Roku Pańskiego 2135 Kongregacja do spraw Duchowieństwa, składająca się z dziesięciu małżeństw obdarzonych potomstwem, wystosowała list do kapłanów, w którym z łagodnością pochyliła się nad bogactwem łask płynących z celibatu. Jak wynika z tego tekstu, choć jedynie małżeństwo w pełni obrazuje głębię miłości i wzajemnego oddania Osób wewnątrz Trójcy Świętej, także właściwie przeżywana bezżenność stanu duchownego może być pod pewnymi warunkami aktem zasługującym człowieka skierowanym ku Bogu. Dla przybliżania się do doskonałości na tej drodze kapłanom zalecono coroczny udział w rekolekcjach głoszonych przez wspólnoty żon i matek. Głównym ich zadaniem będzie ukazać światło bijące z trudu bezdzietności i wprowadzić w tajemnicę duchowego ojcostwa.
Czemu konstruuję tę cudaczną eklezjalną opowiastkę science fiction? Czy to utopia – wizja stanu idealnego, wyraz moich marzeń? Nie, w żadnym razie nie uważam, by metodą naprawy Kościoła było proste odwrócenie stosunków obecnie panujących, kiedy to duchowni wskazują świeckim w swoim nauczaniu, jak ci mają żyć, między innymi objaśniając im nadprzyrodzony wymiar małżeństwa, rodzicielstwa, aktu seksualnego i stanowiąc normy postępowania w obszarze tych rzeczywistości, których z własnego doświadczenia (przynajmniej według deklaracji) nie znają. Tę zmyśloną historię przedstawiam wyłącznie po to, by pokazać, jak bardzo niestosowna, bezowocna i humorystyczna jest sytuacja panująca obecnie, stanowiąca jej lustrzane odbicie. Świeccy wskazujący metody życia w celibacie nie przestaną być śmieszni, nawet jeśli mają kilku zaprzyjaźnionych duchownych, którzy opowiadają im o swoim życiu. Ta sama śmieszność działa także w drugą stronę, à rebours, z tą jedynie różnicą, że dokumenty pisane z tej pespektywy nie są już moim wymysłem, ale faktycznie powstały w dużej liczbie i czytane są z pełną powagą.
Rzecz tyczy się nie tylko spraw bardziej czy mniej ściśle związanych z seksualnością, ale także wszystkich aspektów życia, których świecki doświadcza inaczej niż osoba wyświęcona. Wśród nich na czele wymienić można kwestię pracy zarobkowej, zabezpieczeń socjalnych i poczucia niepewności wynikającego z niestabilności zatrudnienia.
Kapłaństwo powszechne na serio
Krokiem ku wyjściu z tej dziwnej sytuacji, w której zobowiązującą wszystkich katolików narrację prowadzą tylko konsekrowani mężczyźni, ma być nawrócenie synodalne. Termin ten pojawił się w dokumencie końcowym Synodu Biskupów dla Amazonii[1] obok nawrócenia duszpasterskiego, kulturowego i ekologicznego. Po stwierdzeniu, że aby znaleźć metody wspólnego podejmowania decyzji i odpowiadania na współczesne wyzwania, trzeba wzmacniać kulturę dialogu i uczyć się wzajemnego wysłuchiwania siebie, padają mocne słowa: „Koniecznie trzeba […] podejmować działania celem przełamywania klerykalizmu i arbitralnie narzucanych decyzji” (pkt 88). Zaraz potem stwierdza się, że nie można być Kościołem, ignorując zmysł wiary, sensus fidei całego Ludu Bożego, jak zwykło się w eklezjalnym słownictwie określać wspólnotę Kościoła, obejmującą nie tylko duchownych, biskupów i papieża, ale także wiernych świeckich.
To właśnie pojęcie Ludu Bożego, które stało się jednym z ulubionych określeń II Soboru Watykańskiego, wraca znów silnie przy rozważaniach o synodalności. Podejmuje się przy tej okazji ponownie namysł nad tym, co do pojmowania roli świeckich wniosła godność kapłaństwa powszechnego, którą obdarzeni są wszyscy ochrzczeni, a o której mowa w soborowej konstytucji Lumen gentium. Do odmieniania wyrażenia „kapłaństwo powszechne” przez wszystkie przypadki zdążyliśmy już przywyknąć, zgadzając się przy tym na to, że de facto gros spraw zostało w Kościele ułożonych po staremu. Termin ten wykorzystywany jest nierzadko jako klajster na usta tych, którzy usiłują wskazać, że świecki w Kościele postrzeganym na sposób hierarchiczny pozostaje nikim, nie ma z reguły żadnej mocy wpływania na eklezjalną rzeczywistość w wymiarze innym niż duchowy rozwój osobisty. Człowiek taki usłyszy: „Ależ o czym mówisz? Czy nie słyszałeś o kapłaństwie powszechnym?”.
