Dar wyznania grzechów

Życie Duchowe • JESIEŃ 80/2014
Dział • Temat numeru
(fot. Joel Olives / Flickr.com / CC BY 2.0)

„Dlaczego miałby tego nie powiedzieć?” (Fiodor Dostojewski).

Myśląc i mówiąc o sakramencie pokuty i pojednania, często mocno podkreślamy rolę grzechu, jego odpuszczenia i poprawy. Pragniemy się go pozbyć, jak usuwa się obciążający balast, który nie podoba się Bogu, sądząc, że zresetowane sumienie da nam gwarancję Jego przychylności i spokojnego życia. Takie jednak – bezosobowe – przeżywanie tego sakramentu podważa jego istotę i może być subtelną formą unikania Boga, który „pojawia się” wtedy, gdy trzeba rozliczyć grzechy i wrócić do „świętego spokoju”, niekoniecznie w zbyt bliskiej Jego obecności. Często w spowiedzi oczekujemy odpuszczenia grzechów, ale nie spotkania. Przychodzimy, aby oczyścić się z nieprzyjemnego brudu i powrócić do swojej bezpiecznej izolacji. Pozostajemy wtedy nieustannie w logice grzechu, który izoluje i niszczy więzi. Możemy w tym kontekście rozróżnić grzeszne przeżywanie grzechu w jego mroku i przeżywanie zbawienne w świetle spotkania.

Tymczasem grzech to nie jedyna i nie najważniejsza „materia” spowiedzi. Chrześcijaństwo nie jest bowiem duchowością grzechu (także spowiedź), lecz spotkania, wzajemnej miłości i przyjaźni. Wszystko staje się tego wyrazem i doświadczeniem – także sakrament pojednania. Myśląc o odpuszczeniu grzechów, często zapominamy o darze ich wyznania, który również jest „materią” spowiedzi. Jeżeli zasadniczą „materią” jest spotkanie z Bogiem i z człowiekiem, to dar wyznania staje się jego istotnym elementem. W etymologii słów opisujących to wydarzenie odnajdujemy ślady tej podstawowej intuicji: łacińskie confessio, angielskie confession i włoskie confessione – „wyznanie”; Beichte od dawnego niemieckiego słowa „wyznać, wypowiedzieć”; spowiedź – od „powiedzieć”. Bogactwo daru wyznania ma wiele wymiarów i jest istotnym owocem tego sakramentu.

Otwarcie

Nie ma spotkania bez otwarcia. Grzech zamyka, a przez to niszczy więzi. To zamknięcie ma w sobie coś definitywnego, zniewalającego i beznadziejnego. Odbiera sens i siłę, by na nowo się otworzyć. Dar sakramentu spowiedzi to dar otwarcia i wyznania, który jest przede wszystkim łaską Boga. Bliskość Boga, Jego otwartość sprawiają, że doświadczamy sensu i siły, aby wypowiedzieć to, co nas zamknęło i nadal zamyka na spotkanie z Bogiem i człowiekiem. Wyznajemy nasze grzechy i inne bolesne sprawy przed Bogiem i wybranym człowiekiem (księdzem), aby być otwartymi na wiele osób. Oczywiście, spowiedź nie jest jedynym miejscem wyznań. Trudne sprawy możemy wypowiedzieć w psychoterapii, w spotkaniu z przyjacielem itp. Sakramentalne confessiones przed Bogiem i człowiekiem są źródłem i wzorem wszelkich dobrych i integrujących wyznań.

Kto nie wyznaje grzechu, ma duże trudności, aby dobrze wyznać swoje uczucia, pragnienia, serdeczne myśli i odważne decyzje. Niewyznanie tych traumatycznych faktów powoduje postawę zamknięcia, wewnętrzny paraliż, który sprawia, że pozostajemy na powierzchni relacji albo je zrywamy. Nie ma powodu, aby te trudne i blokujące fakty wyznawać przed wszystkimi. Taka forma ekshibicjonizmu spowodowałaby ostatecznie jeszcze większe zamknięcie. Otwarcie przed Bogiem i właściwymi osobami wystarczy, aby odrodzić w sobie głęboką postawę otwarcia. Grzech i inne bolesne sprawy nie potrzebują wystaw i nieustannego eksponowania. To może pogłębić postawę zamknięcia. Wszelkie formy ekshibicjonizmu zamykają na możliwość budowania relacji.

Wyznanie i otwartość są istotnym skutkiem działania tego sakramentu. Wyznając, otwieramy się na Boga i na człowieka. Święty Ambroży w komentarzu do Psalmu 118 pisał: „Otwórz swoje drzwi Temu, który przychodzi, otwórz twą duszę, rozszerz wnętrze twego umysłu, aby zobaczył bogactwo prostoty, skarby pokoju, słodycz łaski. Rozszerz swe serce, wybiegnij naprzeciw wiecznej światłości, «która oświeca każdego człowieka». Bez wątpienia prawdziwa światłość jaśnieje wszystkim. Jeżeli jednak ktoś zamyka swe okno, sam siebie pozbawia wiekuistego światła. Gdy więc zamykasz drzwi twego umysłu, Chrystus pozostaje na zewnątrz. Wprawdzie zdołałby wejść, ale nieproszony nie chce się wdzierać, nie chce zmuszać niechętnych”.

