Ocalić w sobie człowieczeństwo

Życie Duchowe • JESIEŃ 112/2022
Dział • Temat numeru
(fot. Quinn Dombrowski / Flickr.com / CC BY-SA 2.0)

„Wojna – największe draństwo, jakie kiedykolwiek wymyślił ro­dzaj ludzki. […] Niszczy w człowieku sumienie; czyli odwieczne zasady moralności, sprawiedliwości, dobroci”. (Nikołaj Nikulin)

„Oznajmiono ci, człowiecze, co jest dobre; i czego Pan żąda od ciebie. Tylko abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem”. (Mi 6,8)

W 2013 roku ukazała się w Polsce frontowa opowieść szeregowe­go żołnierza Armii Czerwonej Nikołaja Nikulina (1923–2009) za­tytułowana Soldat[1]. Po napadzie Hitlera na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku, tuż po ukończeniu liceum, osiemnastoletni Nikulin został wcielony do wojska i wysłany na front. Najpierw brał udział w przerwaniu blokady Leningradu, a potem jako jeden z niewielu przeszedł cały szlak bojowy od Leningradu przez War­szawę i Gdańsk aż do Berlina. Otrzymał kilkanaście odznaczeń i nagród za bohaterstwo i odwagę.

Strach zmuszał żołnierzy, by pójść na śmierć

Opowiadania Nikulina nie wpisują się w propagandowy radziecki mit wielkiej heroicznej wojny ojczyźnianej prezentowany w książ­kach pisanych przez dowódców, literatów czy korespondentów wojennych. Autor nie opowiada też o niemieckich zbrodniach popełnionych na terenach Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Koncentruje się niemal wyłącznie na swoim środo­wisku frontowym, na zachowaniu pobratymców. Otwarcie pisze o okrucieństwie sowieckich żołnierzy, ich rabunkach, gwałtach, bezlitosnych decyzjach dowództwa, dla których życie szeregowca nie było wiele warte. Ukazuje całą niesprawiedliwość frontową, bezwzględność radzieckiej machiny wojennej. „Najgorsza była nie tylko świadomość nieuniknionej śmierci, ale podłość bliźniego, rozpasanie ułomności ludzkich i panowanie brutalnej siły. Spuch­nięty z głodu chlipiesz cienką zupkę, a obok ciebie oficer żre ma­sło” (Soldat, s. 53) – wyznaje autor.

Książka pokazuje okrutną prawdę o frontach ojczyźnianej wojny: o błotnistych okopach jesienią, zimowym siarczystym mrozie, do­tkliwym głodzie, kalectwie i ciągłym strachu. „Jednego razu mina zabiła konia przechodzącego obok mnie. W ciągu dwudziestu mi­nut została z niego grzywa i wnętrzności, bo tacy artyści jak ja mo­mentalnie pokroili zwierzę na kawałki. Woźnica nawet nie zdążył się zorientować, jak został na saniach z samymi lejcami w ręku” (Soldat, s. 33) – wspomina.

Autor demaskuje wydawane i wykonywane na ślepo rozkazy, któ­re skazywały na pewną śmierć tysiące żołnierzy, szczególnie re­krutów. „Atakować – dzwoni generał z ciepłego gabinetu. Atako­wać – krzyczy pułkownik z solidnej ziemianki. I podnosi się setka Iwanów, i brnie w głębokim śniegu w krzyżowy ogień niemieckich karabinów maszynowych” (Soldat, s. 45), choć wiedzą, że atak nie ma sensu i padną kolejne trupy.

