Poradnik dla kierownika duchowego

Życie Duchowe • ZIMA 61/2010
Fot. Robert Więcek SJ

Nie powinno dziwić, że gdy temat refleksji dotyczy duchowości chrześcijańskiej, pierwszy ruch to zwrócenie się do lektury podstawowej – Katechizmu Kościoła Katolickiego. I tu zaskoczenie: w indeksie tematycznym brak hasła „kierownictwo duchowe”. Najbliższe mu to „duszpasterstwo – misja pasterska”. Fakt ten kieruje więc nasze rozważanie w stronę przypowieści Chrystusa o dobrym pasterzu. W doświadczeniu parafialnym duszpasterstwo jest relacją pasterza ze społecznością. Kontakty indywidualne są bowiem sporadyczne i dotyczą określonych sytuacji życia. Najbardziej intensywny kontakt ma miejsce w sakramencie pojednania i tu znajduje realizację ta część przypowieści, która mówi o owieczce zabłąkanej, odnalezionej i na ramionach pasterza powracającej do stada, a także o owcy karmiącej, obciążonej i prowadzonej łagodnie...

Z relacji spowiednik – penitent wyrosło kierownictwo duchowe. To relacja niesymetryczna, stabilna w swym podziale ról i postaw. Długo była obciążana elementami wychowania, podporządkowania: posłuszeństwem, dyrektywnością i programową formacją. Dopiero w ostatnich kilkudziesięciu latach pojawiło się nowe jej określenie: „towarzyszenie duchowe”, oznaczające relację osoby podejmującej drogę rozwoju duchowego z osobą towarzyszącą jej, bardziej dojrzałą na tej drodze; relację wolnego wyboru i wolną od podporządkowania. Towarzyszący wyprzedza doświadczeniem, ale nie wyznacza kierunku i nie dyktuje tempa rozwoju.

Dziś – chociaż nadal jest to forma najczęstsza i najbardziej korzystna –kierownictwo duchowe nie musi być połączone z konfesjonałem. O kierownictwo proszone bywają osoby uznane za doświadczone i budzące zaufanie świadectwem życia. Poszukiwanie indywidualnego mistrza życia jest przecież charakterystyczną cechą pierwszej połowy życia człowieka, zresztą w szczególnych sytuacjach pragnienie doznania pomocy duchowej pojawić się może w każdym okresie życia.

Rodzi się pytanie: Kto może podjąć się tego zadania? Charakterystyczny dla naszych czasów kult kompetencji najczęściej akcentuje wiedzę potwierdzoną instytucjonalną „licencją” – o którą także dziś jakby najłatwiej... Tymczasem i Tradycja, i literatura z dziedziny duchowości świadczą o tym, że w tym zakresie zawsze najbardziej owocne było osobiste doświadczenie życia duchowego, a także własne korzystanie z kierownictwa. Mówią o tym wciąż przywoływane pisma Ojców pustyni i wypowiedzi świętych.

Precyzując pojęcie życia duchowego, przyjmuję, że chodzi o życie modlitwy i pracy nad sobą polegającej na integracji motywów działania z odczytywaną w modlitwie wolą Boga. W pojęciu motywacji zawiera się sfera uczuć i relacji międzyludzkich. To niech usprawiedliwi traktowanie tematu głównie od strony psychologicznej, szczególnie psychologii komunikacji, zajmującej się relacjami międzyosobowymi.