Ulga

Często, po dobrej spowiedzi, słyszymy słowa: „Czuję ogromną ulgę, jest mi lżej, gdy to wypowiedziałem”. Osamotnione noszenie grzechu czy innego przeżycia traumatycznego może zniszczyć człowieka, jest bowiem często ciężarem nie do uniesienia. Powoduje przeciążenie całego systemu i wewnętrzną destrukcję. Wyznanie wobec Boga i drugiego człowieka sprawia, że nie noszę tego sam: "Jedni drugiego brzemiona noście" (Ga 6, 2). Ten fragment z Listu do Galatów jest często wykorzystywany do usprawiedliwienia i racjonalizacji przez ludzi przeciążonych różnymi sprawami i problemami. Oznacza on jednak także możliwość oddania komuś swojego ciężaru, wyznania, które daje odciążenie w trudnej sytuacji.

Gdy człowiek sam niesie swój ciężar, staje się niejako jego niewolnikiem i pod tym ciężarem spełnia jego destrukcyjną logikę. Gdy wyznaje, ma wtedy głębokie przeświadczenie, że to on ma swój problem, a nie problem ma jego. Łatwiej wtedy pozytywnie przepracować bolesne doświadczenia, czegoś się nauczyć, wyciągnąć dobre wnioski. Gdy wyznajemy, wtedy pozwalamy, aby wlewało się światło i nadzieja innego spojrzenia. Grzech i izolacja zaciemnią i malują świat mrocznymi barwami.

Obiektywizacja

Gdy grzech lub inne traumatyczne przeżycie pozostają niewypowiedziane, zaciera się prawda o nich. Można wtedy, z jednej strony, zaobserwować tendencję do powiększania znaczenia grzechu, a z drugiej – do pomniejszania go. Nawet pudełko zapałek przyłożone do oka przesłoni „cały świat”. Wtedy to, co niewypowiedziane, świadomie (a częściej nieświadomie) decyduje o rozumieniu, odczuwaniu i widzeniu świata. Wokół niewypowiedzianej traumy tworzy się pesymistyczne myślenie, rzeczywistość zdominowana jest wtedy głównie uczuciem lęku, głębokiego smutku, zniechęcenia i ukrytej agresji. Świat i ludzie jawią się w zagrażający sposób, beznadziejnie, w ogarniającym wszystko przekonaniu, że nic nie ma sensu, nic nie da się zrobić, a zło jest silniejsze od dobra. To, co nie było przed nikim nigdy wyznane, może stać się cichym, destrukcyjnym reżyserem życia. Kobieta, której dzieciństwo zostało zranione rozwodem rodziców, żyje w przekonaniu, że także jej związek może się rozpaść. Owszem, może nieświadomie do tego dążyć. Poczucie zagrożenia i apatii każe wszędzie widzieć zagrożenia i zaczątki schyłku dziejów. Mnożą się prorocy beznadziejności kształtujący światopogląd i kulturę.

Gdy wyznajemy to, co jest trudne, wtedy niejako oddajemy to innej osobie, a poprzez to stwarzamy dystans do tego, co zostało wypowiedziane. Ów dystans pozwala spojrzeć na to inaczej, w obiektywizującej odległości, która odsuwa trudne przeżycie sprzed oczu. Kto wyznaje, ten się dobrze może wyznać, rozeznać w swoim życiu. Światło spojrzenia drugiej osoby, jego świeżość i większa neutralność sprawiają, że widzimy problem wyraźniej i prawdziwiej – zgodnie z powiedzeniem, że dwie pary oczu zobaczą więcej niż jedna. Prawda ma zawsze swój blask. U podstaw grzechu i wielu innych trudnych przeżyć leży kłamstwo, iluzja, która nie ma w sobie blasku. W dialogicznym wyznaniu traumatyczne przeżycie przemienia się w bolesne doświadczenie, w którym ukryte jest jasne świadectwo innego, pełnego nadziei świata. Widzimy wtedy jaśniej, optymistycznej i odsłania się nieoczekiwanie rozległy obraz tego, co pozytywne i sensowne.

