nią, a nie ulegania jej.

Wyobraźmy sobie małe dziecko, które kolejną noc budzi się rozdrażnione i płacze, reagując wściekłością i biciem na próby wzięcia go na ręce przez rodziców… Wyobraźmy sobie chorego na raka męża, który w panice i rozpaczy oskarża opiekującą się nim z poświęceniem żonę, że naprawdę życzy mu śmierci i że jest egoistką bez serca… Wyobraźmy sobie starszą panią chorą na Alzheimera, która podejrzewa domowników, że specjalnie ukrywają przed nią różne rzeczy, których nie może znaleźć. Czasem twierdzi, że ją głodzą, a czasem, że chcą ją otruć… I wyobraźmy sobie, że ten stan trwa tygodniami, miesiącami, latami…

W opisanych sytuacjach krzywdziciel jest zbyt mały, słaby czy chory, aby sterować swoim zachowaniem. Opiekunowie tych biednych cierpiących krzywdzicieli chcą niejednokrotnie uciec od nich na drugi koniec świata. Jeśli jednak nie ulegną pokusie i dalej pełnią swoją opiekuńczą posługę, wówczas z pewnością praktykują cnotę cierpliwego znoszenia krzywd. Jeśli trafiają do terapeutów, pomagamy im znaleźć zasoby sił potrzebne do przetrwania. Namawiamy do szukania punktów oparcia i pomocy w otoczeniu.

Na koniec jeszcze o przymusach. Spotkałam zarówno osoby, które musiały ulegać krzywdom, nie potrafiły ani nie dawały sobie prawa do żadnej walki o własne dobro; jak i osoby, które musiały rozliczyć każdą niesprawiedliwość, niezależnie od tego, jak małą i przez kogo wymierzoną. Obie te grupy łączył brak wolności – osoby te mogły reagować tylko w jeden sposób. Sądzę, że w sprawie krzywdy niesłychanie ważne jest coś, co nazywam swobodą egzystencjalną – poczucie możliwości wyboru. Oglądam sytuację, rozważam reakcję, radzę się sumienia, sprawdzam, czy umiem zrobić to, co chcę, czy może potrzebuję pomocy. I do dzieła.