Żołnierz radziecki szedł na umocnienia wroga popychany przez strach. Autor stwierdza: „Przerażające było spotkanie z Niemcami, z ich karabinami maszynowymi i czołgami, z całą tą ogniową ma­szynką do mielenia mięsa”. Ale nie mniejszy strach budziła groź­ba karnej egzekucji: „Żeby utrzymać w posłuszeństwie amorficzną masę źle wyszkolonych żołnierzy, rozstrzeliwano przed walką. Ła­pano dochodiagów[2] lub dezerterów, których nigdy nie brakowało, i bez wyjaśnień wykańczano ich profilaktycznie. Skutkowało to tym, że lęk przed komisarzami i całym NKWD był często więk­szy niż przed Niemcami. A podczas ataku, jeśli dasz krok do tyłu, dostaniesz kulkę od oddziału zaporowego. Strach zmuszał żołnie­rzy, by pójść na śmierć” (Soldat, s. 52). Nasz bohater z najwyższym obrzydzeniem wspomina okrucieństwo sowieckich żołnierzy na terenach pokonanej Rzeszy: gwałty na niemieckich kobietach, mordy ludności cywilnej, kradzieże. Nikulin pisze szczerze o swo­ich doświadczeniach wojennych i nikogo nie oszczędza: „gospoda­rza Kremla”, dowództwa, ale też prostych żołnierzy, w tym także swoich kolegów i siebie.

Wymieść z zakamarków pamięci nikczemność i draństwo

Wojna wżarła się w psychikę, duszę i umysł nastolatka Nikołaja Nikulina tak głęboko, że przez trzydzieści lat po wojnie nie mógł się uporać z traumą i koszmarami sennymi. Jego towarzysze bro­ni ratowali się jak mogli; jedni pili, inni stawali się bandytami, jeszcze inni prowadzili nędzne życie bezdomnych. A byli i tacy, którzy domagali się od władz prawdy o wojnie i całym sowieckim systemie; ale tych ostatnich władza radziecka skutecznie „leczy­ła” w więzieniach i łagrach. Nikulin ratował się pracoholizmem[3].

Jesienią 1975 roku postanowił pomóc sobie, przelewając na papier cały swój wojenny ból: „Podobnie jak na Zachodzie ludzie idą do psychoanalityka, wyjawiają mu swoje niepokoje, tajemnice w na­dziei, że wyzdrowieją i odzyskają spokój, tak ja zasiadłem do pisa­nia, by spróbować z zakamarków pamięci wymieść siedzące głę­boko nikczemności i draństwa, żeby uciec od przytłaczających obrazów”. Wspomnienia pisane były wyłącznie dla siebie, stąd też są one „bardzo osobiste i skrajnie subiektywne. Nie mogą być obiektywne także dlatego, że wojnę przeżyłem jako młodzieniec, prawie dziecko – bez jakiegokolwiek doświadczenia życiowego, wiedzy o naturze człowieka, nie potrafiąc bronić się przed ciosami losu” (Soldat, s. 13). Rękopis przeleżał jednak w szufladzie kolej­ne trzydzieści lat. Autor był świadom, że za demaskowanie mitu wojny ojczyźnianej groziły mu łagry. I choć wspomnienia ukazały się dopiero w 2007 roku w niewielkim nakładzie, szybko zostały zauważone i dotarły do szerokiego czytelnika w Rosji i za granicą.

Poczułem cenę dobra i sprawiedliwości

W pierwszych miesiącach pobytu na froncie Nikulin żył jak w ma­lignie, zdezorientowany, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół. „Umysł przygasł i ledwie się tlił w moim głodnym, umordowanym ciele. Miałem osiemnaście lat. Życie duchowe bu­dziło się z rzadka” (Soldat, s. 57). Usiłował ratować się, wracając do przeszłości. Leżąc w ciemnej ziemiance, zamykał oczy i przy­woływał w pamięci dom, matkę, słoneczne lato, Ermitaż, książki, melodie. Ale takie zachowanie na froncie było podejrzane, nie­bezpieczna ucieczka od rzeczywistości, emigracja wewnętrzna. Dla radzieckiego dowództwa żołnierz oddający się marzeniom był zwyczajnym buntownikiem, miał wykonywać rozkazy, a nie marzyć i myśleć. Zmianę w zachowaniu Nikulina zauważył jeden z jego przełożonych: „…mać, co tak chodzisz bez broni, z kwiat­kiem w ręku, jak Eugeniusz Oniegin. Marsz do armaty” (Soldat, s. 58) – skomentował. Ale ta właśnie emigracja wewnętrzna stała się dla autora „maleńkim, palącym się słabiutko, ale rozgrzewają­cym ogieńkiem nadziei pośród mrocznego świata barbarzyństwa, głodu i śmierci” (Soldat, s. 57).

