„Wojna – największe draństwo, jakie kiedykolwiek wymyślił rodzaj ludzki. […] Niszczy w człowieku sumienie; czyli odwieczne zasady moralności, sprawiedliwości, dobroci”. (Nikołaj Nikulin)
„Oznajmiono ci, człowiecze, co jest dobre; i czego Pan żąda od ciebie. Tylko abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem”. (Mi 6,8)
W 2013 roku ukazała się w Polsce frontowa opowieść szeregowego żołnierza Armii Czerwonej Nikołaja Nikulina (1923–2009) zatytułowana Soldat[1]. Po napadzie Hitlera na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku, tuż po ukończeniu liceum, osiemnastoletni Nikulin został wcielony do wojska i wysłany na front. Najpierw brał udział w przerwaniu blokady Leningradu, a potem jako jeden z niewielu przeszedł cały szlak bojowy od Leningradu przez Warszawę i Gdańsk aż do Berlina. Otrzymał kilkanaście odznaczeń i nagród za bohaterstwo i odwagę.
Strach zmuszał żołnierzy, by pójść na śmierć
Opowiadania Nikulina nie wpisują się w propagandowy radziecki mit wielkiej heroicznej wojny ojczyźnianej prezentowany w książkach pisanych przez dowódców, literatów czy korespondentów wojennych. Autor nie opowiada też o niemieckich zbrodniach popełnionych na terenach Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Koncentruje się niemal wyłącznie na swoim środowisku frontowym, na zachowaniu pobratymców. Otwarcie pisze o okrucieństwie sowieckich żołnierzy, ich rabunkach, gwałtach, bezlitosnych decyzjach dowództwa, dla których życie szeregowca nie było wiele warte. Ukazuje całą niesprawiedliwość frontową, bezwzględność radzieckiej machiny wojennej. „Najgorsza była nie tylko świadomość nieuniknionej śmierci, ale podłość bliźniego, rozpasanie ułomności ludzkich i panowanie brutalnej siły. Spuchnięty z głodu chlipiesz cienką zupkę, a obok ciebie oficer żre masło” (Soldat, s. 53) – wyznaje autor.
Książka pokazuje okrutną prawdę o frontach ojczyźnianej wojny: o błotnistych okopach jesienią, zimowym siarczystym mrozie, dotkliwym głodzie, kalectwie i ciągłym strachu. „Jednego razu mina zabiła konia przechodzącego obok mnie. W ciągu dwudziestu minut została z niego grzywa i wnętrzności, bo tacy artyści jak ja momentalnie pokroili zwierzę na kawałki. Woźnica nawet nie zdążył się zorientować, jak został na saniach z samymi lejcami w ręku” (Soldat, s. 33) – wspomina.
Autor demaskuje wydawane i wykonywane na ślepo rozkazy, które skazywały na pewną śmierć tysiące żołnierzy, szczególnie rekrutów. „Atakować – dzwoni generał z ciepłego gabinetu. Atakować – krzyczy pułkownik z solidnej ziemianki. I podnosi się setka Iwanów, i brnie w głębokim śniegu w krzyżowy ogień niemieckich karabinów maszynowych” (Soldat, s. 45), choć wiedzą, że atak nie ma sensu i padną kolejne trupy.
Żołnierz radziecki szedł na umocnienia wroga popychany przez strach. Autor stwierdza: „Przerażające było spotkanie z Niemcami, z ich karabinami maszynowymi i czołgami, z całą tą ogniową maszynką do mielenia mięsa”. Ale nie mniejszy strach budziła groźba karnej egzekucji: „Żeby utrzymać w posłuszeństwie amorficzną masę źle wyszkolonych żołnierzy, rozstrzeliwano przed walką. Łapano dochodiagów[2] lub dezerterów, których nigdy nie brakowało, i bez wyjaśnień wykańczano ich profilaktycznie. Skutkowało to tym, że lęk przed komisarzami i całym NKWD był często większy niż przed Niemcami. A podczas ataku, jeśli dasz krok do tyłu, dostaniesz kulkę od oddziału zaporowego. Strach zmuszał żołnierzy, by pójść na śmierć” (Soldat, s. 52). Nasz bohater z najwyższym obrzydzeniem wspomina okrucieństwo sowieckich żołnierzy na terenach pokonanej Rzeszy: gwałty na niemieckich kobietach, mordy ludności cywilnej, kradzieże. Nikulin pisze szczerze o swoich doświadczeniach wojennych i nikogo nie oszczędza: „gospodarza Kremla”, dowództwa, ale też prostych żołnierzy, w tym także swoich kolegów i siebie.
