"De imitatione Christi" Tomasza a Kempis

Życie Duchowe • LATO 75/2013
Fot. Józef Augustyn SJ

„Któż1 nie zna wybornej książeczki Tomasza z Kempis De imitatione Christi? Wszyscy zgadzają się, że jest to najdroższa perła w morzu literatury ascetycznej i że wszystkie bez wyjątku prace w podobnym rodzaju daleko jej nie dorównywają. […] Któż chętnie nie słucha słów jego, kiedy wyszukuje najskrytszych objawów miłości własnej, by je zganił, by tym bardziej pobudził do miłości najwyższego dobra? […] A wszystko to odbywa się w tak prosty, naturalny, za serce chwytający sposób i z taką znajomością serca ludzkiego, […] że natychmiast poznać możemy, iż nic tu nie ma zmyślonego, sztucznie zbudowanego, lecz przeciwnie, że wszystko tu wypływa z doświadczenia życiowego”. Tak polecał O naśladowaniu Chrystusa Władysław Miłkowski (1847-1928) w 1870 roku w „Przeglądzie Katolickim”2.

Johann M. Sailer (1751-1832), niemiecki teolog i biskup, pisał o książeczce De imitatione Christi: „Szukałem przyjaciela, którego bym mógł mieć zawsze przy sobie zarówno w domu, jak w podróży, […] przyjaciela, który by mi zawsze odważnie i bez ogródki mówił prawdę, który by pobudzał leniwego, pocieszał smutnego, poskramiał wesołego, karał błądzącego. Wiedziałem wprawdzie, że nie znajdę takiego przyjaciela, prócz Boga; ale potrzebowałem drugiego, widzialnego, który by mi przypominał wszędzie obecnego, niewidzialnego przyjaciela. A znalazłem tego wiernego, widzialnego przyjaciela w książce zwanej: Naśladowanie Chrystusa”3.

Bp Wacław Świerzawski porównuje „skromne” dzieło Tomasza a Kempis4 do „monumentalnego” dzieła Tomasza z Akwinu5. Zauważa, że obaj wielcy twórcy średniowiecza stosowali co prawda odmienną metodę twórczości, ale obaj pisali na temat istoty życia chrześcijańskiego w codziennym życiu. Niezwykły wpływ obu autorów na chrześcijańską duchowość, choć tak odmienny, może być w pewnym sensie porównywalny.

Kto napisał De imitatione Christi?

Do dzisiaj nie wyjaśniono autorstwa omawianego dzieła. Podstawą do sporu, który rozpoczął się już w XV wieku, jest między innymi notka zawarta na końcu rękopisu De imitatione Christi znajdującego się w Bibliotece Królewskiej w Brukseli: „Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział”. To typowy dodatek w stylu średniowiecza, który zdaje się celowo zacierać autorstwo. W czasach starożytnych i średniowiecznych niektórzy autorzy, rezygnując z podpisywania swego dzieła własnym nazwiskiem, opatrywali je innym, znanym i cenionym, by w ten sposób zyskać przychylność czytelników.

Tekst O naśladowaniu Chrystusa należy do mistyki nadreńskiej i powstał przypuszczalnie w pierwszej połowie XV wieku w kręgu kanoników regularnych. „Postać autora żyjącego w XVI wieku nie jest historycznie wystarczająco określona – pisze prof. Andrzej Sulikowski – ale właśnie dzięki temu fascynująca. Jeżeliby uznać nazwisko za mało konkretny, niepotwierdzony przez historyków «kryptonim», wówczas można przypuszczać, że autorem De imitatione Christi był Gerard Groot (1340-1384), główny przedstawiciel devotio moderna, lub Jan Gerson (1363-1429), kanclerz Sorbony […]. Znajdujemy też w tekście De imitatione myśli św. Bonawentury czy św. Bernarda z Clairvaux. Tradycja zachowuje wszakże nazwisko rodowe autora i dlatego przyjmujemy raczej tę wersję, ludzką historię i konkretny przykład”6. Oto jak wręcz z salomonową mądrością „rozstrzyga” autorstwo De imitatione Christi Sulikowski. Francuski autor czterotomowego dzieła La spiritualité chrétienne Pierre Pourrat, porównując tekst De imitatione Christi z innymi dziełami Tomasza a Kempis, których autorstwo nie jest kwestionowane, usiłuje wykazać ich wzajemne podobieństwo, które przynajmniej pośrednio wskazywałoby na autorstwo omawianego dzieła.