Właśnie wtedy, gdy jako osiemnastolatek był naocznym świad­kiem zbrodni, bestialstwa i tchórzostwa, postanowił w duszy trzy­mać się jak najdalej „od niegodziwości, podejrzanych spraw, złych ludzi, a przede wszystkim od aktywnego udziału w brutalnym żoł­nierskim życiu, od stanowisk dowódczych”. Poczułem „cenę dobra, sprawiedliwości, nad którymi wcześniej się nie zastanawiałem” (Soldat, s. 58). Wojna zdeprawowała moralnie i duchowo wielu, ale kruchego i bezbronnego Nikulina wzmocniła. Agnieszka Knyt, tłumaczka, podkreśla, że opowiadania Nikulina są „uczciwą, pełną trzeźwego dystansu próbą rozliczenia się z przeszłością. W dużym stopniu próbą udaną – dzięki temu, że w okrutnym czasie wojny potrafił ochronić w sobie istotę człowieczeństwa” (Soldat, s. 12).

Rozmyślania na zgniłej więziennej słomie

Podobną walkę o swoje człowieczeństwo opisał Aleksander Sołże­nicyn (1918–2008) w Archipelagu Gułag[4]. Dzieło to, po raz pierw­szy wydane w 1973 roku na Zachodzie, przyczyniło się do zdema­skowania „sowieckiego raju” w oczach lewicujących zachodnich społeczeństw w latach siedemdziesiątych XX wieku.

Sołżenicyn został zmobilizowany do wojska jako student matema­tyki i fizyki i wysłany najpierw na kurs oficerski. „Dobrze pamię­tam, że właśnie na kursach oficerskich poznałem radość uprosz­czenia: być wojskowym, a więc nie zastanawiać się. Była to radość zjednoczenia z tymi, którzy żyją jak inni, tak jak to jest przyjęte w naszym środowisku wojskowym. Radość zapomnienia o ducho­wych subtelnościach, znanych od dzieciństwa” (Archipelag, t. I, s. 155). Tak zaczęła się deprawacja sumienia. 

Jako człowiek inteligentny, a jednocześnie dostosowujący się do środowiska, robił w wojsku karierę. I choć był pięć lat starszy od Nikulina, lepiej wykształcony, to jednak moralnie cofał się w roz­woju, uczestnicząc w bestialstwach wojny. „Jak inni” tak i on ślepo wykonywał rozkazy przełożonych. Po latach wyzna: „Gdy dano mi w ręce władzę – i to w nadmiarze – stałem się mordercą i zadawa­łem ludziom gwałt. Nawet gdy czyniłem zło, byłem przekonany, że postępki moje są dobre” (Archipelag, t. II, s. 532–534). Był takim samym aroganckim i pysznym oficerem, jakich opisywał Nikulin.

W 1945 roku został aresztowany za napisanie kilku krytycznych zdań o Stalinie do swojego przyjaciela i skazany na osiem lat ła­grów. Po latach w Archipelagu Gułag opisze kompromitujący go epizod, jaki miał miejsce przy jego aresztowaniu. Gdy naczelnik konwoju skinął na niego, by niósł swoją walizkę, urażony odpo­wiedział butnie: „Jestem oficerem. Niech niesie ten Niemiec” (Archipelag, t. I, s. 157), wskazując na jeńca. Choć miał wiedzę o systemie władzy radzieckiej, to jednak nie docierało do niego, że w chwili aresztowania został zdegradowany i stał się takim samym sowieckim niewolnikiem jak niemiecki jeniec, który miał nieść jego bagaż.

Całą brutalność, bezprawie i kłamstwo ojczyźnianej wojny i so­wieckiego systemu pojął dopiero w łagrach: „Dopiero na zgniłej, więziennej słomie poczułem w sobie drgnienie dobra. Dopiero pojąłem, że linia oddzielająca zło od dobra przebiega nie między państwami, nie między klasami […]; przecina każde ludzkie serce, nie omijając żadnego” (Archipelag, t. II, s. 532–534).