Wymieść z zakamarków pamięci nikczemność i draństwo
Wojna wżarła się w psychikę, duszę i umysł nastolatka Nikołaja Nikulina tak głęboko, że przez trzydzieści lat po wojnie nie mógł się uporać z traumą i koszmarami sennymi. Jego towarzysze broni ratowali się jak mogli; jedni pili, inni stawali się bandytami, jeszcze inni prowadzili nędzne życie bezdomnych. A byli i tacy, którzy domagali się od władz prawdy o wojnie i całym sowieckim systemie; ale tych ostatnich władza radziecka skutecznie „leczyła” w więzieniach i łagrach. Nikulin ratował się pracoholizmem[3].
Jesienią 1975 roku postanowił pomóc sobie, przelewając na papier cały swój wojenny ból: „Podobnie jak na Zachodzie ludzie idą do psychoanalityka, wyjawiają mu swoje niepokoje, tajemnice w nadziei, że wyzdrowieją i odzyskają spokój, tak ja zasiadłem do pisania, by spróbować z zakamarków pamięci wymieść siedzące głęboko nikczemności i draństwa, żeby uciec od przytłaczających obrazów”. Wspomnienia pisane były wyłącznie dla siebie, stąd też są one „bardzo osobiste i skrajnie subiektywne. Nie mogą być obiektywne także dlatego, że wojnę przeżyłem jako młodzieniec, prawie dziecko – bez jakiegokolwiek doświadczenia życiowego, wiedzy o naturze człowieka, nie potrafiąc bronić się przed ciosami losu” (Soldat, s. 13). Rękopis przeleżał jednak w szufladzie kolejne trzydzieści lat. Autor był świadom, że za demaskowanie mitu wojny ojczyźnianej groziły mu łagry. I choć wspomnienia ukazały się dopiero w 2007 roku w niewielkim nakładzie, szybko zostały zauważone i dotarły do szerokiego czytelnika w Rosji i za granicą.
Poczułem cenę dobra i sprawiedliwości
W pierwszych miesiącach pobytu na froncie Nikulin żył jak w malignie, zdezorientowany, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół. „Umysł przygasł i ledwie się tlił w moim głodnym, umordowanym ciele. Miałem osiemnaście lat. Życie duchowe budziło się z rzadka” (Soldat, s. 57). Usiłował ratować się, wracając do przeszłości. Leżąc w ciemnej ziemiance, zamykał oczy i przywoływał w pamięci dom, matkę, słoneczne lato, Ermitaż, książki, melodie. Ale takie zachowanie na froncie było podejrzane, niebezpieczna ucieczka od rzeczywistości, emigracja wewnętrzna. Dla radzieckiego dowództwa żołnierz oddający się marzeniom był zwyczajnym buntownikiem, miał wykonywać rozkazy, a nie marzyć i myśleć. Zmianę w zachowaniu Nikulina zauważył jeden z jego przełożonych: „…mać, co tak chodzisz bez broni, z kwiatkiem w ręku, jak Eugeniusz Oniegin. Marsz do armaty” (Soldat, s. 58) – skomentował. Ale ta właśnie emigracja wewnętrzna stała się dla autora „maleńkim, palącym się słabiutko, ale rozgrzewającym ogieńkiem nadziei pośród mrocznego świata barbarzyństwa, głodu i śmierci” (Soldat, s. 57).