 

Osobowość kierownika duchowego

Można podjąć próbę wyliczenia cech charakteryzujących osobowość poszukiwanego kierownika duchowego, którego zadanie kojarzy się najbardziej z przewodnikiem na trudnym szlaku górskim. Nie można prowadzić kogoś trasą, której się samemu nie przebyło i nie zachowało w pamięci jej szczegółów, a także wskazówek własnego przewodnika... Warunki wędrówki bywają zmienne, zależnie od pogody, pory roku, kondycji wędrującego. Dobrze jest więc pozostawać w kontakcie z kimś, kto także przemierza wybraną trasę, co w omawianej dziedzinie nazywa się superwizją. Podkreślając wagę doświadczenia, mam na uwadze zarówno życie modlitwy kierownika duchowego, jak i jego wcześniejsze owocne korzystanie z wewnętrznie zaakceptowanego kierownictwa. To podwójne znaczenie doświadczenia podkreślają współcześni autorzy oraz święci mistycy przeszłości. Na drugim miejscu stawiana bywa wiedza z zakresu teologii duchowości.

Od strony psychologii niezbędna jest zdolność empatii, nawiązywania i utrzymania dobrego kontaktu oraz autentyczność w relacji i wolność od jakiejkolwiek kreacji siebie w roli przewodnika. „Nie można samego siebie ustanowić przewodnikiem duchowym. Na drzwiach można sobie przybić tabliczkę z napisem «psychoterapeuta» albo «notariusz», albo nawet «spowiednik», ale nie można wypisać «przewodnik duchowy». To byłaby groteska” – pisze Wilfried Stinissen OCD w książce Terapia duchowa.

Na ostatnim, a może na pierwszym miejscu należałoby wymienić bezinteresowność przewodnika duchowego. Jego jedynym zyskiem jest sumujące się doświadczenie. Wszelkie satysfakcje w rodzaju potwierdzania własnej wartości, przywiązania uczuciowego ze strony prowadzonych, przeżywania sukcesu kwalifikują się pod rozwagę sumienia jako korzyści nienależne, zagrażające wolności wewnętrznej uczestników relacji towarzyszenia duchowego.

Warta podkreślenia jest umiejętność słuchania – zarówno biernego, jak i aktywnego. Pierwsze zakłada samozaparcie słuchającego, drugie natomiast rozwija to samozaparcie w kierunku powstrzymania się od ocen oraz udzielania rad, a także ograniczenie wypowiedzi do streszczenia treści usłyszanych, co stanowi dla rozmówcy komunikat o wczuwającym się rozumieniu.

 

Przyjęcie osoby

W przebiegu procesu kierownictwa duchowego można wyróżnić kilka etapów. Pierwszy to przyjęcie prośby o towarzyszenie. Następny jest okres poznawania osoby, jej życia i motywów działania. To w pewnym sensie okres próbny, przed pełną zgodą na towarzyszenie. Wyrażenie zgody staje się zobowiązaniem do towarzyszenia – doraźnego, gdy potrzeba pomocy dotyczy określonej sytuacji, bądź systematycznego, niekiedy wieloletniego, jak świadczą o tym historie życia świętych.

Przyjęcie osoby, której ma się towarzyszyć, to najkrótszy etap towarzyszenia, ale z reguły o dużym znaczeniu i pozostający trwale w pamięci poszukującego kierownictwa oraz proszącego o nie. Być może poprzedza go okres obserwacji, opinii i zachęt ze strony innych, może okres korzystania z sakramentu pojednania czy choćby kontaktów w grupach spotkań. Po stronie poszukującego został dokonany wybór i narodziło się zaufanie. Może jeszcze nieśmiałe i kruche, ale także w nim może kryć się utajona chęć zawłaszczenia – tak powszechna we współczesnym głodzie „człowieka dla mnie”. Odpowiedź na nie nie powinna zagrażać zranieniem poprzez odrzucenie czy piętrzeniem warunków. Optymalne na tym etapie będzie przyjęcie bezwarunkowe, akceptacja człowieka takim, jakim w tej chwili jest. To oczywiście akceptacja na kredyt, ale wyznaczy ona klimat rodzącej się relacji. Ten kredyt dotyczy człowieka z całym jego wyposażeniem i obciążeniem jego własną niepowtarzalną historią, oczekiwaniami, potrzebami i pragnieniami.