Tomasz a Kempis (1379 vel 1380-1471) w wieku trzynastu lat rozpoczął szkolną edukację w Deventer, a w 1398 roku został przyjęty przez Florent Radewijns do wspólnoty kopistów (rodzaj ówczesnej oficyny wydawniczej). Rok później wstąpił do klasztoru w Mont-Sainte-Agnès koło Zwoll, gdzie jego brat Jan a Kempis był przełożonym wspólnoty kanoników regularnych św. Augustyna. Tomasz był wzorowym, pobożnym i pracowitym zakonnikiem. We wspólnocie pozostawił po sobie dobrą pamięć. Napisał wiele dzieł, niektóre z nich do dziś są wznawiane7. Jak pisze Pierre Pourrat, Tomasz „spędził całe życie w pokoju ducha pośród swoich książek”8. Francuzi, Niemcy i Niderlandczycy spierają się o jego narodowość. To jednak spór bezprzedmiotowy – autor nie dzieli tych narodów, ale łączy je, a swoje najważniejsze dzieło napisał w języku łacińskim.

Osobliwa tkanina semantyczna

De imitatione Christi od strony strukturalnej można rozumieć – jak pisze prof. Andrzej Sulikowski – „jako gobelin, solidną «teksturę», a więc osobliwą tkaninę semantyczną, utworzoną z materiałów istniejących, cytatów, pasemek, strzępów zdań. Obowiązuje zatem poetyka scalonego fragmentu, wedle zasady określonej przez autora – chrystocentryzmu. […] Także od strony gatunków literackich jest to książeczka hybrydyczna, co zauważamy dopiero przy krytycznej, filologicznej lekturze porównawczej. […] Pomieszano tu i gładko scalono: rozważania obok modlitwy, dialogi i hymny, fragmenty poetyckie, a nawet «psalmiczne». Inaczej mówiąc, w O naśladowaniu Chrystusa objawia się wysoce złożona wielopoziomowa intertekstualność”9.

Ta „osobliwa tkanina semantyczna”, jaką jest De imitatione Christi, odznacza się jednak niezwykłą prostotą i naturalnością. Jeżeli lektura ta stała się tak popularna i podbiła, i nadal podbija, serca milionów czytelników na całym świecie, to dlatego, że w sposób niezwykle przenikliwy dotyka spraw istotnych dla każdego człowieka. Tekst angażuje nie tylko intelekt, lecz także uczucia i wolę, skłaniając w ten sposób do przyjęcia wobec Jezusa postawy dziecka, które pokornie Go słucha, oraz ucznia, który wiernie Go naśladuje. Zasadniczym celem, jaki stawia sobie autor De imitatione Christi, nie jest bowiem „doktryna”, „wiedza teologiczna”, ale bezpośrednia „praktyka ascetyczna”10. Tomasz a Kempis jako wybitny mistrz doskonale wie, że jego mała książeczka, choć tak ważna, nie może być jedyną lekturą duchową. Św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach duchownych obok lektury Tomasza zachęca do czytania także Pisma Świętego oraz żywotów świętych (por. Ćd 100).

Wielu niesłusznie oskarża Tomasza a Kempis, że posługuje się stylem imperatywnym, który nie znosi sprzeciwu, stąd też budzi poczucie winy i naciska na ludzkie sumienia. De imitatione Christi nie ma nic z surowego moralizmu i dydaktyzmu zakazowo-nakazowego. Autor odwołuje się do argumentów ludzkich: przyrodzonych i nadprzyrodzonych, ziemskich i niebieskich, stosując przy tym łagodne przekonywanie pełne braterskiej oraz ojcowskiej serdeczności i bezinteresowności. Tomaszowi a Kempis obca jest jakakolwiek przemoc. Autor szanuje wolność czytelnika, odwołuje się nie do jego lęków, a do miłości, jaką Chrystus go kocha i tej, którą on sam winien Go pokochać, by móc Go naśladować.

Książeczka O naśladowaniu Chrystusa była ulubioną lekturą św. Ignacego Loyoli. Czytał ją codziennie dwukrotnie, usilnie zalecał ją jezuitom, swoim duchowym synom, jak też odprawiającym Ćwiczenia duchowne, jednak dopiero po pierwszym tygodniu: „Tak w drugim tygodniu, jak i w następnych bardzo pomocną jest rzeczą czytać przez jakiś czas coś z ksiąg O naśladowaniu Chrystusa” (Ćd 100). Przywiązanie Ignacego do tej książeczki wynika niewątpliwie z faktu, że naśladowanie Jezusa znajduje się w centrum jego duchowości. Poznanie Chrystusa ma prowadzić do miłowania Go, a miłowanie do naśladowania. To właśnie naśladowanie jest szczytem więzi z Jezusem. Wielokrotnie więc zachęca odprawiającego Ćwiczenia, aby wedle wewnętrznego odczucia prosił o to, co pomaga mu więcej, głębiej i szczerzej naśladować Pana. Ignacjańska modlitwa ofiarowania z drugiego tygodnia oddaje ideał przedstawiony w De imitatione Christi, gdzie naśladowanie Jezusa najpełniej sprawdza się „w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym, jak i duchowym”, jeżeli Bóg zechce nas wybrać do takiego rodzaju i stanu życia (por. Ćd 98).