Tymczasem kierunek, który myśli Kościoła nadał obecnie papież Franciszek, pozwala mieć nadzieję, że „przewrót kopernikański”, jak nazywano zmiany wniesione przez konstytucję Lumen gentium, zacznie funkcjonować w praktyce, a nie tylko na papierze. Z synodalności Franciszek uczynił jedno z głównych haseł swojego pontyfikatu. Wiadomo już, że właśnie ona będzie tematem obrad synodu biskupiego w 2022 roku.
Nasza podróż jest otwarta
Czym jest owa synodalność? Jak powiedzieć o tym najkrócej, bez kościelnej nowomowy? Pytanie o pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi nam do głowy w związku ze słowem „synodalność”, padło podczas spotkania Sisters Empowering Women „Głos kobiet na drodze synodalnej”, zorganizowanego online 26 marca 2021 roku przez Międzynarodową Unię Przełożonych Generalnych w Rzymie[2]. Zadała je podczas swojego wystąpienia s. Nathalie Becquart, podsekretarz Synodu Biskupów, pierwsza kobieta posiadająca prawo głosu w Synodzie Biskupów. Swoją drogą już powołanie jej przez Franciszka do tej funkcji było odczytywane jako istotny znak wskazujący kierunek przemian w duchu soborowości – nowość związana jest tu oczywiście z płcią. Tak komentatorzy, jak i sama s. Becquart zwracali przy tej okazji uwagę na potrzebę włączania kobiet w proces decyzyjny w Kościele i konieczność odejścia od modelu sklerykalizowanego. Temu właśnie służyć ma synodalność.
Wróćmy jednak do pytania o skojarzenia zadanego przez s. Becquart. Wśród odpowiedzi udzielonych przez uczestniczki spotkania pojawiły się: dialog, relacje, słuchanie, interakcja, wspólne podążanie, zmiana. Widać było, że pojęcie synodalności nie jest dla nich nowe – te hasłowe, skrótowe ujęcia dobrze oddawały myśl przekazywaną przez Franciszka. W kluczowym dla tego tematu przemówieniu wygłoszonym 17 października 2015 roku z okazji pięćdziesiątej rocznicy istnienia Synodu Biskupów papież przypomniał znaczenie słowa „synod” (z greki: „iść wspólnie”). Chodzi więc o „podążanie razem – świeckich, pasterzy, biskupa Rzymu”[3]. Siostra Becquart w ten sposób rozwijała rozumienie tego obrazu: „Nasza podróż nie jest zdefiniowana, zamknięta. Jest otwarta, nie możemy wszystkiego zaprogramować na początku. Musimy mieć nadzieję i zaufanie do Ducha Świętego, który nas prowadzi. Musimy zaakceptować to, że On mówi w sposób wolny”.
Za wiele czy wciąż zbyt mało?
W tym miejscu trzeba nadmienić, że rozeznawanie, czy dany kierunek myśli i działań uznać należy za efekt wsłuchiwania się w słowa Ducha Świętego, czy przeciwnie – za skręt na manowce, jest w Kościele punktem zapalnym. Przykładu dostarcza obecna sytuacja w Kościele niemieckim, w którym rozpoczynając drogę synodalną, przyjęto, że odbędzie się ona z udziałem gremiów świeckich i ekspertów zewnętrznych, a wśród tematów pojawiły się: podział władzy w Kościele, zmiany w etyce seksualnej i możliwość zwiększenia roli kobiet. Przez jednych witane jest to z entuzjazmem, a przez innych postrzegane jako zaczątek schizmy.
Niewątpliwie, gdy do głosu zostaną dopuszczeni wierni świeccy, i to nie tylko ci, którzy ulegli mentalności klerykalnej, musi się to przełożyć nie tylko na dobór zagadnień, ale także na sposób mówienia o nich. Franciszek najwyraźniej jest świadom tego, że synodalność wprowadzi Kościół na nieprzetarte ścieżki. We wspomnianym już przemówieniu z 2015 roku zauważył, że ze względu na zmysł wiary Ludu Bożego niewłaściwe jest sztywne rozdzielanie Kościoła nauczającego (Ecclesia docens) od Kościoła nauczanego, słuchającego (Ecclesia discens), ponieważ „także owczarnia «ma nosa», co pozwala jej rozeznawać nowe drogi, jakie Pan otwiera przed Kościołem”. Przypomniał także zasadę funkcjonującą w Kościele pierwszych wieków: Quod omnes tangit ab omnibus tractari debet – co wszystkich dotyka, powinno być przez wszystkich omówione i zaaprobowane.