Dar bezwarunkowej akceptacji jest odpowiedzią na dar zaufania. Powinien być od początku określony w wymiarze czasu oraz uwagi, niepodzielnie skoncentrowanej na rozmówcy. Już poza psychologią kryje się niewymierny dar modlitwy wstawienniczej i miłującej troski.

 

Okres poznawania

Czas trwania tego okresu towarzyszenia jest bardzo trudny do określenia, zależy bowiem od wielu elementów komunikacji i osobowości uczestników. Nie ma on charakteru postępowania diagnostycznego, nie posługuje się żadnym instrumentarium, jakich wiele wypracowała nowoczesna psychologia. W ogóle nie chodzi tu o diagnozę ani o rokowanie. Powodzenie relacji towarzyszenia pozostaje przez cały czas wyłącznie w gestii Ducha Świętego – człowiekowi pozostaje jedynie czujność wobec jego własnej skłonności do błędów mniej lub bardziej uświadamianych. Jedynym terenem procesu poznawania jest czas rozmowy, treść wypowiedzi osoby, której się towarzyszy, oraz jej zachowania niewerbalne. Rzadziej wypowiedzi pisemne – listy czy pamiętniki.

Głównym narzędziem natomiast jest bierne słuchanie – przynajmniej na początku relacji, jeśli chcę uniknąć mimowolnego wpływu na tok i treść wypowiedzi. Należy bowiem do akceptacji pozwolenie drugiemu, by przedstawił mi się takim, jakim chce mi się tu i teraz pokazać. Nie czas na zakwestionowanie, korygowanie, konfrontacje czy oceny. Jego historia bywa krótka lub długa, prosta czy powikłana, on sam w tej historii bierny lub aktywny, ubogi intelektualnie albo bogaty, mniej czy bardziej refleksyjny. Z tej biernie przyjmowanej opowieści stopniowo wyłaniają się ważne dla towarzyszenia elementy osobowości: Na jakim poziomie potrzeb znajdują się jego głody i pragnienia? Która z elementarnych potrzeb stanowi dominantę i główny motyw podejmowanych działań? Może ujawnią się uzależnienia, gdy chodzi o poczucie własnej wartości. Pośrednio ujawni się także prawdziwy motyw prośby o towarzyszenie.

Kluczowe dla relacji towarzyszenia jest istniejące napięcie między dwiema instancjami osobowego „ja” – ja realnym i ja idealnym. Ja idealne bywa utożsamiane z psychoanalitycznym „superego” wytworzonym w historii życia przez wpływy zewnętrznego oddziaływania wychowawczego czy formacyjnego. Manifestuje się ono jako autocenzura czy „żandarm wewnętrzny” dyktujący powinności i wyzwalający poczucie winy, karzący doraźnie negatywną samooceną i wstydem. W ja idealnym zawiera się ideał wychowawczy (superego), ale także własne marzenie człowieka o sobie doskonałym czy świętym. W powstaniu ja idealnego dużą rolę odgrywają osobiste braki i tak zwane kompleksy niższości, popychające do wysiłków kompensacyjnych – czasem do nadkompensacji i rywalizacji.

W popularnym rozumieniu pracy nad sobą, proponowanej wierzącej młodzieży, dominuje wyobrażenie, że polega ona na wyzwoleniu się z obciążonego wadami ja realnego i zrealizowaniu wspaniałego ja idealnego, ukształtowanego na najbardziej imponujących wzorach. Realizacja ja idealnego staje się celem dążenia i rozwoju. W praktyce jest usiłowaniem zrealizowania go poprzez takie zachowania, jakie przypisuje się ideałowi. Uzyskana sprawność grania roli siebie idealnego owocuje iluzją osiągniętego celu i poczuciem winy wobec każdego ujawnienia się starannie wypieranego ze świadomości ja realnego.