Właśnie wtedy, gdy jako osiemnastolatek był naocznym świadkiem zbrodni, bestialstwa i tchórzostwa, postanowił w duszy trzymać się jak najdalej „od niegodziwości, podejrzanych spraw, złych ludzi, a przede wszystkim od aktywnego udziału w brutalnym żołnierskim życiu, od stanowisk dowódczych”. Poczułem „cenę dobra, sprawiedliwości, nad którymi wcześniej się nie zastanawiałem” (Soldat, s. 58). Wojna zdeprawowała moralnie i duchowo wielu, ale kruchego i bezbronnego Nikulina wzmocniła. Agnieszka Knyt, tłumaczka, podkreśla, że opowiadania Nikulina są „uczciwą, pełną trzeźwego dystansu próbą rozliczenia się z przeszłością. W dużym stopniu próbą udaną – dzięki temu, że w okrutnym czasie wojny potrafił ochronić w sobie istotę człowieczeństwa” (Soldat, s. 12).
Rozmyślania na zgniłej więziennej słomie
Podobną walkę o swoje człowieczeństwo opisał Aleksander Sołżenicyn (1918–2008) w Archipelagu Gułag[4]. Dzieło to, po raz pierwszy wydane w 1973 roku na Zachodzie, przyczyniło się do zdemaskowania „sowieckiego raju” w oczach lewicujących zachodnich społeczeństw w latach siedemdziesiątych XX wieku.
Sołżenicyn został zmobilizowany do wojska jako student matematyki i fizyki i wysłany najpierw na kurs oficerski. „Dobrze pamiętam, że właśnie na kursach oficerskich poznałem radość uproszczenia: być wojskowym, a więc nie zastanawiać się. Była to radość zjednoczenia z tymi, którzy żyją jak inni, tak jak to jest przyjęte w naszym środowisku wojskowym. Radość zapomnienia o duchowych subtelnościach, znanych od dzieciństwa” (Archipelag, t. I, s. 155). Tak zaczęła się deprawacja sumienia.
Jako człowiek inteligentny, a jednocześnie dostosowujący się do środowiska, robił w wojsku karierę. I choć był pięć lat starszy od Nikulina, lepiej wykształcony, to jednak moralnie cofał się w rozwoju, uczestnicząc w bestialstwach wojny. „Jak inni” tak i on ślepo wykonywał rozkazy przełożonych. Po latach wyzna: „Gdy dano mi w ręce władzę – i to w nadmiarze – stałem się mordercą i zadawałem ludziom gwałt. Nawet gdy czyniłem zło, byłem przekonany, że postępki moje są dobre” (Archipelag, t. II, s. 532–534). Był takim samym aroganckim i pysznym oficerem, jakich opisywał Nikulin.
W 1945 roku został aresztowany za napisanie kilku krytycznych zdań o Stalinie do swojego przyjaciela i skazany na osiem lat łagrów. Po latach w Archipelagu Gułag opisze kompromitujący go epizod, jaki miał miejsce przy jego aresztowaniu. Gdy naczelnik konwoju skinął na niego, by niósł swoją walizkę, urażony odpowiedział butnie: „Jestem oficerem. Niech niesie ten Niemiec” (Archipelag, t. I, s. 157), wskazując na jeńca. Choć miał wiedzę o systemie władzy radzieckiej, to jednak nie docierało do niego, że w chwili aresztowania został zdegradowany i stał się takim samym sowieckim niewolnikiem jak niemiecki jeniec, który miał nieść jego bagaż.
Całą brutalność, bezprawie i kłamstwo ojczyźnianej wojny i sowieckiego systemu pojął dopiero w łagrach: „Dopiero na zgniłej, więziennej słomie poczułem w sobie drgnienie dobra. Dopiero pojąłem, że linia oddzielająca zło od dobra przebiega nie między państwami, nie między klasami […]; przecina każde ludzkie serce, nie omijając żadnego” (Archipelag, t. II, s. 532–534).