Kto może, a kto nie powinien czytać De imitatione Christi

De imitatione Christi mogą z pożytkiem czytać „wszystkie stany”, ale – to jasno należy powiedzieć – lektura ta wymaga pewnego duchowego przygotowania. De imitatione Christi bardziej jest podobne do gorzkiego, ale skutecznego lekarstwa działającego długookresowo niż do suto zastawionego stołu dającego bezpośrednią i natychmiastową przyjemność. Osoby nieprzygotowane mogą rady autora, bardzo wymagające i radykalne, zrozumieć błędnie. Tomaszowi a Kempis nie chodzi o gloryfikowanie cierpienia, poniżenia i trudu. Nie promuje on także pogardy dla ciała i codziennych radości życia, ale podaje mistrzowską receptę – jak podkreśla już sam tytuł – na wierne „naśladowanie Jezusa”, w centrum którego jest miłość. To właśnie intymna więź z Chrystusem sprawia, że miłość wygrywa z każdym cierpieniem i upokorzeniem, a umartwienie i trud – jak mówił Jezus – stają się słodkie i lekkie. Tomasz a Kempis podobnie jak mistycy deklarował gotowość znoszenia upokorzenia, ale jedynie ze względu na miłość do Chrystusa.

Przy lekturze Tomasza a Kempis czytelnicy popełniają często dwa błędy. Pierwszy to zarzucanie Tomaszowi promocji cierpiętnictwa. Anna Connolly, publicystka zainteresowana duchowością, bardzo surowo ocenia O naśladowaniu Chrystusa. Uważa, że „jest ono jednym z najbardziej dominujących świadectw cierpiętnictwa w chrześcijaństwie”, które wiąże się z „zanegowaniem wartości człowieka oraz świata doczesnego, skrajnym odsunięciem się od ludzi i spraw «tego świata»”.

Connolly w swym opracowaniu przytacza najpierw fragment książeczki, a następnie opatruje go własnym komentarzem. Oto przykład: „Wszystko masz znosić chętnie dla miłości Boga – i trudy, i bóle, i pokusy, i udręki, niepokoje, niedostatki, choroby, krzywdy, obmowy, zarzuty, poniżenia, upokorzenia, kary, lekceważenie. Wszystko to umacnia dzielność, wszystko to czyni żołnierzem Chrystusa, wszystko to splata dla ciebie wieniec zbawienia”11. „Jak by wyglądało nasze społeczeństwo zdominowane przez fanów Tomasza? – pyta Anna Connolly. – Dla chwały wiecznej chorzy umieraliby nieleczeni, smutni popadaliby w depresję, głodujący gniliby na ulicach Kalkuty, niesprawiedliwie oskarżani cierpieliby w więzieniu. Co by było, gdyby społeczności nie przeciwstawiały się cierpieniu? Wyginęłyby zapewne, osiągnąwszy po śmierci życie wieczne. Czy o to chodziło Jezusowi? Czy przechodził obojętnie wobec cierpiących?”.

Tego typu komentarze dawane do wyrwanych z kontekstu zdań nie są tak naprawdę interpretowaniem tekstu, a raczej bezpodstawnym przypisywaniem autorowi własnych myśli, obaw i niepokojów. Gdy w duchowości lekceważy się wymiar wertykalny, czyli odniesienie do Boga, na rzecz wymiaru horyzontalnego, czyli odniesienia do bliźnich i rzeczywistości ziemskiej, książeczka De imitatione Christi staje się lekturą nie tylko zacofaną, lecz wręcz niebezpieczną i szkodliwą dla ludzkiego szczęścia na ziemi.

O naśladowaniu Chrystusa to lektura mistyczna, która wzywa ucznia Jezusa do całkowitego oddania Mu wszystkiego. Jednak nie tylko nie odwodzi go to od bliźnich i rzeczywistości ziemskiej, ale wręcz przeciwnie – prowadzi go do nich. Wielcy mistycy, jak chociażby z ostatnich wieków: Mała Teresa od Dzieciątka Jezus, Ojciec Pio, Matka Teresa z Kalkuty, Siostra Faustyna Kowalska, Marta Robin, byli ludźmi wielkiego apostolskiego czynu. Uczeń naśladujący wiernie Chrystusa dostrzega Go bowiem spontanicznie w każdym człowieku ubogim, wykluczonym, głodnym, spragnionym, nagim. Miłość do Chrystusa nie gasi, ale potęguje i rozwija miłość do bliźnich. Ubodzy i odrzuceni stają się dla ucznia Jezusa Jego wcieleniem.