Tymczasem to właśnie ja realne zawiera w sobie potencjał rozwojowy, w nim rodzą się uczucia jako sygnały potrzeb domagających się zaspokojenia, jak również poczucia zagrożenia, wyzwalające uczucia obronne: lęki i gniewy czy zazdrości. Mówiąc językiem potocznym, to właśnie ja realne jest prawdziwe – to ono właśnie potrzebuje akceptacji towarzyszącego i na nim winna się skupiać uwaga. Można także powiedzieć, że to właśnie ja realne otrzymuje potrzebne dla rozwoju życia duchowego łaski Ducha Świętego.

Tak więc celem tego początkowego okresu towarzyszenia duchowego jest poznanie i akceptacja człowieka w jego ja realnym. Pierwszym owocem towarzyszenia będzie jego zgoda na to własne ja realne wyrażające się otwartością i szczerością. Towarzyszenie ja idealnemu natomiast przeważnie pozostaje jałowe i bezowocne, utwierdza tylko w iluzjach.

 

Towarzyszenie duchowe

Tematyka rozmów w towarzyszeniu duchowym obejmuje życie modlitwy, motywy podejmowanych w życiu działań oraz uczucia w relacjach międzyludzkich, ale także w relacji z samym sobą. Wcale nierzadko bowiem spotykamy ludzi, którzy serdecznie nienawidzą siebie w swoim ja realnym, zakochani w swym idealnym obrazie. Aby pozostawać w zgodzie z samym sobą, przyczyny każdego negatywnego uczucia lokują poza sobą, najczęściej w złej woli innych ludzi czy okolicznościach. Pielęgnują w sobie poczucie krzywdy i prześladowania, które ratują ich pozytywną samoocenę. Zamiast poszukiwania przyczyn doznanych niepowodzeń i trudności, szukają winnych. Udzielając wielkodusznego przebaczenia, zaniedbują równocześnie jedyne możliwości poznania i usunięcia rzeczywistych przyczyn. Towarzyszącemu nie wolno przyjmować punktu widzenia osoby, której towarzyszy – pomocna okaże się wtedy życzliwa niezgoda.

Warto skupiać uwagę na poziomie potrzeb dominujących w codzienności człowieka. Pierwszym celem pracy nad sobą jest przecież wprowadzenie umiaru w zaspokajaniu potrzeb elementarnych: komfortu życia, poczucia własnej wartości, doznawania miłości erotycznej oraz panowanie nad jedną z tych potrzeb, która wydaje się dominująca (taka jest bowiem psychologiczna treść pojęcia wady głównej i walki z nią). Umiar w zakresie tych potrzeb otwiera człowieka na życie na poziomie potrzeb wyższych: potrzeby rozwoju oraz potrzeby twórczości i służby. Nie stanowi rozwoju na przykład kolekcjonowanie dobrych uczynków dla wzmocnienia poczucia własnej wartości przez zdobycie uznania i miłości innych ludzi.

W dążeniu człowieka do Boga nie można ominąć etapu dominowania w życiu potrzeb wyższych: pragnienia rozwoju i twórczości. Prawdziwy duch służby jest bowiem twórczością, ponieważ każda twórczość kieruje się ku odbiorcy. Uczuciowość związaną z wyższymi potrzebami cechuje trwałość i mniejsze natężenie niż w przypadku tej, która sygnalizuje potrzeby elementarne, osiągając natężenie namiętności i uzależnienia. Potrzeby wyższe są nienasycalne i nie znają przesytu, natomiast otwierają człowieka na tęsknotę za Bogiem jako najwyższą wartością i celem życia. Poziom potrzeb elementarnych także rodzi potrzebę Boga – ale głównie jako Dawcy zaspokojeń, które okazują się niedostępne dla słabości i ograniczeń człowieka oraz jako Sędziego wymierzającego sprawiedliwość. Dlatego ważne jest poznanie obrazu Boga u osoby, której się towarzyszy. Religijność pomijająca zaangażowanie w rozwój, twórczość i służbę skazana jest na stagnację. To religijność zagrożona powierzchownością i rytualizmem.