Lata niewolniczej pracy i poniżenia skruszyły zatwardziałe sumie­nie Sołżenicyna i otworzyły oczy jego duszy. W końcu zobaczył prawdę nie tylko o wojnie, ale także o całym systemie politycz­nym zbudowanym przez bolszewików. Już w łagrach planował swoje dzieło Archipelag Gułag i zbierał do niego materiały. Był szczerze wdzięczny Opatrzności za lata łagrów, ponieważ dzięki nim odzyskał prawość sumienia i uratował swoją duszę. „Nic tak nie sprzyja przebudzeniu w nas zdolności do rozumienia innych jak szarpiące duszę rozmyślania nad własnymi przestępstwami. […] Oto dlaczego powracam do lat, gdy siedziałem za kratą, i po­wiadam: […] Błogosławione bądź więzienie za to, żeś było w moim życiu” (Archipelag, t. II, s. 532–534). Aleksander Sołżenicyn dzięki przebytej drodze moralnej stał się dla całego świata wielkim su­mieniem XX wieku[5].

Bez wątpienia wspomnienia wojenne Nikulina i Sołżenicyna do­brze ukazują, że obecna rosyjska agresja na Ukrainę, z jej kłam­stwami, mordowaniem cywilów, gwałtami i kradzieżami, to kon­tynuacja zbrodniczych tradycji od czasów rewolucji 1917 roku.

Zło jest jedno

Wojenne wspomnienia Nikulina i Sołżenicyna są pięknym świa­dectwem moralnej walki o człowieczeństwo wobec przemocy, de­prawacji, rozpasania i egoizmu, które generują wszystkie wojny: te wielkie, światowe, mające na sumieniu miliony ofiar, jak też te małe, lokalne i środowiskowe wojny, równie zażarte i bezwzględ­ne. Na wojnie człowiek „traci ludzkie oblicze i staje się dzikim zwierzem: żre, śpi i zabija” (Soldat, s. 200).

Czyż nie potwierdzają tego niszczenie ludzi, przekręty, oszustwa, skandale i wszelkie nadużycia o charakterze politycznym, eko­nomicznym, religijnym itd.? Czyżby przemoc, kradzieże, gwałty, obojętność i zbrodnie miały miejsce jedynie w czasie wojen mi­litarnych? Czyż nie zdarzają się one także w zaciszu naszych do­mów, gabinetów, biur, kancelarii, kurii?

Zło jest jedno, a jego częstym źródłem jest śmierć sumienia – gło­su Stwórcy w człowieku. Te same ludzkie nieprawość i zło mają miejsce, choć w innym zakresie, wszędzie tam, gdzie człowiek bezwzględnie eksponuje swoje przywileje i prawa, a jednocześnie, równie bezwzględnie, lekceważy swoje powinności wobec bliź­niego, pomijając całkowicie Prawo Boga. „Osoba to ktoś, wobec kogo można stawiać żądania, kto ma zdolność wychodzenia na­przeciw temu, czego się od niego żąda, a nie tylko zaspokajania własnych potrzeb i pragnień. Jedynie bytowi ludzkiemu kazano być odpowiedzialnym”[6].

Przypisy
[1] N. Nikulin, Soldat. Od Leningradu do Berlina. Frontowa prawda w opowieści szeregowego żołnierza Armii Czerwonej, Warszawa 2013. Dalej: Soldat.
[2] Dochodiaga (ros.) – więzień łagrowy na granicy śmierci z wyczerpania i głodu.
[3] Nikołaj Nikulin, po studiach specjalistycznych, pięćdziesiąt lat pracował w muzeum Ermitażu, najpierw jako przewodnik, a później jako wybitny znawca i kustosz malarstwa niderlandzkiego i niemieckiego. Prowadził także jedną z katedr Historii Sztuki Europejskiej w Instytucie im. Ilii Riepina.
[4] A. Sołżenicyn, Archipelag Gułag 1918–1956, t. I–III, Poznań 2007. Dalej: Archipelag.
[5] Por. A. Sołżenicyn, Żyj bez kłamstwa. Publicystyka z lat 1973–1980, Warszawa 1983.
[6] A.J. Heschel, Kim jest człowiek, Łódź 2018, s. 180.