Lata niewolniczej pracy i poniżenia skruszyły zatwardziałe sumienie Sołżenicyna i otworzyły oczy jego duszy. W końcu zobaczył prawdę nie tylko o wojnie, ale także o całym systemie politycznym zbudowanym przez bolszewików. Już w łagrach planował swoje dzieło Archipelag Gułag i zbierał do niego materiały. Był szczerze wdzięczny Opatrzności za lata łagrów, ponieważ dzięki nim odzyskał prawość sumienia i uratował swoją duszę. „Nic tak nie sprzyja przebudzeniu w nas zdolności do rozumienia innych jak szarpiące duszę rozmyślania nad własnymi przestępstwami. […] Oto dlaczego powracam do lat, gdy siedziałem za kratą, i powiadam: […] Błogosławione bądź więzienie za to, żeś było w moim życiu” (Archipelag, t. II, s. 532–534). Aleksander Sołżenicyn dzięki przebytej drodze moralnej stał się dla całego świata wielkim sumieniem XX wieku[5].
Bez wątpienia wspomnienia wojenne Nikulina i Sołżenicyna dobrze ukazują, że obecna rosyjska agresja na Ukrainę, z jej kłamstwami, mordowaniem cywilów, gwałtami i kradzieżami, to kontynuacja zbrodniczych tradycji od czasów rewolucji 1917 roku.
Zło jest jedno
Wojenne wspomnienia Nikulina i Sołżenicyna są pięknym świadectwem moralnej walki o człowieczeństwo wobec przemocy, deprawacji, rozpasania i egoizmu, które generują wszystkie wojny: te wielkie, światowe, mające na sumieniu miliony ofiar, jak też te małe, lokalne i środowiskowe wojny, równie zażarte i bezwzględne. Na wojnie człowiek „traci ludzkie oblicze i staje się dzikim zwierzem: żre, śpi i zabija” (Soldat, s. 200).
Czyż nie potwierdzają tego niszczenie ludzi, przekręty, oszustwa, skandale i wszelkie nadużycia o charakterze politycznym, ekonomicznym, religijnym itd.? Czyżby przemoc, kradzieże, gwałty, obojętność i zbrodnie miały miejsce jedynie w czasie wojen militarnych? Czyż nie zdarzają się one także w zaciszu naszych domów, gabinetów, biur, kancelarii, kurii?
Zło jest jedno, a jego częstym źródłem jest śmierć sumienia – głosu Stwórcy w człowieku. Te same ludzkie nieprawość i zło mają miejsce, choć w innym zakresie, wszędzie tam, gdzie człowiek bezwzględnie eksponuje swoje przywileje i prawa, a jednocześnie, równie bezwzględnie, lekceważy swoje powinności wobec bliźniego, pomijając całkowicie Prawo Boga. „Osoba to ktoś, wobec kogo można stawiać żądania, kto ma zdolność wychodzenia naprzeciw temu, czego się od niego żąda, a nie tylko zaspokajania własnych potrzeb i pragnień. Jedynie bytowi ludzkiemu kazano być odpowiedzialnym”[6].
Przypisy
[1] N. Nikulin, Soldat. Od Leningradu do Berlina. Frontowa prawda w opowieści szeregowego żołnierza Armii Czerwonej, Warszawa 2013. Dalej: Soldat.
[2] Dochodiaga (ros.) – więzień łagrowy na granicy śmierci z wyczerpania i głodu.
[3] Nikołaj Nikulin, po studiach specjalistycznych, pięćdziesiąt lat pracował w muzeum Ermitażu, najpierw jako przewodnik, a później jako wybitny znawca i kustosz malarstwa niderlandzkiego i niemieckiego. Prowadził także jedną z katedr Historii Sztuki Europejskiej w Instytucie im. Ilii Riepina.
[4] A. Sołżenicyn, Archipelag Gułag 1918–1956, t. I–III, Poznań 2007. Dalej: Archipelag.
[5] Por. A. Sołżenicyn, Żyj bez kłamstwa. Publicystyka z lat 1973–1980, Warszawa 1983.
[6] A.J. Heschel, Kim jest człowiek, Łódź 2018, s. 180.