Najważniejszym tematem towarzyszenia duchowego jest życie modlitwy i rozwój w tym zakresie. Początkowe narastanie intensywności uczuć towarzyszących medytacji obdarza poczuciem rozwoju, jednak stopniowo ta żywość przeżywania wygasa, a pojawiająca się nuda i oschłość niepokoi, niemal napełnia poczuciem winy – „Pewnie źle się modlę” – i próbami odzyskania wcześniejszej radości z kontaktu z Bogiem. Pierwotna gorliwość jakby przygasa i jedynie wierność oraz towarzyszący jej pokój stają się oznaką rozwoju. Dynamika rozwoju życia modlitwy ma swoją bogatą literaturę teologiczną opartą na doświadczeniach mistyków. Brak natomiast odpowiedników w psychologii. Pomoc towarzyszących polega przede wszystkim na podtrzymywaniu wierności i wytrwałości, łagodzeniu niepokoju, wykorzystaniu dostępnej literatury. Długotrwałe okresy oschłości przy zachowanym pokoju serca nie stanowią zagrożenia, raczej przeciwnie, kryje się w nich dynamika rozwoju niedostępnego obserwacji i samoobserwacji.

Narzędziem towarzyszącego pozostaje nadal słuchanie. Na tym etapie jest to słuchanie aktywne, w którym wypowiadający się otrzymuje komunikaty, jak został zrozumiany. Dzięki temu i poprzez stawianie otwartych pytań uczy się nazywać swoje uczucia, odkrywać motywy podejmowanych działań, oceniać środki i przewidywać skutki, nawet odległe, a nade wszystko dokonywać samodzielnie ocen moralnych w całym ich uwikłaniu, zamiast dopytywać o nie kierownika duchowego.

 

Zagrożenia relacji towarzyszenia duchowego

Sprawdzianem i owocem prawidłowego procesu towarzyszenia duchowego jest zachowanie wolności wewnętrznej uczestników relacji towarzyszenia, u osoby prowadzonej nawet istotny wzrost tej wolności. Towarzyszący może poczuć się zbędny i powiększać dystans, pozostając jednak dostępny dla trudniejszych momentów życia duchowego. Ujawniające się po stronie osoby prowadzonej uzależnienie uczuciowe powinno być znakiem ostrzegawczym: albo ujawniają się cechy osobowości bierno-zależnej, albo relacja staje się dobrem samym w sobie, poprawiającym jedynie samopoczucie, ale bezowocnym, albo też występuje zjawisko zawłaszczenia uczuciowego – „Musisz się mną opiekować, bo nie dam sobie rady”.

Towarzyszący także może ujawniać uzależnienie zobrazowane w szlachetnej postaci literackiej Małego Księcia: „Stałem się odpowiedzialny za to, co oswoiłem”. Nie chcę szerzej rozpatrywać zjawiska fascynacji erotycznej czy infantylizmu – gdy zostają zaobserwowane, winny stać się tematem otwartej rozmowy. Doświadczenie dyktuje podejmującemu towarzyszenie duchowe korzystanie także z pomocy kierownika duchowego, zwanej superwizją. Pozwala mu to czuwać nad charakterem relacji towarzyszenia, zachować postawę wczuwająco-rozumiejącą wobec prowadzonego, a jednocześnie mieć pełny wgląd we własne reakcje uczuciowe i ujawniające się skryte potrzeby.

Towarzyszenie duchowe jest aktywnością wypływającą z potrzeby twórczości, realizuje się w relacji międzyludzkiej opartej na bezinteresownej życzliwości. Towarzyszący nie może być nastawiony przede wszystkim na skuteczność, przeważnie nieuchwytną dla niego. Podejmuje służbę w najszlachetniejszym tego pojęcia znaczeniu: staje się pomocnikiem Ducha Świętego w procesie duchowego rozwoju wolnej osoby ludzkiej.