Z drugiej strony Franciszek zaznacza, że nie chodzi tu o dowolność zmiany nauczania. Po fragmencie poświęconym słuchaniu ludu dodaje także słowa o słuchaniu pasterzy: „Za pośrednictwem ojców synodalnych biskupi działają jako autentyczni stróże, interpretatorzy i świadkowie wiary całego Kościoła, którą powinni umieć z rozwagą odróżniać od często zmieniających się nurtów opinii publicznej”. W końcu zaś gwarancją jedności i zgodności z wolą Boga, Ewangelią i Tradycją ma być słuchanie Biskupa Rzymu.
Choć wszystko to według słów Franciszka ma nie przekreślać wolności i choć ojcowie synodalni zostają przez niego wezwani do „słuchania ludu, aż po odkrycie w nim tego, do czego wzywa nas Bóg”, fragment ten może studzić nadzieje tych, którzy liczyli na osiągnięcie pełnej równości. Franciszek wprawdzie przedstawia odnowione spojrzenie na hierarchię, przywołując obraz odwróconej piramidy, w której wierzchołek znajduje się poniżej podstawy, jako że sprawujący władzę są sługami, najmniejszymi ze wszystkich. Wciąż jednak podział na strefy wyświęconych i świeckich rysuje się wyraźnie.
Synodalność nad Wisłą
W sytuacji pełnego wzajemnego zaufania nie stanowiłoby to problemu. Obecnie jednak, między innymi w związku z ujawnieniem skandalu pedofilii w Kościele oraz nie mniejszego skandalu krycia sprawców przez przełożonych, zaufanie to pikuje w dół. Coraz częściej mówi się o błędzie w samej strukturze Kościoła, nie do naprawienia przez tych, którzy są w tym systemie uwiązani różnego typu zależnościami. Stąd przynajmniej w części świeckich narasta poczucie, że konieczny jest ich większy niż dotąd wpływ na los Kościoła, i to wpływ niezapośredniczony.
Otwarcie mówią o tym między innymi osoby zaangażowane w Kongres Katoliczek i Katolików, które w swojej deklaracji programowej piszą: „Nasze dyskusje wychodzą od przekonania, że kościelny model relacji władzy może być oparty na zasadzie partnerskiego dialogu […]. Istotną uwagę zamierzamy poświęcić tematowi dominacji władzy sprawowanej w Kościele przez osoby duchowne. Szczególnie interesuje nas przewaga jej siły, jaką dysponują kościelni hierarchowie wobec niewielkiej sprawczości milionów świeckich kobiet i mężczyzn, uprawnionych do współdecydowania o teraźniejszości i przyszłości Kościoła na mocy powszechnego kapłaństwa wiernych”[4]. Na polskim gruncie dostrzec można dodatkowo problem z uchwyceniem pojęcia synodalności w całej jego pełni. Analizując jego recepcję w naszym kraju, ks. Krzysztof Patejuk zauważył, że jeśli nie jest ono przez biskupów pomijane milczeniem, to rozumiane jest w sposób zawężony właśnie do samego grona biskupów, a więc w istocie pojmowane jako synonim kolegialności[5].
Nawrócenie synodalne jest w toku, z wielką liczbą niewiadomych… Być może jeden z jego bolesnych, ale koniecznych etapów można by roboczo nazwać nawróceniem antyklerykalnym. W końcu nie kto inny niż Franciszek klerykalizm uznał za perwersję[6].
Przypisy
[1] Por. Dokument końcowy Synodu dla Amazonii [polskie tłumaczenie], za: ‹https://misyjne.pl›.
[2] Zapis wideo ze spotkania dostępny jest w serwisie YouTube: ‹https://www. youtube.com/watch?v=03i4_vcmFqc›.
[3] Por. „Synodalność” konstytutywnym wymiarem Kościoła, za: ‹https://opoka.org.pl›.
[4] Por. Deklaracja programowa Kongresu Katoliczek i Katolików, za: ‹https://kongreskk.pl›.
[5] Por. K. Patejuk, Rewolucja synodalna papieża Franciszka, za: ‹https://wiez.pl›.
[6] Por. Papież: Klerykalizm to perwersja, za: ‹https://kosciol.wiara.pl›.