Od piątej niedzieli Wielkiego Postu w kościołach zasłania się krzyże. Nie możemy w tym czasie oglądać ciała Jezusa. Ten znak ma nam uświadomić, że męka i śmierć Jezusa są dla nas wielką tajemnicą wiary, której znaczenia i sensu nie zrozumiemy własnymi siłami i w oparciu jedynie o ludzką mądrość. Bez światła łaski i nam krzyż wyda się głupstwem lub szaleństwem (por. 1 Kor 1, 22-23). Adoracja krzyża będzie wielką prośbą o łaskę dopuszczenia nas do tajemnicy krzyża i zmartwychwstania.
1. Cóż tak naprawdę jest zasłonięte na krzyżu? Jezusowe Bóstwo. Św. Ignacy Loyola w ćwiczeniach duchownych, w rozważaniach o męce Jezusa, każe rekolektantom medytować, „jak Bóstwo [Chrystusa] się ukrywa, a mianowicie jak mogąc zniszczyć nieprzyjaciół swoich, nie czyni tego, i jak [Jezus] zezwala, aby tak okrutnie cierpiało Jego człowieczeństwo najświętsze” (Ćd 196). Kiedy patrzymy na Ukrzyżowanego, widzimy jedynie zmasakrowane ciało Człowieka konającego w konwulsjach. Człowiek jest jedną wielką raną. Cały cierpi. Cierpi Jego ciało. Cierpi jego udręczona i smutna dusza. Po trzech godzinach męki krzyża woła donośnym głosem, jakby był w całkowitej rozpaczy: „Eli, Eli, lema sabachthani?”, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27, 46).
„Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata!”.
Ciało i duch umęczonego człowieka – to zbawienie całego świata. Na krzyżu osłonięte jest zbawienie świata: nasze zbawienie, ocalenie, ratunek, zdrowie duszy i ciała. Tylko wiarą możemy odsłonić ciało Boga-Człowieka jako znak, sakrament zbawienia świata, naszego zbawienia. Osłonięta jest miłość wybawiająca, miłość ocalająca, miłość przebaczająca, miłość lecząca. Ale wiarą możemy ją odsłonić, kontemplować, adorować, oddawać jej chwałę. Osłonięte jest słowo Boga, które mówi: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16). Osobistą wiarą możemy je odkryć, wysłuchać, przyjąć, postępować według niego.
2. Pismo Święte mówi: Wiszący [na drzewie] jest przeklęty przez Boga (Pwt 21, 23). A Pisma nie można odrzucić (J 10, 35) – mówi Jezus. Ten umęczony Człowiek na krzyżu naznaczony jest przekleństwem, hańbą, odrzuceniem i pogardą. Mówią o tym słowa bluźniących pod krzyżem: „Kimże Ty jesteś?” – pytają drwiąco. „Co Ty naprawdę potrafisz? Jesteś tylko bluźniercą, oszustem zwodzącym nasz naród”. Mówią ironicznie: Mesjasz, król Izraela! Niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy zobaczyli i uwierzyli (Mk 15, 32).
A Człowiek na krzyżu nie tylko nie odrzuca tych słów, nie zaprzecza im, nie broni się przed nimi, ale przyjmuje je i jakby wchłania w siebie. W ten sposób potwierdza prawdziwość słów Pisma: Wiszący [na drzewie] jest przeklęty. I tak na krzyżu, w tym Człowieku, zawisły przekleństwa stojących pod krzyżem. Jednak nie tylko grzechy uczonych w Piśmie i faryzeuszy uderzają w Jezusa. Uderza w Niego każdy grzech. Wszyscy jesteśmy ludźmi spod krzyża, którzy obarczyli Jezusa swoimi nieprawościami. On umiera także za nas. Nasze grzechy, podobnie jak bluźnierstwa faryzeuszy, stają się powodem Jego męki. Są Jego przekleństwem.
Każdy grzech, każde zło jest przekleństwem. Nie tylko zło wielkich i możnych tyranów tego świata, popełniających jawnie masowe zbrodnie, nie tylko zło wyrządzane przez nieuczciwych polityków, przestępców i zbrodniarzy, ale także zło prostych ludzi, uwikłanych w codzienne słabości, niewierności i nałogi. Każde zło jest przekleństwem: to zewnętrzne, bezwstydne, cyniczne, śmiejące się prawym ludziom w twarz, ale także to skrywane, wstydliwe, anonimowe, zamaskowane za różnymi formami grzeczności i poprawności politycznej. Przekleństwem jest nie tylko zło uderzające w bliźnich: zło krzywdzące całe narody, społeczności lokalne, bliskich w rodzinie, ale także zło „bardzo osobiste”, „zupełnie prywatne”, zdające się nikomu nie szkodzić. Także i ono uderza w innych. Nie ma bowiem zła prywatnego, każde ma wymiar społeczny. Każde zło zawisło na drzewie krzyża.
3. „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata! Pójdźmy z pokłonem”.
Adorując krzyż, wzbudźmy wiarę, że na nim zostało zawieszone i nasze zło, grzechy, przekleństwa. Małe i wielkie. Te jawne i znane innym, i te ukryte w zakamarkach naszego serca. Adorujmy Miłość, która dała się ukrzyżować za nasze grzechy. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53, 5). To na krzyżu, w męce, dokonuje się zwycięstwo nad złem.