Drugi rodzaj błędu, może nawet bardziej niebezpieczny, to doszukiwanie się w lekturze De imitatione Christi potwierdzenia dla własnej osobistej negacji ziemskiego życia. W taki sposób O naśladowaniu Chrystusa mogą odbierać osoby skłonne do pesymizmu, rozpaczy i depresji. Ponieważ nie są w stanie zauważyć i docenić miłości zawartej w De imitatione Christi, lektura ta nie pomoże im w przezwyciężaniu pesymizmu i koncentracji na złu: krzywdach, brakach, grzechach i błędach, ale wręcz przeciwnie – skoncentruje ich jedynie na tym, co bolesne i negatywne.

Osoby, które choćby w minimalnym stopniu nie odkryją miłości Boga objawionej w Chrystusie i nie obudzą w sobie pragnienia poznania, miłowania i naśladowania Chrystusa, nie powinny brać do ręki tej książeczki. To znakomite lekarstwo, jakim jest De imitatione Christi, wymaga odpowiedniego wewnętrznego nastawienia. Św. Ignacy Loyola – jak wspomniano – daje rekolektantom De imitatione Christi dopiero w drugim tygodniu Ćwiczeń, kiedy pokonają w sobie pokusę rozpaczy z powodu popełnionych grzechów i doznanych krzywd (por. Ćd 100).

Przeszłość i przyszłość De imitatione Christi

I choć Tomasz a Kempis w De imitatione Christi zwraca się niekiedy do zakonników, to jednak jest to lektura przeznaczona dla wszystkich. Była ona codziennym pokarmem nie tylko świętych i mistyków, lecz także największych humanistów oraz ludzi kultury i sztuki. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Liebert, Pigoń, Wat, Żeromski, Pilecki, Corneille, Leibniz, Beethoven – to tylko kilka przykładowo podanych nazwisk osób, które często sięgały po tę książeczkę. Została ona przetłumaczona na ponad sto języków, a w wielu z nich ma kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tłumaczeń. Książka, zwykle w kilku różnych przekładach, jest dostępna w ciągłej sprzedaży we wszystkich ważniejszych językach.

Wbrew współcześnie pojawiającej się modzie wśród niektórych „postępowych środowisk” na kwestionowanie „tradycyjnych lektur” ascetycznych, De imitatione Christi nie odeszło do lamusa i nie jest to „lektura historyczna”. Pozycja ta nadal zajmuje istotne miejsce wśród obszernej literatury ascetycznej. Więcej, dialog chrześcijaństwa z innymi religiami, który rozpoczął Sobór Watykański II, otwiera przed De imitatione Christi nowy rozdział. Inne religie świata, szczególnie buddyzm i hinduizm – jak pisze prof. Andrzej Sulikowski – żywo interesują się książeczką i „stopniowo odkrywają w niej tę esencjalną prozę, akceptując jej sugestie religijne”12. Wbrew cywilizacyjnej niechęci czy wręcz wrogości cywilizacji zachodniej wobec religii i moralności, człowiek współczesny nie zatracił bynajmniej głodu głębokiej duchowości. Im bardziej podważa się, atakuje, wyśmiewa i dławi potrzebę Boga w człowieku, tym wyraziściej daje ona o sobie znać. Lektura De imitatione Christi Tomasza a Kempis wychodzi jej naprzeciw.

1 Fragment artykułu został opublikowany w: „Jezuici”, 43/2013.
2 W. Miłkowski, Dzieło Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa” u protestantów, „Przegląd Katolicki”, 14/1870, s. 214-217.
3 Cyt. za: tamże, s. 214.
4 Polski zapis nazwiska Tomasz à Kempis związany jest z wpływami duchowości francuskiej. W ostatnich dziesięcioleciach polska ortografia zrezygnowała jednak ze znaku diakrytycznego i dlatego obecnie piszemy: Tomasz a Kempis.
5 Por. A. Sulikowski, „Naśladowanie Chrystusa” jako książka użytkowa, „Znak”, 10/1998, s. 133.
6 Tamże.
7 Por. Tomasz a Kempis, Opera omnia, wyd. M. J. Pohla, t. 1-7, 1902-1922.
8 P. Pourrat, La spiritualité chrétienne, t. II, Paris 1921, s. 386-387.
9 A. Sulikowski, dz. cyt., s. 135.
10 Por. Ewagriusz z Pontu, Pisma ascetyczne, t. 1, Tyniec – Kraków 1999, s. 24-25.
11 Tomasz a Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, Kraków 1981, I, 35.
12 A. Sulikowski, dz. cyt., s. 140.