Spotkanie

Tym, co powstrzymuje nas przed wyznaniem, jest obawa bycia zlekceważonym, poniżonym czy wręcz odrzuconym. Wyznanie bowiem dokonuje się wobec drugiej osoby i jest wyrazem spotkania. Natomiast to, co wyznajemy, było powodem osłabienia czy wręcz zerwania relacji. Jeżeli pozostaje niewyznane, nieustanie reżyseruje życie w roli odrzuconego. Tymczasem wyznanie tego wobec Boga i mądrego spowiednika odsłania doświadczenie radykalnie inne. Okazuje się bowiem, że grzech jest tylko częścią życia, a jego logika nie obejmuje wszystkiego: "Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5, 20). Odsunięcie od siebie paradygmatu odrzucenia i krzywdy, wy-powiedzenie tego, co niszczyło i dalej niszczy serdeczne relacje, sprawia, że odsłania się nowa przestrzeń logiki spotkania, która jest większa i nieporównywalnie silniejsza od tej, która została oddana. Wyznanie grzechu i innych traumatycznych faktów pozwala miłości wyznać swoje słowo.

Częstym doświadczeniem spowiadającego się i spowiednika jest poczucie zaskakującej i długo już niedoświadczanej bliskości Boga i człowieka. Nie tylko nie tracimy więzi, lecz także doświadczamy jej pogłębienia, a często narodzin (zmartwychwstania). W twórczości Dostojewskiego przewija się przekonanie, że brak wyznania prowadzi do destrukcyjnej izolacji – do grobu. Cała twórczość tego pisarza utkana jest z wyznań, na przykład opowieści-wyznania księcia Myszkina z powieści Idiota, z której pochodzi przytaczane na wstępie motto. To doświadczenie bezpiecznego i serdecznego spotkania w spowiedzi pozostawia pragnienie więzi i budowania bliskich relacji w swoim życiu.

Uzdrowienie

Wyznanie grzechu jest znakiem uzdrowienia i początkiem procesu, który trwa nieraz bardzo długo. Głębokie i trwałe uzdrowienie możliwe jest tylko w spotkaniu. Polega ono także na zobaczeniu i odsuwaniu tego, co utrudnia czy wręcz uniemożliwia mi spotkanie z Bogiem i człowiekiem. Co takiego we mnie mogłoby innym komplikować relację ze mną? A jeżeli w jakimś aspekcie nie jest to możliwe do usunięcia, wtedy uzdrowienie polega na przyjęciu, pokornej akceptacji i zwolnieniu tego aspektu z głównej roli decydującej o moim życiu.

Jest niebezpieczną pokusą sądzić, że najpierw uporządkuję wszystko, a potem się spotkam. Spotkanie jest przed katharsis. Tylko w jego świetle mogę naprawdę zobaczyć to, co pomaga, a co przeszkadza mi w budowaniu szczęśliwych więzi. Dlatego wyznanie jest uzdrawiające, ponieważ już jest wyrazem relacji. W spotkaniu z żoną Ireną rozpoczyna się „jasny okres” w malarstwie Wojciecha Weissa, który zakończył ciemny, wręcz demoniczny etap jego twórczości. Różnicę tę widzimy wyraźnie, gdy stajemy przed jego obrazami: Opętanie (1899), Demon (1904), Otwarte drzwi (1908) czy Przy oknie (1908).

To uzdrawiające otwarcie i wyznanie dokonuje się w spowiedzi przed Bogiem i człowiekiem. Ukazuje to zasadniczą jedność aspektu teologicznego i antropologicznego, chroniąc przed ryzykiem tezy: „Wystarczy wyznać grzech tylko i bezpośrednio Bogu”. Chroni tym samym przed przeciążeniem na przykład psychoterapię, która szybko może zostać nadużyta oczekiwaniem, że wyznanie przed człowiekiem wystarczy. Kto wyznaje „tylko przed Bogiem”, najczęściej wyznaje ciągle przed sobą, a kto spowiada się „tylko przed człowiekiem”, nadużywa jego kompetencji i prowokuje do destrukcyjnego rozczarowania. Od psychoterapii można oczekiwać wiele, ale nie zbyt wiele. Gdy wyznanie przed człowiekiem staje się sakramentalnym miejscem wyznania przed Bogiem i odwrotnie, wtedy dar spotkania i uzdrowienie objawią całą zbawczą potęgę.

Wyznania, confessiones, nie są ostatecznie częścią tylko naszego życia. Raczej wpisują się one we wszystko ogarniające Wyznanie Boga – Jego Objawienie. Nie jest to Wyznanie grzechu, lecz czułej miłości, która stworzyła świat i podtrzymuje go w istnieniu. Obejmuje ona nasze grzechy i wszystko to, co zamyka nas na Wyznanie. To ostatecznie dzięki Niemu mogę opuścić małe i ciasne więzienie mego lęku, które stało się tragicznym miejscem bez okien i drzwi, zobaczyć i wyznać swoje grzechy i napisać księgę życia – wyznać jego pełnię i ostateczne przeznaczenie: „Przyjmij te wyznania, ofiarę, jaką składają moje usta Tobie, który je stworzyłeś i skłoniłeś do tego, by sławiły imię Twoje. Ulecz wszystkie kości moje, aby wołały: Panie, któż podobny Tobie?” (Św. Augustyn, Wyznania 5,1).