Jezus mówi: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Podobnie jak Jezus, i my jesteśmy wezwani, aby pokonywać nasze grzechy, zło, nasze przekleństwo na krzyżu: w chwilach cierpienia i udręczenia. Pycha, egoizm, nienawiść, gniew mogą być pokonane tylko w cierpieniu i przez cierpienie.
Okazji ku temu nie brakuje. Nasze życie, także wówczas, gdy uważamy je za udane, obfituje w codzienne ukrzyżowania: małe i większe, chwilowe i trwające nieraz dłużej. Nierzadko jednak zdarzają się nam także cierpienia i udręki, które idą za nami, wiernie jak pies. Bywamy niekiedy przykuci do krzyża na całe życie. W końcu czeka na każdego z nas krzyż śmierci: własnej i bliźnich. Każdy krzyż jest wezwaniem, by stał się miejscem pokonywania przekleństwa życia – grzechu. W naszych ranach, cierpieniach, złączonych z ranami i cierpieniami Jezusa, jest nasze zbawienie, ocalenie oraz zdrowie naszych dusz.
4. Aleksander Sołżenicyn w monumentalnym dziele Archipelag Gułag wyznaje z pokorą własne uwikłanie w zło, grzech i pokazuje swoją drogę oczyszczenia: „Oszołomiony sukcesami – pisze – odniesionymi w młodości, uważałem się za istotę niezdolną do omyłek i dlatego stałem się okrutny. Gdy dano mi w ręce władzę [...], stałem się mordercą i zadawałem ludziom gwałt. Nawet gdy czyniłem zło, byłem przekonany, że postępki moje są dobre i miałem na podorędziu bardzo logiczne dowody. Dopiero na zgniłej, więziennej słomie poczułem w sobie drgnienie dobra. [...] Nawet w najlepszym sercu – niewykorzenione zło zachowuje swój kącik. [...] Od tego czasu stała się jasna dla mnie zasadność wszystkich religii: walczą one z pierwiastkami zła w człowieku. Oto dlaczego powracam do lat, gdym siedział za kratą, i powiadam, wprowadzając często w zdumienie ludzi, którzy mnie otaczają: Bądź błogosławione więzienie! [...] Błogosławione bądź więzienie za to, żeś było w moim życiu!”.
Każdy z nas ma – używając metafory Sołżenicyna – trochę własnej zgniłej słomy, trochę własnych krat, własnego krzyża. I dla nas mogą się one stać miejscem błogosławionym, dzięki któremu poczujemy w sobie głębsze drgnienie dobra, uczciwości, współczucia, miłości do Boga i do człowieka.
Etty Hillesum, dwudziestosześcioletnia holenderska Żydówka, w książce Przerwane życie. Pamiętnik 1941-1943 daje piękne świadectwo pokonania w sobie jakichkolwiek odruchów nienawiści do tych, którzy skazali na zagładę ją, jej rodzinę i cały jej naród. Na uwagi przyjaciół, iż czują się osaczeni, jakby byli w niemieckich szponach, Etty odpowiada: „Nie czuję, że jestem w czyichś pazurach, jedynie w Boskich objęciach. [...] Wierzę, że pozostanę w nich na zawsze, niezależnie od tego, czy siedzę tu przy niesamowicie mi bliskim i swojskim biurku, czy też za miesiąc trafię do nagiego pomieszczenia w żydowskim getcie albo może do obozu pracy pod strażą esesmanów”. Po spotkaniu w siedzibie gestapo pod datą 23 lipca 1942 roku zanotowała: „Gdy dziś przesuwałam się po zatłoczonych korytarzach gestapo, naraz poczułam wewnętrzny przymus, by uklęknąć na kamiennej posadzce pośrodku wszystkich oczekujących. Jedyny godny człowieka gest, który nam jeszcze pozostał: paść na kolana przed Bogiem”.
5. Kiedy w uroczystej adoracji krzyża odsłonimy ciało Jezusa i usłyszymy wezwanie kapłana powtórzone trzykrotnie: „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata!”, odpowiemy: „Pójdźmy z pokłonem” i z pokorą uklękniemy. Niech padnięcie na kolana będzie dla nas – jak było dla młodej Żydówki zagrożonej śmiercią – gestem, w którym wyrazimy determinację powierzenia naszego życia Jezusowi: nasze pragnienie poznania, miłowania i naśladowania Go. Niech ten gest towarzyszy nam w chwilach słabości fizycznej, w załamaniach, w doświadczeniu ludzkiej krzywdy, w niepowodzeniach, a nade wszystko w chwilach grzechu i niewierności. We wszystkich najtrudniejszych okolicznościach życia niech to będzie „jedyny godny człowieka gest, który nam jeszcze pozostał”. Niech ten gest stanie się prośbą o objawienie się nam mocy Jezusa Ukrzyżowanego, który jest przecież Jezusem Zmartwychwstałym.
Św. Ignacy w ćwiczeniach duchownych mówi: „Po męce, w której Bóstwo Jezusa zdawało się ukrywać, teraz objawia się i ukazuje tak cudownie w najświętszym Zmartwychwstaniu przez swoje prawdziwe i najświętsze skutki” (por. Ćd 223).